poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 44

6 komentarzy:
                  Po cichu weszliśmy do domu. Wszędzie było ciemno, oprócz salonu, w którym zapalona była nocna lampka.
- Śpią...? – zapytał Jay zdejmując buty.
Wzruszyłam ramionami i na palcach weszłam do salonu. Na kanapie rozwaleni siedzieli chłopaki, a między nimi dziewczyny. Najlepsze było to, że wszyscy spali. Po cichu sięgnęłam po pilota i wyłączyłam telewizor.
- Śpią – szepnęłam wracając do Loczka.
- Oni są niemożliwi – uśmiechnął się – To jak, idziemy do mnie?
- Okey – powiedziałam i weszliśmy na schody.
- Khmm.
Zdziwieni spojrzeliśmy na siebie i powoli odwróciliśmy się. Za nami, z założonymi na piersi rękami stał Siva, a obok niego zaskoczony Tom.
- Ym... – mruknął Jay drapiąc się po głowie.
- Wybieraliście się gdzieś? – zapytał mulat.
- My... Chcieliśmy...
- Taaak?
- Stary, jestem zmęczony... pogadamy jutro, okey...? – powiedział Loczek odwracając się.
Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się do siebie.
- Myślę, że dałbyś radę nam wyjaśnić, co dokładnie się stało, gdyż martwiliśmy się o ciebie... o was i czekaliśmy tu sobie, aż wrócisz.
Chłopak popatrzył na mnie i zszedł na dół.
- No dobra – powiedział.
Uśmiechnęłam się do Sivy i ruszyliśmy do salonu. Była 21:36, nie tak późna pora. Stwierdziliśmy, że zanim zaczniemy opowiadać, co się u kogo działo, zrobimy coś do jedzenia. Ja, Nareesha i Patrycja wygrzebałyśmy przepis na bułeczki i zajęłyśmy się przygotowaniem ciasta, Nath i Max robili kakao, a Seev, Jay i Tom poszli się rozpakować. Gdy gotowanie dobiegło końca usadowiliśmy się w salonie przy trzech talerzach ciepłych bułeczek i kubku kakao.
- A więc? – zapytał Seev popijając napój.
- A więc... – zaczął Jay patrząc na mnie.
- ..., wszystko jest już w porządku – uśmiechnęłam się do niego.
- To dobrze – odetchnął Max
Całkiem przypadkiem zauważyłam, że co jakiś czas zerkał na Patrycję i odwrotnie. Dziwne, dziwne...
- Ciszę się – powiedział mulat ciepłym głosem.
Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym ulgi. Posłałam mu uśmiech i chłopak zrozumiał, że nie ma już co roztrząsać tej kwestii.
- No, opowiadajcie, co się działo u was! – powiedziała podekscytowana Nareesha.
Chłopcy energicznie zaczęli opowiadać o swoich wybrykach podczas trasy. Ze szczegółami przedstawili nam każdy dzień – oprócz tej sytuacji z nieznajomą brunetką – nie omijając przy tym niektórych wpadek któregoś z chłopaków.
- Ale nic nie przebije tego, jak ochroniarze nie chcieli wpuścić Nath'a za kulisy – śmiał się Tom.
- To było najlepsze!
- Młody wyszedł na chwilę pooddychać świeżym powietrzem, zmotywować się przed koncertem, wraca, a tu goryl mówi mu, że bez identyfikatora nie wejdzie! – Jay zachodził się ze śmiechu.
