piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 11

12 komentarzy:
                  Jay byłby świetnym aktorem, to było komiczne.
- Ale…, jak sam powiedziałeś dostałeś tego buziaka, a nikt nie mówił, że musisz go poczuć – powiedziałam chwytając za klamkę.
I tu go zagięłam.
- Ale ja chcę takiego porządnego! – dodał po chwili.
Teraz wiedziałam, że będzie mnie gonił. Otworzyłam drzwi i wybiegłam z pokoju. Skierowałam się na schody. Zbiegłam z nich i przy pokonywaniu ostatniego stopnia, potknęłam się o czyjeś buty walające się po podłodze. Próbowałam jakoś złapać równowagę, lecz skończyło się to na tym, że z całej siły rąbnęłam w drzwi kuchni uderzając nimi kogoś wewnątrz niej. Szybko się podniosłam i niepewnie zajrzałam do pomieszczenia.
- Wszyscy żyją…? – zapytałam masując czoło.
Chłopcy spojrzeli na mnie, następnie na Toma, a później na Nathan'a, który… głowę miał całą w cieście!
- Mam cię! Dawaj tego… Co tu się stało?
- Nath! Nic ci nie jest? – zapytałam przerażona podchodząc do niego i zabierając mu miskę z rąk.
Na podłogę skapywało cisto spływające z twarzy poszkodowanego. Powoli podniósł głowę, a ja złapałam za ścierkę i zaczęłam wycierać mu buzię.
- Ja… ja nie chciałam… Przepraszam, tak mi głupio… Zaraz to posprzątam… wybacz mi, ja… - nie dokończyłam, bo chłopak złapał mnie za nadgarstki, tym samym przerywając wykonywaną przeze mnie czynność, którą było wycieranie jego twarzy.
Zapanowała niezręczna  cisza, którą przerwał śmiech Sykes’a.
- Hahaha… Ej! Tylko mi nie mówcie, że to – wskazał swoją twarz – nie wygląda śmiesznie.
W tym momencie wszyscy ryknęli śmiechem, oprócz mnie. Byłam chyba nie w temacie. Jak jego może TO bawić?
- Ale…
- Hej, nic się nie stało – powiedział Nath – Zawsze, gdy coś gotujemy, niezależnie co, ktoś jest brudny. Właśnie zastanawiałem się, kogo i w jaki sposób spotka zaszczyt dłuższej kąpieli, a tu PAC! Tom mnie popchnął i wylądowałem w misce – uśmiechną się pocieszająco.
- Czyli… nie gniewasz się?
- Coś ty. Teraz nikt nie zaprzeczy, że jestem słodki – wyszczerzył się zniewalająco.
- Przykro mi młody. To „coś” na tobie, jest okropnie słone – skrzywił się Max.
Wszyscy spróbowali ciasta.
- Łee.
- Mówiłem „szczyptę”!! – gorączkował się Tom.
- Każdy z nas dodał szczyptę – odparł Max.
- A ile dla was znaczy „szczypta”?
Max pokazał łyżkę, Siva garść, a Nath szklankę. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- To wszystko wyjaśnia – mrukną Parker – Wy tu posprzątajcie, a ja…
- Hej! Gdzie ty się wybierasz? – zapytałam.
- Ja…
- Wszyscy będziemy sprzątać. Bez wyjątków.
- Ale, ja… potrzebuję słodkości!… Po tym słonym cieście przydałoby się parę słodkich buziaków – poruszał brwiami.
- Potrzebujesz słodkości, tak? – powiedziałam i sięgnęłam po szklankę – Proszę – wręczyłam ją zdziwionemu chłopakowi, a następnie nasypałam do niej cukru – Jak się najesz, to powiedz.
Chłopcy wybuchli śmiechem.
- Oj, no dobra, już sprzątam – powiedział Tom odkładając szklankę.
Po chwili kuchnia, łącznie z Nathan'em lśniła czystością. Ja i Seev wyprosiliśmy pozostałych i zabraliśmy się za jakąś normalną kolację. Postanowiliśmy zrobić zapiekanki. Muszę przyznać, że jak na tak proste danie smakowały nieziemsko. Po skończonym posiłku postanowiłam wrócić do domu.
- Będę się zbierać – powiedziałam wstając od stołu.
- Już? – jęknął Max.
- Przecież jeszcze nie raz się zobaczymy.
- Odprowadzę cię – uśmiechnął się Jay.
- Wpadniemy do ciebie w… najbliższej przyszłości.
- Będę czekać. Cześć! – pożegnałam się i razem z Jay'em ruszyłam w drogę powrotną.

- Ekhem – chrząkną Loczek, gdy naciskałam klamkę.
- Coś się stało?
- Chcę buziaka.
- Możesz sobie chcieć – śmiałam się.
- Odprowadziłem cię, a ty nawet buziacka nie das – posmutniał.
Coś się we mnie poruszyło. Mimo, iż on tylko udawał, nie chciałam, by był smutny. Podeszłam bliżej i spojrzałam na niego.
- A jak ci dam, to się uśmiechniesz?
- Powinnaś zapytać : „Po ilu buziaczkach się uśmiechniesz?”.
- Chcesz czy nie.
Pokiwał głową i otarł udawaną łzę. Podniosłam się odrobinę na palcach i pocałowałam go w policzek. Moje ciało po raz kolejny przeszedł dreszcz. Przyjemnie było go pocałować. Czułam, jak się uśmiecha.
- Dziękuję – wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Chłopaki – pokręciłam głową.
- To na razie – uśmiechnął się.
- Pa – odwzajemniłam gest i weszłam do domu.
- Romantycznie – powiedziała babcia.
- Aaa… no, bo…
- Nie wnikam. Kochanie, Luiza zaprosiła mnie do Włoch. Wyjeżdżam jutro po południu, może chcesz jechać ze mną?
- Ja… zostanę – uśmiechnęłam się.
- Jak co roku?
- Wolę posiedzieć w domu.
- Tylko, że teraz masz znajomych…
- Tak, dokładnie.
- Skoro tak, to na lotnisko zawieziesz mnie o 12:00.
- Dobrze – kąciki moich ust powędrowały w górę na widok radości wypisanej na twarzy starszej kobiety.
- To dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedziałam i poszłam wziąć gorącą kąpiel.
Przebrałam się i zmęczona dzisiejszym dniem runęłam na łóżko, by po chwili zasnąć.


- Tom! Możesz przestać się śmiać?! – denerwował się Nathan – Tak, wiem to było śmieszne, ale daj już sobie spokój! Przestaliśmy się zalewać z tego jakieś… Pół godziny temu!
- Ale…, jak ona popchnęła te drzwi… i jak ja ciebie… i ty… BUM! – przerywał Tom, co chwila się śmiejąc.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili Jay, cały czas uśmiechając się, usiadł między mną, a Tomem.
- Aach… - westchnął.
Spojrzeliśmy po sobie, a następnie rzuciliśmy Loczkowi spojrzenie typu: „A tobie co?”.
- Jay…?
Nic. Jak głupi wpatrywał się w telewizor. Nie sądzę, by to on był obiektem tych jego westchnień.
- Jay! – udarł się Seev.
- Słucham cię przyjacielu – odpowiedział spokojnym, rozmarzonym głosem.
Ja i Parker równocześnie odsunęliśmy się od niego.
- Dobrze się czujesz…?
- Owszem.
- Dzwońcie po lekarza – powiedział Nathan z przerażeniem wpatrując się w kolegę.
- Mam pomysł – wyszczerzył się Tom i tanecznym krokiem poszedł do kuchni.
- To my się odsuńmy na bezpieczną odległość 20 kilometrów.
Stanęliśmy przy ścianie. Co prawda nie są to te wspomniane kilometry, ale lepsze to, niż nic. Po chwili Tom, z tym samym uśmiechem na ustach wszedł z nożyczkami w ręce.
- Max powiedz, że on żartuje… - wyszeptał Nath patrząc na mnie.
- Jeśli on to zrobi…
- … zginie – dokończyłem.
- Oh, jakie mam ostre nożyczki, ajć! – grał Tom – O! Spójrzcie! Co to za piękne, długie loczki? Aż się proszą, żeby… je… - mówiąc to chwycił za jeden lok wystający spod czapki.
Z przerażeniem patrzyliśmy na nożyczki… On to zrobi… Jay go zabije, poćwiartuje, zakopie…
- Boże… - wyszeptał Nath.
3 milimetry… 2… 1…
- Nie!! – krzyknęliśmy równocześnie.
Ale on… Zrobił to. Odciął mu jednego z jego ukochanych loczków. Nagle Jay ocknął się z… nawet nie wiem, jak to nazwać, i obejrzał się. Tom schował „dowód” za siebie uśmiechając się sztucznie. Po jego minie widać było, że sam nie wierzył w to, co przed chwilą zrobił.
- Tom… Po co ci te nożyczki? – zapytał.
- Nożyczki? Aa… TE nożyczki. One… są… były mi… No zabrałem je z kuchni, tak.
- Ale po co stoisz z nimi nad moją głową?
- Bo… No, wiesz… zabrałem je, bo… No ssstrasznie ci z tej czapki nitki wystają, wiesz? Chciałem ci je poucinać – wyszczerzył się, a my odetchnęliśmy z ulgą.
- Ale ta czapka taka ma być…?
- Aaa, no widzisz? Ja ci te… niteczki takie ładnie wystające… tak poucinać…, tak. Co to by było, jakbym ci loczka uciął, no nie? Hah…
Jay spojrzał na niego podejrzanie, a my wstrzymaliśmy oddech.
- Ymm, Jay! – zaczął Seev – Co ty taki happy wróciłeś?
- Ja? Ach… Dostałem buziaka!
- Od kogo niby.
- Czy ty serio nie widzisz, jak on na nią patrzy? – powiedział Sykes.
Spojrzałem na Loczka. To było pewne, że kiedyś to zauważą. Kwestia czasu, nic więcej.
- Na kogo niby?
- Powtarzasz się Parker.
- Tom, ty jesteś tak tępy, czy tylko udajesz? Na Anię, a na kogo.
- Jay…?
- No co.
- Ona ci się podoba?
- I co z tego? Jak jej powiem, to pomyśli, że chcę ją wykorzystać.
- Przestań. Pasujecie do siebie – stwierdził Nathan.
- Tak, ja 22, ona 17 lat.
- Stary – poklepał go mulat – wiek, to tylko liczba.
- Serio? „Stary”? Teraz to żeś mnie pocieszył.


