- BABCIU!!! DLACZEGO TERAZ?!! POTRZEBUJĘ CIĘ!!
Uklękłam na zimnych, kamieniach i płakałam. Jestem sama…
Nie mam już nikogo… Czy ja coś komuś zrobiłam? Nie zniosę tego!
Po 10 minutach zrobiło mi się zimno i wykończona wróciłam
do pokoju.
Budzik zadzwonił punktualnie o 10:00. Niechętnie wstałam i wykonałam
poranną toaletę. Włożyłam pierwsze lepsze ciuchy i udałam się zjeść śniadanie.
Nawet po ogarnięciu się wyglądałam gorzej, jak siedem nieszczęść. Podpuchnięte,
czerwone oczy, to najbardziej rzucający się efekt wypłakiwania się w tony
chusteczek oraz kilku zarwanych nocy. Wypiłam najmocniejszą kawę, zażyłam
jakieś tabletki i poszłam przygotować ciuchy na pogrzeb. Po 15 minutach
mozolnego szukania wybrałam strój oczywiście w czarnym kolorze. Baletki,
spódnica za kolano, bluzka, żakiet i czapka. Nie miałam najmniejszego zamiaru
się malować, ani maskować swojego okropnego wyglądu. Jestem, jaka jestem, a
innym nic do tego.
O 13:00 zjawiła się Emma z testatorem, oraz ze swoim
wujkiem. Po krótkiej rozmowie okazało się, że babcia w testamencie zapisała mi
dom, swoje oszczędności, których nie było mało i parę czeków. Nie obchodziło
mnie to. Równocześnie to wszystko mogłoby dla mnie nie istnieć.
Po spotkaniu przebrałam się w przygotowany wcześniej
strój i razem z Emmą oraz jej mamą pojechałam do kościoła. Było bardzo dużo
osób. Nie dziwię się. Moja babcia była… znowu potok łez…
Przetrwałam mszę. Sama się sobie dziwię. Przybyli znajomi
patrzyli na mnie z ogromnym współczuciem. Czułam się nieco dziwnie…
Na cmentarzu wszystko działo się szybko, lecz miałam
wrażenie, że świat dla mnie na chwilę się zatrzymał. Patrzyłam z bólem na trumnę, która
zsuwała się coraz niżej… Nie mogłam sobie wyobrazić tego, że już nigdy jej nie
zobaczę…
Podziękowałam wszystkim za przybycie. Chciałam wrócić do
domu samotnie, więc zostałam jeszcze chwilę przy świeżo usypanym kopcu. Jutro w
tym miejscu powinien stanąć pomnik… Babciu… To tak bardzo boli… Teraz wszystko
się zmieni. Nic już nie będzie tak, jak dawniej. Wyprowadzić się? Zapomnieć… A
przynajmniej się starać…
Tak rozmyślałam sobie w drodze do domu. Ze spuszczoną
głową otworzyłam furtkę, gdy usłyszałam nad sobą głos.
- Ania…
Ze strachem spojrzałam w górę. Słońce raziło moje oczy,
lecz po chwili zobaczyłam kogoś, z kim najmniej potrzebowałam teraz rozmawiać.
- Co ty tu robisz? – zapytałam cicho.
- Błagam, pozwól wytłumaczyć…
- Nie! Jay, odczep się wreszcie! O, wybacz. Może to nie
jest twoje prawdziwe imię?! Czemu nie ustąpisz?! – zapytałam podniesionym
głosem.
Coś pchnęło mnie, by wyrzucić z siebie przynajmniej część
krążących po mej głowie pytań.
- Bo… czekaj, co się stało? – spojrzał mi w oczy – Czemu
się tak ubrałaś? Co… co z twoją babcią?!
Odwróciłam wzrok.
- Byłaś na pogrzebie…? Czemu nic nie powie…
- Akurat ty jesteś ostatnią osobą, której bym o tym
powiedziała! I przestań tak na mnie patrzeć! – powiedziałam przez łzy.