- Dzwonił do każdego z nas. Na szczęście miałem przy sobie komórkę i odebrałem. Szkoda, że tego nie nagrałem! "Stary, pomóż! Ten osioł nie chce mnie wpuścić! Nie poznaje mnie!"
Wszyscy, razem z Nathan'em wybuchliśmy śmiechem.
- Gdybyście tylko widzieli jego minę, gdy dowiedział się, że ja to ja – powiedział Sykes – Seev wybiega z backstage`u, udaje, że mnie znalazł i krzyczy: "Młody! Wszyscy czekają! No gdzie ty się włóczysz?!".
- O tak... śmialiśmy z tego cały wieczór... – powiedział Max – A co ciekawego działo się u was? – zapytał po chwili.
Dziewczyny spojrzały na mnie.
- Em, nic takiego – uśmiechnęła się Patrycja – Spokój.
- No przestańcie! Musiało się coś dziać – dociekał Tom poruszając brwiami.
- Nie, naprawdę nic się nie działo. Nastąpiła jedynie mała wymiana, ja i Patrycja wprowadziłyśmy się do was, a Ania na parę dni zatrzymała się u swoich znajomych – powiedziała Nareesha uśmiechając się delikatnie.
Z trudem przełknęłam ślinę. Niedobrze. Po co o tym wspominała? Eh..., z drugiej strony nie mogła wiedzieć, z kim przez ten czas mieszkałam. Zerknęłam na Nathana. Bałam się powiedzieć tego przy nim.
- Znajomych...? – zapytał Siva patrząc na mnie wyczekująco.
- Poznałaś kogoś? – dodał Jay.
Przeniosłam wzrok na Patrycję, której wyraz twarzy zmieniał się z każdą sekundą. Czyżby ona... „Poznałaś kogoś?”… Domyśliła się. Zrobiła wielkie oczy i prawie niezauważalnie pokręciła głową.
- Khmm – chrząknęłam - Taak, poznałam...
- To super! – cieszył się Tom – Skoro ty ich polubiłaś, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić z nimi imprezę stulecia!
- Emm... To chyba nie jest dobry pomysł – powiedziałam drapiąc się po głowie.
- Ale dlaczego? – zapytał posmutniały Parker.
- Bo... przecież... oni znają was tylko z telewizji – uśmiechnęłam się sztucznie.
- A no masz rację – westchnął Max – No to ich poznamy!
- Kim oni są? – zapytał Jay.
Modliłam się, żeby to pytanie nie padło, lecz, jak widać, nikt mnie nie słucha. Wzięłam głęboki wdech.
- Coś mi się wydaje, że się nie polubicie. Są to chłopaki z innego zespołu...
- Co w tym złego? – zapytał Nathan – Przecież to nie jest... jakiś problem, tak...?
Ton jego głosu i to, jak na mnie spojrzał przeraziło mnie. Odwróciłam wzrok.
- Młody, czemu tak patrzysz?
- Co to za zespół? – dopytywał Tom – Może akurat ich znamy – uśmiechnął się.
- Na pewno ich znacie...
- Dobraa... To jest jakieś dziwne – powiedział Max – Ania, powiesz nam, kim są ci nowi znajomi?
No to tyle. Teraz już nie było odwrotu. Nie chciałam wywoływać kolejnej kłótni, nie po tym, jak wszystko wróciło do normy! Bałam się, że może się to obrócić przeciwko mnie.
- No..., dobra. Ci moi "nowi znajomi", to One Direction.
Twarze wszystkich nagle spoważniały. Każdy z obecnych patrzył na mnie, jakby nie wierząc w to, co przed chwilą powiedziałam. To nie wróżyło nic dobrego.
- Przepraszam..., z kim...? – zapytał Parker wpatrując się we mnie.