                  Zaspałam! Cholera, no! 11:56. W 5 minut ogarnęłam twarz. Pospiesznie wciągnęłam granatowe rurki, ubrałam biały T-shirt w fioletowo-różowe paski, zabrałam ciemnoniebieską czapkę i zbiegłam na dół. Babcia stała przy drzwiach, gotowa z dwoma walizkami. Porwałam z kuchni bułkę i wyszłyśmy z domu. Włożyłam bagaże do samochodu i ruszyłyśmy.

- Pozdrów ode mnie Lindę – powiedziałam całując babcię na pożegnanie.
- Dobrze – uśmiechnęła się – Który dzisiaj?
- Ym, 30 marzec.
- Za dwa tygodnie masz urodziny, tak?
- Rzeczywiście.
- To zacznij planować… Na mnie już czas. Wrócę za tydzień. Do widzenia Aniu.
- Do widzenia babciu – pożegnałam się.
Poczekałam, aż kobieta wejdzie do tunelu i wróciłam do samochodu. Co do daty urodzin, to mam stu procentową pewność, bo kiedy babcia mnie znalazła, miałam na ręce obrączkę z dniem urodzenia. Niestety, kartka wewnątrz bransoletki była urwana, dlatego nie znam swojego prawdziwego imienia i nazwiska. Urodziłam się w piątek, 13. Pech, no nie? Jakoś niespecjalnie się tym przejmuję.
Weszłam do domu i udałam się do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na tt. Po ogarnięciu wszystkiego, napisałam: „Anna sama w domu xD”. Jak w filmie. Wyłączyłam urządzenie i poszłam na TV. Po kilku minutach rozległ się dzwonek. Ciekawe kogo tu przyniosło? Podniosłam cztery litery i otworzyłam drzwi.
- Co… co wy tu robicie? – zapytałam na widok pięciu szerokich uśmiechów.

__________
Takie tam ;). Się niedługo będzie działo ;). Wiem, że w takim momencie się nie przerywa, ale z next rozdział będzie lepszy moment a jego przerwać bym nie chciała ;). Lecę nadrabiać Wasze boskie blogi i dziękuję za 5 komentarzy1! ;** Kocham Was ;**


♥♥♥

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 10

7 komentarzy:
                  Promienie słoneczne, przedzierające się przez zasłonę raziły moje oczy. Przetarłam je i przewróciłam się na drugi bok. Niestety, moje łóżko nie posiada dziesięciu metrów szerokości i ten nieszczęsny obrót zakończył się upadkiem.
- Ała – jęknęłam pod nosem – Dobry początek.
Podniosłam się i w piżamach zeszłam na dół.
- Aaaach – ziewnęłam przytykając buzię – Dzień dobry babciu.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się – Dziś jest jakiś wyjątkowy dzień? Pierwszy raz zeszłaś na śniadanie w takim stanie.
Spojrzałam po sobie. Rzeczywiście; w piżamach, poczochrana, nieumyta. Zawsze, zanim zjawiłam się w kuchni, doprowadzałam się do porządku, a dzisiaj? Dziwne, dziwne…
Wyciągnęłam miskę do której nasypałam sobie płatków i nalałam mleka.
- Zmieniłaś się – powiedziała babcia bacznie mi się przyglądając.
- Ja? – zapytałam zdziwiona.
- Masz znajomych.
- Aa… No tak. Miałaś rację babciu – dodałam po chwili – Nie powinnam była unikać ludzi.
- Kolacja się udała? – pani Lena zmieniła temat.
Zapewne wiedziała, że ciężko jest mi przyznawać komuś rację, po tym, jak zarzekałam się i twardo broniłam swojego zdania. Skoro o tym mowa, to z wybaczeniem komuś czegoś, co mnie uraziło, było jeszcze gorzej. Trudno było mi dać komuś drugą szansę.
- Tak. Oh, babciu, żebyś ty tylko widziała, jak Nareesha… Może zacznę od początku – powiedziałam kończąc śniadanie.
Opowiedziałam babci wszystko. Jak poznałam Seev'a, o przygotowaniu kolacji, o chłopcach… Poczułam nieznaczną ulgę. To było dla mnie coś nowego, coś… czego bałam się zrobić. A teraz podzieliłam się z babcią wszystkimi moimi uczuciami.
- Cieszę się, że masz przyjaciół. Lecz widzę, że coś cię niepokoi. Chodzi o odrzucenie tych zasad?
- Nie…, to nie to… Zaraz. Ale mnie nic nie martwi.
- Więc czemu odpowiedziałaś „to nie to”?
- Ymm… Bo…
- Chodzi o tego chłopca? – uśmiechnęła się.
- Nie! O żadnego chłopaka. Nic z tych rzeczy, Jay… to tylko i wyłącznie przyjaciel.
- Kochanie, skąd wiesz, że to jego miałam na myśli? Nie powiedziałam, iż to Jay.
Wkopałam się. Chwila! W nic się wkopać nie mogłam, bo on wcale mnie nie martwi! Koniec, kropka.
- Ja… Pójdę się przebrać – powiedziałam wkładają miskę do zlewu i udałam się do pokoju. Umyłam twarz i rozczesałam włosy. Następnie otworzyłam na oścież drzwi balkonu, by przewietrzyć pokój. Słońce znajdujące się wysoko na niebie wskazywało godzinę 12:00. Włożyłam beżowe szorty i granatową bokserkę. Czapka obowiązkowo. Do kieszeni włożyłam moje LG i ponownie zeszłam na dół.
- Babciu, idę na zakupy.
- Właśnie miałam cię o to poprosić – uśmiechnęła się promiennie – Proszę. Tutaj jest lista – podała mi kartkę – Pieniądze są w jadalni na stole.
Zabrałam je i wyszłam. Wsiadłam do samochodu i udałam się do sklepu, w którym zawsze robię zakupy.
Gdy wszystkie pozycje z listy znajdowały się w siatce, postanowiłam zajrzeć do galerii. Nie miałam przy sobie żadnych oszczędności, ale oglądanie nie kosztuje. Zastanawiałam się właśnie nad kupnem jasnoniebieskiej letniej sukienki, gdy zjawię się tu następnym razem, aż ktoś na mnie wpadł.
- Ał…
- Przepraszam, zagapi… Ania?
- Nath?
- Co ty tu robisz? – zapytaliśmy równocześnie.
- Ja przymierzam czapki – uśmiechnął się.
- A ja byłam na zakupach – podniosłam reklamówkę – Wybrałeś już jakąś?
- W tym problem, że nie wiem, którą wziąć. Najchętniej, to kupiłbym wszystkie.
- Haha, nie ma tak łatwo. Hmm… może, ta… żółta?
Chłopak przymierzył wskazaną przeze mnie czapkę.
- Zawsze myślałem, że ten kolor nie będzie mi pasował, a tu proszę – uśmiechnął się – A ty?
- Co ja?
- Przyglądałaś się tamtej sukience.
- Jest ładna, ale to nie mój kolor. Uwielbiam niebieski, ale… nie.
- Ekhem. Ktoś tu myślał tak samo o żółtym – powiedział melodyjnym głosem, uśmiechając się nieziemsko.
- Ale to… no dobrze…
Weszliśmy do sklepu i poprosiłam sprzedawczynię o ściągnięcie sukienki z manekina.
- Sukienka ładna, ale o sobie tego powiedzieć nie mogę. Inna dziewczyna wyglądałaby w niej lepiej – odezwałam się z wnętrza kabiny.
- No pokaż się!
- Nie!
- Mam tam wejść?
- NIE!
- A więc…?
- …Nie.
- Wchodzę.
- NIE!! Stój, już… już idę. Uhh… - westchnęłam i powoli odsunęłam kotarę spuszczając wzrok.
- Uśmiech – powiedział i gdy podniosłam głowę zrobił mi zdjęcie.
- Nathan!!
- No cio. Zaraz dostaniesz opinię czterech ekspertów.
- Ehh… Pójdę się przebrać – odparłam zrezygnowana.
Gdy wyszłam, Nath zaprezentował chyba najszerszy uśmiech na świecie. Podeszłam do niego.
- Na pytanie: „Co sądzicie?” uzyskałem następujące odpowiedzi. Max: Czemu nie chciałem jechać na te zakupy? Ania wygląda super!, Seev: MOJA przyjaciółka jest urocza! A sukienka super!, – nie wiem czemu, ale najbardziej czekałam na opinię Jay'a… - Tom: Ona musi być moją żoną! I Jay: Jest… Piękna ;). Czyli kupujemy.
- My? Ja zapłacę tylko będę musiała wrócić po pieniądze.
- Ale wtedy już jej nie będzie! Na pewno ktoś ją kupi! Ja zapłacę.
- O nie, nie, nie. Co to, to nie. Nie wyrażam zgody!
- Wyrażasz, wyrażasz. Tylko o tym nie wiesz. To… będzie na urodziny – uśmiechnął się chytrze.
- Ale… Nath!
Chłopak zignorował mnie, zabrał sukienkę jakby nigdy nic i poszedł zapłacić.
- Proszę – wręczył mi zapakowany ciuch.
- Nathan… Oddam ci pieniądze.
- Nie! Pieniędzy nie, ale napisałem chłopakom, że każdemu z nas dasz buziaka w policzek, za szczerą, płynącą prosto z serca opinię eksperta.
- Buziak, za sukienkę…? Na pewno nie chcesz pienię…
- Nie. Khm – powiedział przytykając sobie palec do policzka.
Przewróciłam oczami śmiejąc się i dałam mu tego całusa. Obydwoje, zadowoleni wyszliśmy z centrum.
- Wpadniesz dzisiaj do nas?
- Dzisiaj?
- Mhm. Coś tam wykombinujemy.
- No… Dobrze – uśmiechnęłam się.
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Wsiedliśmy do swoich samochodów i odjechaliśmy.
- Jestem!
- Czekałaś na dostawę towaru? – śmiała się pani Lena.
- Przepraszam. Spotkałam Nathan'a i on wybierał czapkę i ja mu pomogłam i on kupił mi sukienkę…
- Ooo.
- …i zaprosił mnie do siebie. Mogłabym…
- Oczywiście! Daj to – wzięła zakupy – Ja je rozpakuję, a ty już leć!
- Wrócę o…
- Kiedy chcesz. Wiem, gdzie i z kim będziesz – posłała mi ciepły uśmiech.
Przytuliłam ją i wybiegłam. Dotarłam w niecałe 10 minut.
- Ania!! – krzyknął Max otwierając mi drzwi.
- Też się cieszę – uśmiechnęłam się.
- Wchodź – zaprosił mnie do środka – Przyszły nasze buziaki!!!
Nie zdążyłam zdjąć butów, a przede mną stało trzech chłopaków nadstawiających swoje policzki.
- Najpierw ja – Max nachylił się, a ja dałam mu obiecanego buziaka.
Tak samo postąpił Tom i Seev.
- A ja? – zapytał Nath.
- Ty już dostałeś – uśmiechnęłam się – A gdzie Jay?
- Poszedł nakarmić Neytiri.
- To ja… Pójdę do niego – powiedziałam i ruszyłam na górę.
Zapukałam i gdy chłopak mnie zaprosił weszłam do środka.
- Hej.
- O, Hej – uśmiechnął się.
Jak ja uwielbiam ten uśmiech…
- Jak sukienka?
- Emm…
- Nie. Tylko mi nie mów, że jej nie wzięłaś.
- Nie, nie. Wzięłam, to znaczy… Nath mi ją kupił, bo… nic przy sobie nie miałam.
- Mądry chłopak. No, ale ja gorszy nie jestem i za opinię eksperta coś się należy – uniósł prawą brew.
- Oczywiście – uśmiechnęłam się.
Podeszłam i chciałam ustami musnąć jego policzek, gdy nagle ktoś zapukał. Chłopak gwałtownie odwrócił głowę i o mały włos się nie pocałowaliśmy. Zrobiłam krok w tył.
- Khmm, proszę!
Boże… to był milimetr… nanometr… tak mało brakowało…!!!
- Ania?
- Yyy, tak?
- Wszystko okej? – zapytał Tom.
- Tak, tak. Zamyśliłam się. Mówiłeś coś?
- Pytałem, czy do ciasta na babeczki trzeba dodać soli, bo Max mówi, że nie.
- Moja babcia zawsze sypnie, ale troszeczkę!
- A nie mówiłem? Dzięki! – uśmiechnął się i wyszedł.
- Mam złe przeczucia, co do tych ich wypieków – powiedziałam.
- Też czarno to widzę. A tego buziaka to dostanę, czy nie?
Pokręciłam głową śmiejąc się. Tym razem zrobiłam to szybko.
- Już? Nawet nie poczułem! – oburzył się.
- Ale ja poczułam – śmiałam się.
- O nie! To się nie liczy. Jeszcze raz.
- Jay, już dostałeś.
- Ale nie poczułem!
- Mam cię opluć, żebyś poczuł? – nie przestawałam się śmiać.
- To ja się wysilam… - czułam, że to będzie monolog; zaczął się do mnie zbliżać, a ja cofałam się do drzwi - …daję ci najszczerszą opinię eksperta, jaką mogę wydać, na jaką mogę się zebrać i dostaję całusa, którego nawet nie poczułem?! Tak mi się odwdzięczasz?!