- Jak…?
- Uh. Tak, jakbym była najważniejszą osobą w twoim życiu!
– wykrzyczałam i pobiegłam do domu.
Rzuciłam się na łóżko i głowę wtuliłam w poduszkę. Ten
cały czas spędzałam z nimi… z tym przeklętym zespołem… Sama nie wiem czemu, ale
do pozostałych nie odczuwałam żadnych pretensji. Jakoś nigdy nasze rozmowy nie
zbiegły się na ten temat, a Jay… Do cholery, on wiedział!!
Zostałam sama…
Po kolejnej nieprzespanej nocy upajałam
się kubkiem gorącej kawy. Wyglądałam okropnie, uwierzcie. Jeszcze nigdy nie
było ze mną tak źle. Przygotowałam sobie jakiś szybki obiad i poszłam na
cmentarz. Po drodze kupiłam bukiecik stokrotek. Odnalazłszy grób, usiadłam na
ławce i wpatrywałam się w tablicę.
„Ś. P. Lena Blake. *26.06.1943 r. +9.04.2012r. Przeżyła 69 lat. „Bo życie to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.””.
„Ś. P. Lena Blake. *26.06.1943 r. +9.04.2012r. Przeżyła 69 lat. „Bo życie to droga usłana różami, spomiędzy których wystają kolce.””.
- Babciu… pamiętasz ten zespół, którego tak bardzo
nienawidziłam? Jay… Siva… Oni wszyscy są… tym zespołem. Teraz pewnie o tym
wiesz, tak samo, jak o tym, co się stało i… Co mam zrobić? Zaufałam…,
zakochałam się w nim, a on? Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić… Tak
bardzo mi ciebie brakuje…
Po godzinie wróciłam do domu. Chodziłam z kąta w kąt nie wiedząc, co ze
sobą zrobić, gdy rozległ się dzwonek. Nie, nie, nie… Nie mam siły na żadne
rozmowy, ani zbywanie niechcianych gości. Może mój wygląd wystarczy…
Ociągając się podeszłam do drzwi, lekko je uchylając,
lecz na sam widok chciałam je cofnąć. Chłopak zablokował drzwi tak, że nie
mogłam ich zamknąć.
- Ania, musimy porozmawiać – powiedział cicho.
- Seev, proszę… Nie mam ochoty…
- Nie ustąpię… - odpowiedział stanowczo.
Byłam zbyt słaba, by móc się z nim kłócić. Odsunęłam się
i wpuściłam go do środka.
- Dziękuję – wyszeptał i zaprowadziłam go do jadalni.
Usiedliśmy przy stole.
- Czemu on mnie okłamał?
- On? Nie winisz o to nas…, tylko jego?
- Mnie też to dziwi… Ale z wami o tym nie rozmawiałam!
Nikt nie pomyślał, by poruszyć ten temat! I nie dziwi mnie to, bo z jakiego
powodu mielibyśmy rozmawiać akurat o TYM zespole?! Żaden z was… oprócz niego…
Dlaczego?! – krzyknęłam waląc pięścią w stół, by następnie się rozpłakać.
- Jego musisz o to zapytać. Porozmawiaj z nim, pozwól mu
wyjaśnić… Jak się trzymasz? – dodał po chwili namysłu.
Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Chłopak przytulił
mnie mocno.
- Muszę już lecieć. Posiedziałbym dłużej…, ale dobrze
wiesz, że lepiej będzie, jak pójdę… Proszę, porozmawiaj z nim – powiedział i
wyszedł.
„C-moll… Nie. To było… G-dur?”. Siedziałam na łóżku. Gotowa do spania, usiłowałam zagrać
pewną melodię, której nauczyłam się mając 13 lat, ale nic mi z tego nie
wychodziło. Próbowałam się czymś zająć, by zapomnieć o tym, co się ostatnio
wydarzyło, lecz na nic. Zrezygnowana odłożyłam gitarę. Włączyłam radio i
podeszłam do okna.