__________
Się wzięłam zebrałam i napisałam ;). Prawdopodobnie dodałabym go jutro, ale że dwie wspaniałe osoby, z którymi prowadziłam prze interesujące konwersacje na GG, a mianowicie willow oraz LiNkA przyspieszyły to pisanie i dodawanie pojawił się dzisiaj ;) I przez nie wyszedł aż taki długo matko jedyna o.O xD Kocham Was dziewczyny ;**
Dziękuję WSZYSTKIM czytaczom, że są ze mną aż do 10 rozdziału. O.O. Szok. Uwielbiam Was, no ;***
Dedykuję go wspaniałej osobie której bloga oczywiście polecam i znajdziecie go TUTAJ, a mianowicie:
unusual. - Dziękuję za komentarz ;). Na Twojego bloga zaglądam często, gdyż iż zawsze znajdę na nim najnowsze newsy na temat naszych idoli. Jesteś wielka! ;) POLECAM!!!
oraz anonimowej osobie, która złożyła komentarz pod poprzednim rozdziałem ;) Dziękuję za miłe słowa ;**
Mam prośbę czy anonimowi czytacze moglibyście się podpisywać? Chciałabym Wam dedykować niektóre rozdziały. Z góry dziękuję ;**

♥♥♥

wtorek, 28 sierpnia 2012

Rozdział 9

10 komentarzy:
                  Usiadłam na sofie i wzięłam gitarę. Zaczęłam przypominać sobie piosenkę, którą Jay zagrał będąc u mnie przedwczoraj. Słabo mi to szło, ale zależało mi na tym, by wykonać chociaż pierwsze dwa takty. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy widziałam, jak on gra… Powoli to brzdąkanie składało się w jakąś całość. Nagle usłyszałam pukanie. Odłożyłam instrument i podeszłam do drzwi.
- Babciu, przecież wiesz, że nie musisz… Yy, Jay?
- Hej – uśmiechnął się – Zostawiłaś czapkę, więc…
- A… no tak. Ym, wejdź – zaprosiłam go do środka – Przepraszam, że już drugi raz ci tak „uciekłam”, ale babcia…
- Nie musisz się tłumaczyć. Słyszałem, że grałaś?
- O ile można to tak nazwać. Raczej… usiłowałam.
- Pomóc ci?
- Jeśli masz ochotę…
- Siadaj – uśmiechnął się.
Wzięłam gitarę i zaczęłam grać to, co zapamiętałam.
- Nie, nie. Czekaj – przerwał wpatrując się w ruchy strun – Po trzecim takcie grasz C-moll. O tak – powiedział i ukucnął naprzeciw mnie.
Następnie ułożył moje palce w odpowiednich miejscach. Widziałam, jak oddaje się temu zajęciu. Musiał uwielbiać muzykę. Bacznie obserwowałam każdy jego ruch. W pewnym momencie równocześnie na siebie spojrzeliśmy… Te niebieskie oczy…
„…ogarnij się!!…”
- Emm…
- To… spróbuj zagrać od początku – uśmiechnął się ciepło.
Zrobiłam, co kazał i… średnio mi wyszło.
- Prawie dobrze, tylko… - powiedział i następnie, jako że siedziałam na podłodze, usiadł za mną i jeszcze raz pokazał mi, co i jak.
Prawą ręką trzymał gryf i tłumaczył mi, kiedy zmienić chwyt. Za nic nie mogłam się skupić. Czułam bicie jego serca i ten dreszcz za każdym razem, gdy mnie dotykał…
- …Później tak… No i to jest cały refren. Spróbuj – usiadł naprzeciw mnie i uśmiechnął się zachęcająco.
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam grać. Szczerze, to nie myślałam nawet jak i gdzie układam palce. W głowie miałam obraz przed kilku chwil.
- Świetnie – zaczął bić mi brawo.
- Że jak? Wszystko dobrze? Zero błędu?
- Masz talent.
- Mam dobry dzień – uśmiechnęłam się i odłożyłam gitarę.
- Lubisz…
- Tak?
- Lubisz The Wanted?
- Szczerze? Nie znoszę ich.
- Mogę wiedzieć skąd ta nienawiść?
- Uważają się za nie wiadomo kogo, bo są sławni i mają kasę. Zawsze uśmiechnięci, radośni. Pokazują, że w życiu nie ma miejsca na smutek i łzy…
- A… wiesz chociaż, jak wyglądają…?
- Nie. I nie chcę wiedzieć. Nie cierpię ich.
- Masz rodzeństwo? – zapytał po chwili namysłu.
Nagle telefon chłopaka zaczął dzwonić. Przeprosił mnie i odebrał. Co za ulga… Przecież mu nie powiem, że jestem sierotą… Hmm. A wracając do The Wanted. Skąd u niego to zainteresowanie, czy lubię ten zespół?
- Będę się zbierał. Chłopaki mnie „potrzebują” – uśmiechnął się.
Odprowadziłam go. Wyszłam na zewnątrz, przymknęłam drzwi i gdy się odwróciłam stanęłam z nim oko w oko.
„Nie patrz w jego oczy. Nie w oczy!!”.
Wbrew własnym ostrzeżeniom zrobiłam to… Nagle zawiał wiatr; drzwi z impetem uderzyły mnie w plecy i popchnęły na Jay'a.
- Nic ci nie jest? – zapytał z troską obejmując mnie.
- Nie, to… to przeciąg – odparłam.
- Lecę. Wpadnij kiedyś do nas – powiedział odchodząc.
- Kiedyś...
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia – odpowiedziałam masując sobie plecy.
- Ania! – usłyszałam po dłuższej chwili.
Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Seev z… tą dziewczyną. Spojrzała na mnie chłodno.
- Hej – przywitałam się.
- Możemy na chwilę?
- Oczywiście, wchodźcie – otworzyłam im drzwi.
- Dzień dobry – przywitali się z babcią przechodzącą do salonu.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się kobieta.
- Babciu, to jest Siva i jego dziewczyna Nareesha. Seev, Nareesho, to moja babcia.
- Miło nam.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała i odeszła.
- To może chodźmy do mnie.
Zaprowadziłam ich do pokoju i wróciłam do kuchni po sok.
- Co u ciebie słychać? – zapytał Seev, gdy odkładałam tacę z napojem na stolik.
- Może być. A u was?
- Bardzo dobrze – uśmiechnął się – A właśnie. Chciałem was sobie przedstawić. Nareesho, to Ania. Dziewczyna, która pomogła mi przygotować wczorajszą kolację, no i jednocześnie moja najlepsza przyjaciółka.
- To ona ci pomogła? – zapytała oszołomiona.
Seev pokiwał głową, a dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Mulat spojrzał na mnie pytająco, na co ja rozłożyłam ręce.
- Dziękuję ci – powiedziała zwalniając uścisk – To była… najlepsza randka w moim dotychczasowym życiu. No i… chciałam przeprosić za te moje głupie podejrzenia.
- Nic się nie stało. Na twoim miejscu pewnie postąpiłabym tak samo – uśmiechnęłam się.
- Czy ja o czymś nie wiem? – zapytał Seev.
- Nie musisz – odpowiedziałyśmy równo.
Ponownie rozsiadłyśmy się wygodnie i z zaciekawieniem wsłuchiwałam się w słowa Nareeshy. Naprawdę była zachwycona tą kolacją. Z entuzjazmem opowiadała przebieg spotkania gestykulując przy tym wszystko, co możliwe. Tymczasem Siva wpatrywał się w ukochaną z taką czułością… Chciałabym, żeby ktoś kiedyś tak patrzył na mnie… Mało prawdopodobne, ale pomarzyć zawsze można… I pomyśleć, że przez te głupie zasady nie poznałabym ich, nie pomogłabym mu i nie wsłuchiwałabym się teraz w jej przeżycia.

               Około 23:00 Seev i Nareesha postanowili się zbierać. Jeszcze raz podziękowali mi za tę kolację i odjechali. Nari wcale nie jest tak niemiła, jak myślałam na początku. W sumie, to sama byłabym zła na swojego chłopaka i snuła podejrzenia widząc go tu i tam z tą samą dziewczyną… Koniec z zasadami. Zmęczona wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka.

__________
Nie wiem czemu, ale tracę wiarę w  siebie i nie podoba mi się to opowiadanie... Tylko nie bijcie ;). Takie tam, moje domysły i przemyszlenia xD. Dziękuję za poprzednie komentarze ;** Zawsze gdy je czytam, poprawia mi się humor ;** Kocham Was ;**


♥♥♥

niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 8

11 komentarzy:
- Zostały nam tylko dwie godziny! – krzyczałam, gdy biegliśmy do samochodu.
- Przynajmniej o 18:30 musimy wyruszyć!
- Zdążymy coś wybrać, prawda?!
- Tak! Oczywiście, że mam w szafie idealny porządek i wszystko jest wyprasowane!
Spojrzeliśmy po sobie.
- Mam w szafie okropny bałagan!!
Super. Jeśli się wyrobimy to będzie jakiś cud. Dobiegliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
- Masz numer Toma? – zapytał – Jeśli nie, weź moją komórkę i napisz mu, żeby wybrali dla mnie jakieś normalne ciuchy. Czasami oni wiedzą lepiej ode mnie, co mam włożyć.
Zrobiłam, co kazał. Przy okazji przepisałam sobie numery pozostałych. Tak, na wszelki wypadek. Dojechaliśmy. Jak torpedy wystrzeliliśmy z samochodu i wbiegliśmy do domu.
- Idę się odświeżyć! – krzyknął.
- A ja lecę pomóc chłopakom! Tylko gdzie jest twój…
- Schody, pierwsze po lewej!
- Dzięki!
Pobiegłam na górę. Drzwi jego pokoju były otwarte i słychać było namiętne rozmowy.
- Hej! – przywitałam się dysząc.
- Hej!
Gdy zobaczyłam Jay'a przypomniał mi się dzisiejszy poranek, na co moje policzki zrobiły się różowe.
- Co ty taka czerwona? – zapytał Max.
„Przestań się czerwienić. Przestań się czerwienić!”
- Biegliśmy i… Wybraliście coś?
Szybka, niezauważalna zmiana tematu? Najlepszy sposób.
- Coś – uśmiechnął się Nath patrząc na łóżko.
Podeszłam bliżej i zobaczyłam prosty zestaw. Biały T-shit, do tego czarna marynarka, beżowe spodnie i buty tego samego koloru, co bluzka.
- Świetnie.
- Dziękujemy, prawa autorskie zastrzeżone – powiedział Tom – Czy ty… masz czapkę Jay'a?
Spojrzałam na chłopaka.
- To… długa historia – wyręczył mnie.
- Już 17:00!! – krzyknął Seev stając w drzwiach w samym ręczniku.
- Oouuu, stary. Weź nie świeć tą klatą, bo jeszcze kogoś oślepisz! – powiedział Tom zakrywając oczy.
- Chłopaki, dajmy się mu ubrać.
- Wychodzimy!
- Ta… co robimy? – zapytał Nath, gdy staliśmy na korytarzu.
- Ja wracam do domu.
- NIE!! – krzyknęli chórem – Zooostań.
- Proszę, proszę, proszę, proszę, Proooooszę – błagał Max.
- No… dobrze – zgodziłam się.
- Musisz być okropnie głodna, więc… Ja, Max i Tom przygotujemy kolację!! – oświadczył Nathan i we trójkę udali się na parter.
- Oni w kuchni… Wolę tego nie widzieć – powiedział Jay.
- Aż tak? – śmiałam się.
- Pff… Idziemy do mnie?
Pokiwałam głową i udaliśmy się do jego pokoju.
Gdy weszliśmy moim oczom ukazało się duże, dwuosobowe łóżko. Ściany były w kolorze jasnej zieleni. Podłoga wykonana była z ciemnego drewna, a wszystkie meble z jasnego. Na jednej z szafek zauważyłam puste akwarium. Podeszłam do niego i zajrzałam do środka. Nagle poczułam, jak coś powoli pełznie mi po nodze. Zdrętwiałam. Boże. On ma węża, który właśnie po mnie łazi. Powoli spojrzałam w dół i poczułam ogromną ulgę.
- Masz jaszczurkę?
- Tak, tylko… nie mogę jej znaleźć.
- Taka średniej wielkości, szarozielona?
- Dokładnie!
- Znalazłam! – krzyknęłam i chłopak wyszedł ze swojej garderoby.
- Gdzie ty ją… Neytiri!! – przeraził się na widok gada na mojej nodze – Tylko nie krzycz, już ją zabieram.
- Haha, Jay. Spokojnie, może nie umrę – powiedziałam biorąc jaszczurkę na ręce.
Chłopak patrzył na mnie z otwartą buzią.
- Przepraszam. Nie powinnam jej dotykać, ja… już ją odkładam.
- Nie! To… nie o to chodzi, po prostu… Pierwszy raz widzę, żeby dziewczyna nie brzydziła, a co więcej nie bała się jaszczurki.
- Przecież nie ma się czego bać, może mnie nie zje – uśmiechnęłam się i włożyłam zwierzę do terrarium.
Szczerze? Czułam się dziwnie. Nie chodzi mi tu o jaszczurkę, tylko o… niego. Czułam się przy nim swobodnie, a jednocześnie bałam się, by nie palnąć czegoś głupiego. Nawet nie chciałam myśleć, że się…, że ja… NIE!!!
- Ania wróciła do… Oo! – Seev przestraszony wpadł do pokoju – Jak dobrze, że jesteś.
- Co się stało?
- Powiedz, jak wyglądam.
- Jak… Najprzystojniejszy na świecie chłopak, który zabiera swoją dziewczynę na wymarzoną randkę.
- Naprawdę…?
- No idź już – uśmiechnęłam się i wyprowadziłam go na korytarz – Chyba nie chcesz się spóźnić?
- No, nie. Wiesz, masz ładny uśmiech.
- Seev!
- Idę, idę – powiedział i pobiegł na dół.
- Koolaacjaaa!!! – wydarł się Max.
- Mam się bać…? – zapytałam patrząc na Jay'a.
- Cóż… raz kozie śmierć – odpowiedział i zeszliśmy do kuchni.
- Mmm… Co tak pięknie pachnie?
- Bułeczki! – oświadczył Nath.
- Ale takie… normalne? Nic nie przypaliliście? – dziwił się Loczek.
- O co ty nas posądzasz? – oburzył się Tom.
- Ja…
- On nie może wyjść z podziwu, że w tak krótkim czasie przygotowaliście tyle smacznych bułeczek – uśmiechnęłam się.
- Aaa, chyba że. To siadajcie.
- Dzięki – szepną mi na ucho Jay.
Zjadłam chyba z dziesięć drożdżówek.
- Nie wiem, jak wy, ale ja idę się położyć. To pieczenie mnie wykańcza – powiedział Nath masując się po brzuchu.
- Wezmę z ciebie przykład – odparł Max i chłopcy udali się do swoich pokoi.
- Ja tego sprzątać nie będę, więc… Dobranoc!
- Tom!
Zaczęłam się śmiać.
- Chce ci się spać? – zapytał Jay.
- A wiesz, że nie?
- A wiesz, że mi też nie?
- Pochwal się o ile przegrałeś zakład.
- No to chodź – uśmiechnął się i poszliśmy do jego pokoju.
- Uuu… Tylko pół pudła – pokręciłam głową.
- No co – spuścił głowę.
- Oj, nie płacz – pogłaskałam go.
- Już mi przeszło – wyszczerzył się.
- Pff… To, co robimy?
- O tej porze…
- … film? – dokończyłam.
Kurczę. Teraz to palnęłam, jak dzik w sosnę. A co, jeśli „oglądanie filmu” skończy się tak, jak ostatnio? Sama tego chciałam…
Chłopak zaczął szukać czegoś w laptopie.
- Może… Street Dance 2?
Pokiwałam głową. Jay usiadł na łóżku z laptopem na kolanach. Super. Czemu to nie mogła być sofa? Albo nawet podłoga?
- Siadaj – wskazał miejsce obok siebie.
Zaje… Khmm, po prostu cudnie. Usiadłam obok niego i zaczęliśmy film. Podobał mi się; lubiłam taniec. Ja sama tego nie praktykowałam, ale uwielbiałam obserwować, jak ktoś to robi. Cały czas mówiłam sobie, żeby przypadkiem nie zasnąć. „Nie zaśnij… Nie zaśnij… Nie… zaśnij… Nie… zaś… nij…”.
                 „Zasnęłaś!!!”. Otworzyłam oczy. Fuck, zasnęłam. Zerknęłam na zegarek. 10:11. Pięknie! Chciałam wstać, lecz coś mi nie pozwoliło. Poczułam uścisk w talii… Jay mnie obejmował. Spojrzałam na niego i… serce mi zmiękło. Te jego loczki… Każde spojrzenie… STOP! Opanuj się! Wyślizgnęłam się i wyszłam z pokoju. Po cichu zamknęłam drzwi. Cofając się, powoli po omacku szukałam schodów, aż w końcu w kogoś wpadłam. Ze strachu aż podskoczyłam.
- Czemu uciekasz? – zapytaj uśmiechnięty Nath.
- Chcesz, żebym zawału dostała? Uff…
- Masz coś na sumieniu? – podniósł jedną brew.
- Coś ty. Ja… muszę już wracać.
- A śniadanie? Jay śpi? Czemu się skradałaś? – Nathan uporczywie zadawał pytania.
- Uh. Zjem w domu, tak śpi i… nieważne. Pójdę już.
Zbiegłam po schodach i wyszłam z domu. Muszę odpocząć i powoli sobie to wszystko przemyśleć. Poczułam chłód. Zimno coś dzisiaj. Podniosłam ręce i chciałam bardziej naciągnąć czapkę, lecz zorientowałam się, że wcale nie mam jej na głowie! Musiała zostać w pokoju Jay'a… Teraz tam nie wrócę. O nie. Skręciłam do domu.
- Jestem!
- Jak się spało? – zapytała uśmiechnięta babcia.
Nie wiem czemu, ale przytuliłam ją z całej siły.
- Słońce, co się stało?
- Kocham cię babciu.
- Ja ciebie też skarbie.