„- Witamy po
krótkiej przerwie. Nadajemy na żywo z RealRadio, a z nami zespół The Wanted.
Jaką piosenkę wykonacie? Jay?"
Podeszłam do radia
i jak najszybciej chciałam je wyłączyć, lecz w ostatniej chwili się
powstrzymałam.
"- Emm, tę piosenkę
dedykuję bardzo ważnej dla mnie osobie, która straciła ukochaną babcię.
Potrzebuje teraz dużo wsparcia więc… to dla ciebie.’I’ll be your strenght’”.
Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
Ukucnęłam na podłodze i wsłuchałam się w słowa piosenki.
This is not gonna last forever,
It's a time when you must hold on.
And I won’t let you surrender,
And I’ll heal you if you’re broken.
We can stand so tall together.
We can make it through the stormy weather.
We can go through it all together, do it all together, do it all.
I’ll be your strength.
I will, I will, I will.
I’ll be your strength.
Yes oh , yes I will.
It's a time when you must hold on.
And I won’t let you surrender,
And I’ll heal you if you’re broken.
We can stand so tall together.
We can make it through the stormy weather.
We can go through it all together, do it all together, do it all.
I’ll be your strength.
I will, I will, I will.
I’ll be your strength.
Yes oh , yes I will.
Na koszulkę spadały kolejne kropelki łez. Ta piosenka…
Dlaczego on nie chce odpuścić? Dać sobie spokój? Co ja mam teraz o tym
wszystkim myśleć? I czemu powiedział bardzo
ważnej…?
Wyłączyłam radio i położyłam się do łóżka.
„- A może tak… wybaczysz mu? – powiedziała cicho uśmiechnięta starsza kobieta.
Patrzyła na mnie z
czułością i zrozumieniem, bez względu na to, co odpowiem.
- Nie –
powiedziałam po chwili – Chcę tylko wiedzieć, dlaczego?!
- Porozmawiaj z
nim, wtedy się dowiesz. Przecież go kochasz…
- Nie! Takiej
osoby, która cię okłamuje nie można kochać!!
- Nie płacz Słońce.
„…Słońce…”. Tylko
jedna osoba tak się do mnie zwraca…
- Babcia?! –
podniosłam głowę, lecz nikogo już nie było…”
13 kwietnia. Tak, dzisiaj jest 13 kwietnia. Moje urodziny. W dodatku
osiemnaste. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Wszystkiego naj – mruknęłam pod nosem i przeciągnęłam
się.
Jak dobrze jest się wyspać… Zaraz. Co na moim łóżku robi
biała róża?! Może ja jeszcze śpię?
Z lekkim przerażeniem wyszłam z łóżka chwytając kwiat.
Nagle mój wzrok przykuło coś innego. Druga róża na środku pokoju…?! Mam się
bać? Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam otwarte drzwi na balkon. To już nie
jest śmieszne. Podeszłam bliżej. Na barierce była kolejna. Byłam przerażona.
Wyjrzałam przez balkon. Stanęłam jak wryta. Na trawniku z białych róż ułożony był
napis: „Wybacz mi”, przed którym stał
Jay z gitarą w ręku… Cofnęłam się.
- Ania, poczekaj. Nie odchodź. Pozwól mi tylko zaśpiewać.
Z niechęcią wróciłam na miejsce i wsłuchałam się w
piosenkę.
__________
Wybaczcie za taką przerwę... Aż mi wstyd ;( Liceum przerasta ;oo Mam nadzieję, że wybaczycie, a rozdział nie jest tak denny, jak mi się wydaje ;/ Dodałabym wcześniej o dwa tygodnie, ale tydzień przepełniony sprawdzianami + nagła wizyta w szpitalu pokrzyżowały mi plany ;(( nie bądźcie źli ;(
Przepraszam..
♥♥♥