- Skąd wiedziałaś, że nie wrócę na noc? – zapytałam jedząc naleśniki.
- W tym wieku wiele rzeczy się wie. A ten chłopiec… Jay. Nie wiedziałam, że znaliście się przed spotkaniem z Suzanne.
- Ja też nie.
- Lubisz go?
- Jest miły, ma ład… A co to ma do rzeczy? – opamiętałam się w ostatniej chwili.
- A ten, który cię odwiózł?
- Seev?
- To jemu pomagałaś?
- Tak. Jesteśmy… przyjaciółmi.
- Opowiedz mi coś o nim.
- No… Jest miły…, ma dziewczynę…, wysoki, jego oczy są… chyba brązowe… Tak myślę…
- A Jay?
- Jest zabawny. Tak, jak ja lubi czapki, świetnie gra na gitarze, ma uroczy uśmiech, niebieskie, cudowne oczy. Lubię, gdy się śmieje…
- Ekhem – babcia przerwała tę niekończącą się listę.
- Yyy… To tyle.
- Podoba ci się?
- Nie! Oczywiście, że nie. Ma 22 lata…
- Wiek, to tylko liczba.
- On mi się w żadnym wypadku nie podoba.
- Więc czemu wspomniałaś o wieku? – uśmiechnęła się podejrzliwie – Sivę znasz jeden dzień dłużej, spędzasz z nim więcej czasu i mało o nim wiesz, a Jay? Mogłabyś o nim mówić w nieskończoność, a tak krótko się z nim widziałaś…
- On mi się nie podoba. Babciu, ja zdania nie zmienię – uśmiechnęłam się i poszłam do siebie.
Wzięłam prysznic, umyłam ząbki i włożyłam krótkie beżowe spodenki oraz biały T-shirt. Usiadłam na parapecie i zaczęłam rozmyślać. Od kilku lat przestrzegłam… kurczowo trzymałam się tych trzech zasad… Robiłam wszystko, by ich nie złamać… Nie odzywałam się do nikogo… Przebywałam w domu… Unikałam obcych… Nie myślałam o rozrywce… Wspólnych wypadach na zakupy… O tym, co mnie omija… Gdy wtedy w parku zdecydowałam się mu pomóc, dziwnie się czułam…, ale teraz… cieszę się, że ich poznałam…, że mogę się z nimi śmiać…, żartować…, wygłupiać… Cieszę się, że się zmieniłam. I może dopiero zacznę to pokazywać…, ale jestem dumna, że przełamałam te reguły. A co do tej trzeciej… Nie! Nie, nie, nie! Jay mi się nie podoba. Ani trochę…

__________
Czy ja wiem... Lepiej będę siedzieć cicho i tego o tu ^ powyżej nie skomentuję xD. Dziękuję za 8 komentarzy!! Zaskakujecie mnie za każdym razem ;). Z tego tu miejsca przepraszam, że tak późno komentuję Wasze zacne blogi, ale mam coś mało czasu ostatnio... Ale nadrabiam! ;).
Specjalna dedykacja dla:
LiNkA - Kochane Ty moje Słoneczko!! Dziękuję za tyle miłych słów na GG ;). Sprawiają mi one ogromną radość tym samym wywołując buraczka na twarzy xD. Takie komplementy to wiesz, nie do mnie kieruj ;**. Ży czę Ci dużo, dużo, duuużo weny!! I dziękuję za przemiłe komentarze ;**


♥♥♥

piątek, 24 sierpnia 2012

Rozdział 7

8 komentarzy:
                 Miękko… Mięciutko… Obudziłam się, lecz nie otwierałam oczu. Pośpię sobie jeszcze z godzinkę… Wtuliłam się bardziej w poduszkę… Chwila. Ta poduszka jakaś taka twarda… Moje ciało powoli przyzwyczajało się do otoczenia oraz do tego, gdzie i w jakiej pozycji się znajduje. Poczułam, jak coś trzyma mnie za prawe ramię… Otworzyłam jedno oko… później drugie… Spodziewałabym się wszystkiego, lecz to, co zobaczyłam przerosło moje najśmielsze domysły. Ujrzałam brzuch chłopaka, na którym spoczywała moja ręka. Wzrokiem powędrowałam w górę i moim oczom ukazała się ta sama delikatna twarz z wyjątkiem zamkniętych oczu, na której gdzieniegdzie spoczywały cudne brązowe… yyy… to znaczy… najzwyklejsze…, takie, jak każde inne loczki. Tak, to miałam na myśli. Muszę to wszystko przemyśleć, tylko nie te… Poczułam wibracje w okolicach nogi. Co jest… To mój telefon! Dzisiaj Seev ma randkę! Powoli wypełzłam z objęć chłopaka. Z szafy wyciągnęłam jakieś ciuchy, zabrałam szczotkę do włosów, pierwszą lepszą czapkę leżącą na stole i po cichutku wyszłam na korytarz. Pospiesznie wybrałam numer Sivy.
- Co tam? – usłyszałam radosny głos chłopaka.
- Seev, mam problem. Spałam z Jay'em i…
- Co robiłaś?! – dopiero teraz do mnie doszło, jak to zabrzmiało.
- Nie! To znaczy nie tak, jak myślisz. Wczoraj oglądaliśmy film i zasnęliśmy. Mam go obudzić? – szeptałam.
- Lepiej nie. Wstawanie nie jest jego mocną stroną. A co on tak właściwie robi u ciebie?
- Później ci opowiem, ok? Muszę się przebrać i zaraz będę u ciebie.
- Czekam.
- Narazie.
Rozłączyłam się i zeszłam na dół, by skorzystać z drugiej łazienki. Zajęło mi to 10 minut. Następnie udałam się, by zjeść najważniejszy posiłek dnia.
- Nie śpisz już? – zapytała babcia.
- Dzisiaj Siva, mój znajomy ma randkę i właśnie w tym mam mu pomóc.
Nie wierzę, że powiedziałam znajomy. Jest ze mną coraz gorzej.
- Znajomy…? Wrócisz na noc?
- Oczywiście, że tak.
- Jeśliby do tego nie doszło, będę wiedzieć, gdzie jesteś – uśmiechnęła się.
- Na sto procent wrócę.
- Dobrze.
- Babciu, na górze śpi Jay…
- Jego babcia też została na noc. Nie martw się, zajmiemy się nim.
- Zostawię mu tylko jakąś kartkę i lecę.
- Zrobię ci jakieś kanapki.
Pobiegłam na górę i cichutko weszłam do pokoju. Nawet gdy śpi jest przy… Ymm… Przykładny?! Muszę wziąć się w garść. Sięgnęłam po kartkę i długopis. "Wstałam wcześnie, bo Seev ma dziś randkę i muszę mu pomóc. Twoja babcia też zatrzymała się u nas na noc. Gdy się obudzisz, zejdź na dół. Ania ;)". Przyczepiłam karteczkę na poduszce i wróciłam do babci.
- Lecę!
- Weź chociaż kanapkę!
Zabrałam najmniejszą, która zaraz znalazła się w moim żołądku, ubrałam czapkę i wyszłam. Schodząc po schodach ubierałam buty i zaliczyłam glebę. Super. Podniosłam się i zobaczyłam dziewczynę wpatrującą się we mnie.
- Odczep się od mojego chłopaka! – powiedziała, a raczej krzyknęła.
- Słucham? To chyba pomyłka, ja…
- O nie! Kocham go i żadna panna nie będzie mi podrywać Sivy!
- Aaa. To ty jesteś… Nari?
- Dla ciebie Nareesha!
- Posłuchaj. Po pierwsze, nie krzycz na mnie. Po drugie nie mam zamiaru odbijać ci chłopaka i niszczyć twojego szczęścia. Taka nie jestem. Siva to mój… przyjaciel. Jedyny jakiego mam…
- Zobaczymy – syknęła i poszła.
Wzruszyłam ramionami i pobiegłam do chłopaka.
- Hej. Wchodź – Nath otworzył mi drzwi.
Weszłam do środka. W powietrzu unosił się zapach pieczonego chleba. Na samą myśl o jedzeniu zaczęło mi burczeć w brzuchu.
- Cześć – uśmiechnął się Siva – Kto nie jadł śniadania?
Złapałam się za brzuch, gdyż znów moje narządy zaczęły wygrywać preludia.
- To… idziemy? – zapytałam.
- Najpierw coś zjesz.
- Ale…
- Chodź! – mulat złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do kuchni – Siadaj i mów, jak doszło do tego, że spałaś z Jay'em.
- Wczoraj do mojej babci przyjechała przyjaciółka. Zabrała ze sobą wnuka i jak się okazało jest nim Jay. Poszliśmy do mnie… oglądaliśmy film i zasnęliśmy.
- I z tego wszystkiego wzięłaś jego czapkę? – zapytał przysuwając mi talerz z tostami.
Złapałam się za głowę. Nawet nie wiedziałam, że wzięłam akurat ją.
- Ym, nie. Jay przegrał zakład i od teraz jest moja.
- Masz ich więcej od niego? Nieźle.
- Jak to.
- Jay zwykle zakłada się z innymi, że to on ma ich najwięcej, a tu proszę – uśmiechnął się.
Zjadłam posiłek i poszliśmy wybrać zdjęcia. Skopiowaliśmy je i zabraliśmy się za serca. Chłopak rysował, a ja wycinałam.
- No – zaczął – trochę tego jest.
- Trochę.
- To jak, jedziemy?
- A mamy wszystko, co trzeba?
- Nóż, spinacze, zdjęcia… - mówił wskazując na poszczególne przedmioty.
- …papierowe serca, sznurek, światełka, radio, gitara… To chyba wszystko.
- No i jeszcze koc.
- A… do czego podepniesz lampki?
- Nie bój nic. Wszystko zaplanowałem.
- No to jedziemy.
Wsiedliśmy do auta i udaliśmy się na miejsce.
- Stolik, krzesła i jedzenie zamówiłem w jej ulubionej restauracji. Dostarczą wszystko za godzinę – powiedział, gdy już dotarliśmy.
- A ta tratwa, czy coś…
- Chłopaki obiecali, że się tym zajmą. Wiesz, wolę, żebyś to ty mi pomogła tutaj, niż oni. Jeszcze któryś z nich wpadłby na jakiś „genialny” pomysł i nie skończylibyśmy tego do jutra.
Zaczęliśmy się śmiać. Przypinaliśmy zdjęcia do porozwieszanych wcześniej sznurków i rozmawialiśmy o sobie. W pewnej chwili na polanę zajechała ciężarówka i mężczyźni zaczęli rozkładać tratwę.
- Ymm… Istnieje takie coś, jak wypożyczalnia tratew? – zapytałam zdziwiona.
- Pytaj chłopaków – śmiał się Seev.
Podeszliśmy bliżej i gdy chłopak załatwiał sprawy formalne, ja przyglądałam się pracy nurków, którzy solidnie przytwierdzali przedmiot do dna stawu. Po chwili pojawili się przedstawiciele restauracji „De Luxe” i przygotowywali stolik. Seev o czymś z nimi porozmawiał i podszedł do mnie.
- Oni zajmą się wyglądem tratwy, a my zróbmy próbę światełek.
Posłusznie poszłam z chłopakiem. Za jednym z drzew schowane były akumulatory.
- Główka pracuje – uśmiechnęłam się.
- Jak mogłoby być inaczej.
Połączył te wszystkie kabelki i poszliśmy ocenić efekt końcowy.
- Łał…
- Ty to masz pomysły – powiedział.
Wszystko wyglądało cudownie. Jeśli w dzień lampki tak jasno świecą, to co dopiero będzie wieczorem. Podświetlone zdjęcia będą przywoływać im wspólnie spędzone chwile, a te wycięte serca o tym, że się kochają.
- Dziękuję ci – szepnął – Dziękuję, że wtedy w parku zgodziłaś się pomóc.
- Nie ma za co, Seev. To ja dziękuję, że mam ciebie
Przytuliliśmy się.
- Co z twoimi zasadami? – zapytał, gdy spacerowaliśmy po lesie.
- Ehh – westchnęłam – Złamałam już prawie wszystkie.
- Prawie?
- 0 chłopców…
- No tak…
- Powoli zaczynam rozumieć, że… prędzej, czy później i tak musiałabym z kimś porozmawiać.
- Chwila… Ktoś ci się podoba?
- Yyy… nie, a… czemu tak… sądzisz…?
- Powiedziałaś, że złamałaś już prawie wszystkie… Masz zamiar zrobić to z trzecią?
- Emm…
Nikt mi się nie podoba!
- Już 16:00? – zmieniłam temat.
- O żesz ty! Jeszcze tylko trzy godziny!
- Seev, spokojnie. Wdech, wydech.
- Ale ja nie mam stroju!
- Ta jasne, a ja nie jestem wnuczką mojej babci – palnęłam bez namysłu i skarciłam się za to w duchu, gdy dotarło do mnie znaczenie tych słów.
Wymusiłam sztuczny uśmiech.
- Ale ja naprawdę nie mam się w co ubrać…?
- A pani Lena to moja babcia…?

__________
Jest! Udało mi się go dodać ;). Wybaczcie za tak długie przerwy, ale korzystam z końcówki wakacji i to w nadmiarze xD. Dziękuję wszystkim, którzy TO coś czytają ;). Mam nadzieję, że się spodoba ;).
Dedykuję:
Anku ;D - Co ja bym bez Ciebie zrobiła!! Mój ty Kardiologu kochany! Twoje komentarze zawsze wywołują ogromnego banana na mym pyszczku ;** Rozdział dla Ciebie, za to, że po prostu jesteś ;). Że zaszczycasz mnie rozmowami z Twoją zacną osobą na GG ;)) Kocham Cię!! ;** <33


♥♥♥

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 6

12 komentarzy:
- Seev!! – krzyknęła Nareesha wpadając do salonu.
- Witaj kochanie – podszedłem do niej, by ją pocałować, lecz mnie odepchnęła.
- Hej…
- Zdradzasz mnie!
- Co?! – krzyknąłem.
- Co?! – powtórzyli chłopaki.
- To, co powiedziałam! Widziałam, jak przytulałeś jakąś dziewczynę! Jak możesz! – była bliska płaczu.
- Dziewczynę?!… Aaa. Kochanie, to jest moja przyjaciółka. Wiesz, że kocham tylko ciebie.
- Przy… przyjaciółka? – zapytała.
- Oczywiście – przytuliłem ją.
- Nari, spokojnie. On cię nie zdradza i jestem pewien, że nigdy mu to nie przyjdzie do głowy – poparł mnie Max.
- A skoro już tu jesteś, to bądź także jutro o 19:00. Przygotuj sobie rower, zabieram cię na przejażdżkę.
- Rowerem? Ale jutro przecież jest…
- Wiem. Jutro jest czwartek – pocałowałem ją – Chodź. Odwiozę cię.


- To my pójdziemy do salonu, a ty zabierz gościa do siebie – powiedziała pani Lena – A i jeszcze jedno. W kuchni na blacie jest sok, a w szafce ciasteczka – uśmiechnęła się i razem z Suzanne udały się do salonu.
Ja (która wciąż byłam w „lekkim” szoku) z powrotem założyłam czapkę i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam jedną tacę, lecz niestety nie było możliwości, abym wszystko na niej zmieściła, więc sięgnęłam po drugą. Na jednej postawiłam dwie szklanki oraz dzbanek ze sokiem, a na drugiej miskę, do której wsypałam słodkości. Chciałam wziąć pierwszą tacę, lecz była zbyt ciężka i Jay mnie wyręczył.
- Ja to wezmę – uśmiechnął się.
Nie wiem czemu, ale poczułam, że się rumienię. Tego zjawiska, to już kompletnie wytłumaczyć nie umiem. Wzięłam drugą i ruszyliśmy do mojego pokoju. Łokciem otworzyłam drzwi i postawiłam tacę na stoliku. Chłopak zrobił to samo.
- Siadaj – wskazałam na fotel.
Chłopak zrobił, co kazałam, a sama usiadłam na łóżku. Peszyła mnie nieco jego obecność.
„…3…”.
Że co? Czasem sama nie rozumiem, co ta moja kochana podświadomość chce mi przekazać.
- Nie wiedziałem, że nasze babcie się znają – uśmiechnął się.
- Ja też nie. Pani Le… Khm. Babcia nic mi o tobie nie wspominała.
Jeszcze tego brakuje, żebym się wygadała. Zresztą, zero znajomych. Zasada namber dwa. Uhh… I tak ją złamałam, więc…
- Wy… mieszkacie tak razem? W pięciu? – przerwałam tę ciszę.
- Ymm… tak. Jesteśmy zespołem. Znaczy się…, taka paczka, team. Wiesz, o co chodzi. Znamy się… od dziecka… Grasz? – zapytał wskazując gitarę.
- Brzdąkam sobie od czasu do czasu.
- Mogę?
- Jasne.
Chłopak wziął gitarę i zaczął coś grać. Po chwili zaśpiewał:

Here we go again, 
I kind a wanna be more than friends
So take it easy on me,
I'm afraid you're never satisfied 

Whoa, oh I want some more
Whoa, oh what are you waiting for?
What are you waiting for?
Say goodbye to my heart tonight 

Ciekawe o kim myśli… Uff. Albo w pokoju jest z 30o, albo mam gorączkę.
- Tutaj jest tak gorąco, czy mi się zdaje? – powiedziałam bardziej do siebie.
- Może zdejmij tę czapkę? – uśmiechnął się odkładając instrument.
- O nie! To jedna z moich ulubionych.
- Lubisz je?
- Pewnie. Mam… - zamyśliłam się – trochę ich będzie.
- Mnie nie pobijesz – powiedział rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Jesteś pewny?
- Tak.
- A założysz się? – powiedziałam podnosząc się z łóżka.
- Dobra – wstał – Jeśli wygrasz oddam ci swoją czapkę…
- …,a jeśli ty wygrasz, ja dam ci swoją – podaliśmy sobie ręce.
- Powoli możesz ją ściągać – powiedziałam i weszłam do garderoby.
Wysunęłam pierwsze duże pudło.
- Jedno.
Udałam się po drugie. Co prawda poszło mi z nim troszkę gorzej, ale w końcu wypchałam je na środek pokoju.
- Drugie – powiedziałam uśmiechając się chytrze.
Chłopak podszedł i zajrzał do pudeł wypełnionych po brzegi przeróżnymi czapkami. Następnie z otwartą buzią spojrzał na mnie.
- Przegrałem o pół pudła…
- Ekhem. Czapka się należy – wyciągnęłam rękę.
- Ale to moja ulubiona – jęknął i złapał się za głowę – W takim razie musisz wziąć ją sobie sama.
- Że co?! Powiedziane było, że…
- …, że ci ją oddam ale nikt nie mówił, że zrobię to po dobroci… - miną mnie i kierował się w stronę drzwi.
- Jak cię dorwę… Ta czapka jest moja!! – krzyknęłam i zaczęłam go gonić.
Ten wystrzelił z pokoju i ruszył na parter. Wbiegł do jadalni, więc zapewne przez kuchnię będzie chciał wrócić na górę. Zaczaiłam się przy wyjściu z wspomnianego pomieszczenia. Jay powoli, na palcach wychodził z kuchni. Robił to tyłem, gdyż myślał, że za nim pobiegnę. Stanęłam na palcach (był ode mnie wyższy tylko o głowę), chwyciłam czapkę i zerwałam mu ją z tych jego loczków.
- Mam! Ha-ha-ha!!
Jego mina? Bezcenna. Ile sił w nogach pobiegłam do pokoju. Chciałam go zamknąć na klucz, lecz Jay był szybszy i na moje nieszczęście pchnął drzwi, co skutkowało moim upadkiem na cztery zacne litery. Ależ mi przywalił w nos...
- Wiem, że mnie nie lubisz, ale żeby aż tak? – śmiałam się, a do oczu napływały mi łzy.
Złapałam się za bolące miejsce.
- Nic ci nie jest? Ja to zawsze coś komuś zrobię… – skrzywił się.
- Jak widać, wciąż żyję, więc…
- Płaczesz! Czekaj, skoczę po lód – powiedział i już go nie było.
- Ja nie płaczę, to przez ten nos!
Co się ze mną najlepszego dzieje? Ja… Czy ja przed chwilą się… śmiałam? Przez te kilkanaście lat kurczowo trzymałam się moich trzech nietykalnych, świętych zasad, aż tu jednego dnia pojawia się uroczy chłopak, przy którym… jestem sobą. Numer 1 – złamany, 2 – też, a 3… Chwila czy ja pomyślałam uroczy?!
- Mam! – Jay niczym torpeda wpadł do pokoju i w sekundzie znalazł się przy mnie.
Delikatnie przyłożył mi worek z lodem w bolące miejsce, przy czym miałam okazję lepiej mu się przyjrzeć. Chłopak miał delikatną, nieskazitelną twarz…, lekki zarost…, wąskie, bladoróżowe usta… i te cudowne, niebieskie…
- Boli? – zapytał z troską w głosie.
- Emm…, mniej.
Chłopak bacznie mi się przyglądał. Czułam, że tak, jak ja wcześniej, on teraz krok po kroku analizuje moją twarz. Zarumieniłam się. Hej! Co to za czerwienienie się przy (akurat) nim?
- Już… Khmm, już mi lepiej – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Na pewno?
- Tak. Twoja czapka, trzymaj.
- Ale przecież był zakład. Jest twoja.
- Mówiłeś, że to ulubiona, więc…
- O nie, nie. Wygrałaś zakład więc czapka należy do ciebie. A teraz patrz – uśmiechnął się – Założysz się, że trafię do pudła?
Zaczęłam się śmiać. Chłopak zwinął przedmiot i… trafił w miskę z ciastkami.
- Ale rzut!
Nie mogłam przestać się śmiać. Podeszłam i wyciągnęłam ją z „opresji ciastek”.
- Tylko pierz ją w odpowiedniej temperaturze, nie wiruj, nie prasuj, susz w pozycji pio…
- Spokojnie. Będzie jej u mnie dobrze.
Jay odetchnął z ulgą.
- Oglądamy film? – zapytałam.
- Jasne.
Usiadłam na łóżku włączając telewizor wiszący nad stolikiem, naprzeciw mnie. Jay usiadł obok mnie i podał mi sok.
- Dzięki – powiedziałam i wzięłam szklankę, delikatnie dotykając jego dłoni.
Znów ten dreszcz… Po chwili wybraliśmy jakiś kanał i oglądaliśmy film. W pewnym momencie poczułam narastające zmęczenie i moje oczy powoli się zamknęły. Pamiętam tylko, jak moja głowa bezwładnie opadła na ramię chłopaka…

__________
Jestem w szoku!! 13 komentarzy pod ostatnim rozdziałem?! Oszaleliście? Banan do tej pory nie schodzi mi z twarzy ;D. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że ktoś TO czyta!! Dziękuję Wam :**
Rozdział dedykuję:
Martha . :) - Po przeczytaniu Twojego komentarza jestem w siódmym niebie ^^. Obłoczki, widzisz? -----> ~~ * ~~ I jeszcze słoneczko ;). Dziękuję za tak miłe słowa. To dzięki Tobie tak szybko zabrałam się za pisanie tego rozdziału ;) Dziękuję. Kocham Cię ;**
Martini - Dziękuję za miły komentarz i zapraszam ponownie, mam nadzieję, że wpadniesz ;**


♥♥♥

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział 5

14 komentarzy:
- Podoba się?
- Seev…, to jest… piękne.
- Tylko nie mam pojęcia, jak to wykorzystać.
- Czy to… staw? – zapytałam wskazując palcem błyszczącą się taflę wody.
- No, tak.
Podeszliśmy bliżej.
- Mam pomysł. Do tego pomostu można by przymocować jakąś tratwę, czy coś…
- …i ustawić na niej stolik – dokończył za mnie.
„Angażujesz się…!”
- A…, co umiesz robić najlepiej?
- Hmm – zamyślił się – Zdecydowanie śpiewać.
- Więc… zaśpiewasz jej piosenkę!
- Czemu wcześniej na to nie wpadłem? – pacnął się w czoło – Jej ulubiona to… Heart Vacancy!
- Umiesz grać na gitarze?
- Pewnie!
- Haha, to świetnie – śmiałam się – Zaśpiewasz jej, grając!
„Angażujesz się!!”
- Skombinuję jakieś radio, by przy kolacji włączyć nastrojową muzykę! W każdej chwili będziemy mogli zrobić to! – krzyknął i porwał mnie do tańca.
Zaczęliśmy się wygłupiać. Śpiewał coś pod nosem i wyginaliśmy się w przeróżne strony. Czy był to walc, czy tango – nie wiem, ale nie przestawałam się śmiać.
- Macie jakieś wspólne zdjęcia? – zapytałam przerywając te szalone tańce.
- Coś znajdę, a co? Masz kolejny genialny pomysł?
- Czy genialny, to nie wiem, ale owszem, mam. Skopiujemy te zdjęcia, każde kilka razy i poprzyczepiamy je spinaczami do rozwieszonego wcześniej sznurka. Żeby było jeszcze bardziej romantycznie opleciemy ten sznurek światełkami, tak…
- …by podświetlały zdjęcia! Można jeszcze wyciąć serca i również je przyczepić! – chłopak znów za mnie dokończył.
- Haha, dokładnie.
- Jesteś geniusz! – przytulił mnie.
„Zaangażowałaś się!! Łamiesz zasady!!”
- Nie powinnam tego robić… - wyszeptałam, gdy uświadomiłam sobie, co robię.
- Ha… Co…? – zapytał odsuwając się ode mnie.
- …Nie powinnam ci pomagać… Nie powinnam ci zaufać!! – krzyknęłam i z moich oczy popłynęły łzy.
Już tak dawno nie płakałam…
- Ania… Co się stało? – chłopak kompletnie nie wiedział, co się dzieje.
Ukucnęłam i przykryłam twarz dłońmi. Co ja zrobiłam? Pomagając mu, obdarzyłam go zaufaniem, czego tak bardzo chciałam uniknąć. Otworzyłam oczy i pierwsze, co zobaczyłam to… jego oryginalne buty!! Ale… on nie jest taki, jak myślałam. Nie uważa się za pępek świata… Jest inny…?
- Powiesz mi, co się stało? Zrobiłem, powiedziałem coś, co cię uraziło?
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z niezrozumieniem. Wytarłam oczy, a chłopak usiadł naprzeciw mnie.
- Ja… oprócz babci nie mam nikogo. Żadnych znajomych, kumpli, przyjaciół… Boję się komuś zaufać. Boję się tego, że zostanę sama, że wszyscy się ode mnie odwrócą… I to sobie obiecałam. Że nigdy nie obdarzę kogoś obcego zaufaniem… Trzymałam się tego, aż do teraz… Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przyjemnie jest ci pomagać i rozmawiać z tobą...
- To dlatego spławiłaś Toma.
Pokiwałam głową.
- Mam pomysł – powiedział po chwili namysłu – Chodź ze mną – złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do samochodu.
Nie miałam zielonego pojęcia, co on chce zrobić. Skręciliśmy do parku. Wysiedliśmy i Seev powlókł mnie pod… moje drzewo?… WTF, ja się pytam?
- Ymm…
- Cii. Ja teraz mówię, a ty, bez względu na to, co zobaczysz, pozwól mi dokończyć, okej?
- Okej.
- Znam cię zaledwie kilka godzin. Nie wiem o tobie nic, ale chcę się dowiedzieć – mówiąc to wyciągnął scyzoryk – Po tym, co mi powiedziałaś doszedłem do wniosku, że potrzebujesz osoby, z którą będziesz mogła porozmawiać na każdy temat o każdej porze dnia i nocy – powiedział, po czym wyrył w korze drzewa pierwszą literę mojego imienia – I tą osobą chcę być ja. Chcę móc cię wspierać, rozmawiać, śmiać się z tobą i płakać – tym razem nożem zapisał swój inicjał – Chcę być twoim przyjacielem… - po raz kolejny przyłożył scyzoryk do kory.
Na ziemię upadały kolejne maleńkie skrawki drzewa. On jest inny. Jest… inny… „Bo życie, to droga usłana różami…”. Chłopak zrobił krok w tył i uśmiechnął się. Ręką dał znak, bym obejrzała, co napisał. Przechyliłam głowę. A+S=BFF. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Przytuliłam się do chłopaka.
- Dziękuję – szepnęłam.
- To ja dziękuję, że pozwoliłaś mi nim być.
- Więc…, skąd masz zamiar wyruszyć na tę randkę? – zmieniłam temat, gdyż w innym wypadku rozkleiłabym się na dobre.
- Z mojego domu – uśmiechnął się – Droga jest idealna. A właśnie… Może pojedziemy do mnie? Poszukamy tych zdjęć i przy okazji przedstawię ci moich kumpli.
- Czy ja wiem…?
- Wiesz, wiesz – powiedział i po kilku minutach byliśmy na miejscu.
Dom, jak każdy inny, tylko trochę większy.
- Chodź – złapał mnie za rękę i zaprowadził do środka.
Wewnątrz panowała cisza i spokój.
- Jestem! – krzyknął Seev.
Nikt mu nie odpowiedział. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
- Ehh – westchnął – Patrz teraz. Mamy gościa!!
Nie minęła minuta, a po schodach zbiegł jeden chłopak, drugi wyjrzał zapewne z kuchni, a trzeci staną naprzeciw mnie.
- Dziewczyna z parku?! – zdziwił się Tom.
Na widok jego miny zaśmiałam się pod nosem.
- Seev, jak… jak ty ją…
- Zanim ty się wysłowisz – przewrócił oczami mulat – Ania, to jest Max, ten w czapce, to Nathan, a tego tutaj znasz.
Niepewnie podniosłam rękę i pomachałam im.
- Chłopaki, to jest Ania.
- Heej! – uśmiechnęli się.
- A gdzie Loczek? – zapytał Siva – Jaaay!!!
Po chwili dało się słyszeć kroki.
- Co się tak… drzesz… - zza rogu wyłonił się chłopak.
Przyjrzałam mu się i… nie mogłam w to uwierzyć. TEN SAM chłopak zaczął się po mnie wydzierać, gdy na niego wpadłam!!
- Hej. Jestem… Jay – powiedział schodząc po schodach.
- Hej… Ania.
- Ymm… Jay, zapoznaj się z gościem. Ja muszę coś obgadać z chłopakami – powiedział Seev i po chwili zostałam sam na sam z Jay'em…
- To… - zaczął – na ciebie wtedy wpadłem?
- Chyba… chyba tak.
- Przepraszam za to, co powiedziałem. Byłem zły i… zwykle taki nie jestem.
- Ja nie byłam lepsza – spuściłam wzrok.
- To jak, zgoda? – wyciągnął do mnie dłoń.
Spojrzałam na nią i niepewnie ją uścisnęłam. Moje ciało przeszedł dreszcz.
- Zgoda – powiedziałam i spojrzałam mu w oczy, czego natychmiast pożałowałam.
Miałam słabość do wszystkiego, co niebieskie. A jego oczy właśnie takie były. Błękitne do granic możliwości.
„Puść jego rękę!!” – resztki mojego zdrowego rozsądku podpowiedziały mi, co robić i cofnęłam rękę.
- To jak, idziemy poszukać tych zdjęć? – zapytał przybyły Seev.
- Tak, jasne.
Odruchowo spojrzałam na zegarek. 15:45… Niedobrze!
- Osz kurczę!
- Co się stało?
- Zapomniałam na śmierć! O 16:00 mam spotkanie.
- Odwiozę cię – powiedział Siva i pożegnałam się z chłopcami.

- Seev. Jutro poszukamy tych zdjęć – powiedziałam, gdy byliśmy w drodze do domu.
- Nie ma sprawy. Pogadam dzisiaj z Nari, żeby jutro o 19:00 była u mnie. Wyrobimy się, spokojnie.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć, tak?
- Tak – uśmiechnęłam się – Przyjdę jutro do ciebie o…
- …9:00?
- Nie śpisz o tej godzinie?
- Co poradzisz.
- No dobrze. Do jutra.
- Do jutra.
Wysiadłam z samochodu i pobiegłam do domu.


                  Gdy Jay schodził do nas, rzuciłem mu porozumiewawcze spojrzenie. Później Seev poprosił nas na stronę, byśmy załatwili mu tratwę. Na widok naszych min wyjaśnił, co i jak. Poprosił jeszcze o parę rzeczy. Tymczasem ja zerkałem, co dzieje się z Jay'em.
- Co ma Seev, czego ja nie mam, że dała się mu tutaj zaprosić? – pytał Tom, gdy mulat pojechał odwieźć dziewczynę.
- Nie jest nachalny, słucha jej…
- Wystarczy.
Razem z Parkerem zaczęliśmy się śmiać.
- Taa… Jay, a czy ty też czasem nie miałeś gdzieś wyjść? – zapytał Nath.
- Ja… O w mordę, rzeczywiście! – krzyknął i pobiegł się przebrać.
- Nadal nie wiem, jak ja z wami mogę wytrzymać – pokręciłem głową.
- Ja też, Max, ja też.


                  Mam jeszcze 10 minut.
- Jestem! Wcale nie zapomniałam!
- Gdzie ty tyle byłaś? Zresztą, później wdasz się w szczegóły. Leć się przebrać.
- …Przebrać? – zapytałam zdziwiona.
- Słońce, to moja najbliższa przyjaciółka, a to spotkanie wiele dla mnie znaczy.
- No dobrze.
- Masz jeszcze tę beżową sukienkę? – uśmiechnęła się.
- Nie, babciu nie! Błagam, nie każ mi zakładać sukienki… Uhh… No dobrze – powiedziałam i pobiegłam na górę.
Przeszukałam szafę wzdłuż i wszerz. Nie ma. Jeszcze garderoba. Całe szczęście wisiała na widoku. Włożyłam tę sukienkę i zmieniłam buty na jakieś baletki pod kolor. Dzwonek. Świetnie, już przyszła. Ustawiłam jeszcze budzik w komórce na 7:45 i wyszłam z pokoju.
- Witaj Leno! Kiedy wspomniałaś, że masz szesnastoletnią wnuczkę, pomyślałam, że niezbyt będą ją interesowały nasze pogaduchy i zabrałam ze sobą wnuka.
- Witaj Suzanne! Jak zawsze myślisz o najmniejszym nawet szczególe.
Super. Będę zabawiała jakiegoś dzieciaka.
- To dla pani – powiedział pewien męski głos.
Jeszcze lepiej. Pewnie przyprowadziła dużo starszego ode mnie chłopaka.
- Kwiaty? Dziękuję ci – odpowiedziała moja babcia.
Stanęłam w połowie schodów.
- O, Ania! – powiedziała pani Lena na mój widok.
Spojrzała na mnie jeszcze raz i uśmiechnęła się sztucznie, drapiąc się po głowie. O co jej chodzi? Nieśmiało zrobiłam to samo i poczułam, że wciąż mam na sobie czapkę! Zgrabnym ruchem zdjęłam ją i szybko schowałam za siebie. Następnie wyszczerzyłam się, jakby nigdy nic i zeszłam do nich.
- Kochanie, to jest Suzanne, moja przyjaciółka.
- Miło mi, jestem Ania.
- Witaj.
- A to jej wnuczek.
Chłopak, który właśnie zdejmował kurtkę, odwrócił się i doznałam szoku.
- Hej, jestem… Ania?
Kobiety zaśmiały się.
- Kochany, przecież ty nie masz tak na imię.
- Yyy… no…, no tak… Jay.

__________
Z tego rozdziału (o dziwo) jestem zadowolona ;). Dziękuję za 8 komentarzy i ponad 1000 wejść!! Uwielbiam Was!! Mama nadzieję, że Wam też się spodoba ^^. Nie będę więcej truć ;). Do następnego! ;**


♥♥♥
Neva Bajkowe Szablony