__________
Zdążę przed Sylwestrem XD. Troszkę krótki, ale myślę, że się spodoba :D. Dzięki Wariaty za poprzednie komentarze :) ;* i za wyświetlenia! Kurde strasznie ich dużo ;PP.
Szczęśliwego Nowego Roku, żeby był tysiąc razy lepszy niż ten :) :*


♥♥♥

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 42, 43

4 komentarze:
Jego słowa poraziły mnie, jak prąd.
- Jesteście... w czym...?
- Hahaha, no wracamy. Na jutro mieliśmy zaplanowaną wizytę w radiu, ale prezenter się rozchorował, a, że bardzo chciał nas poznać, obiecaliśmy, że spotkamy się, jak wyzdrowieje.
- To... świetnie.
- Będziemy za jakieś... trzy godziny. Słyszałem, że Nareesha i... No czekaj!... Wybacz, to nie było do ciebie. Em, dam ci Loczka na chwilę, bo mi żyć nie daje, okey?
- Nie, Seev nie!
- Co? Dlaczego?
Spojrzałam na chłopaka szukając ratunku. W oczach miałam przerażenie, nie chciałam z nim teraz rozmawiać, nie potrafiłabym... Liam – nie wiem jakim cudem – zrozumiał mnie i gestami pokazał mi
nos i gardło...? Wiem!
- Ania?
- Em, khmm, to nie jest... dobry pomysł... – zaczęłam mówić ochrypłym głosem – trochę... się przeziębiłam i... Jay na pewno to... zauważy i zacznie niepotrzebnie... się... martwić...
- Fakt. Słyszę właśnie, że coś jest nie tak. Dobra, coś wymyślę. To do zobaczenia kochana siostro.
- Do... zobaczenia...
Odłożyłam komórkę na łóżko i spojrzałam na Liam`a.
- Jak ja nie lubię go okłamywać... – powiedziałam ze łzami w oczach.
- Heej – przytulił mnie – Nie płacz. Czasem... Bardzo czegoś nie chcesz... Zrobiłabyś wszystko, tylko nie tę rzecz..., ale niestety musisz... No już, nie bądź beksa – uśmiechnął się.
- Ja i beksa? No przestań! – śmiałam się.
- Przestaję.
- Mógłbyś mnie odwieźć do domu?
- Pewnie – powiedział całując mnie w czoło.
- Hej! Teraz czuję się, jak trzylatka!
Zaczęliśmy się śmiać. Wróciłam do pakowania swoich rzeczy i po kilkudziesięciu minutach zeszliśmy na dół.
- Pójdę po resztę. Później będą się rzucać, że ich nie zabrałem – powiedział i wszedł do salonu. Po chwili wrócił ze zdziwioną miną.
- Zgadnij, co robią.
- Emm, oglądają bardzo interesujący film...?
- Jeżeli pijana czwórka śpiących przed telewizorem chłopaków zalicza się do twojej wersji, to tak.
Zaczęłam się śmiać.
- Serio? Haha, uwielbiam ich.
- No cóż. Wygląda na to, że sam będę musiał cię odwieźć – uśmiechnął się i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Minęło dwadzieścia minut i byliśmy na miejscu.
- Dziękuję za wszystko – powiedziałam wkładając klucz do dziurki.
- To my dziękujemy, że zgodziłaś się u nas mieszkać. Zawsze to jakieś przełamanie nudy.
- Polecam się na przyszłość – otworzyłam drzwi i położyłam torbę obok szafki.
- To... do zobaczenia – powiedział otwierając drzwi samochodu.
- Liam! – wyrwało mi się.
Nie wiem czemu tak zareagowałam, ale na samą myśl, że ma już wracać ogarniał mnie smutek.
- Tak? – powiedział odwracając się.
Bez słowa podeszłam i przytuliłam go mocno.
- Dziękuję...
Chłopak odwzajemnił gest.
- Nie ma sprawy.
- Liam... obiecaj, że jeszcze kiedyś się zobaczymy...
- Obiecuję. Za to ty przyrzeknij, że jeszcze nie raz do nas wpadniesz.
- Przyrzekam! – powiedziałam kładąc rękę na sercu.
- Będę się zmywał – uśmiechnął się – Do obiecanego zobaczenia – powiedział i wsiadł do samochodu.
- Do obiecanego – również się uśmiechnęłam i pomachałam mu na pożegnanie.
Z głową pełną myśli wróciłam do domu i rozpakowałam swoje rzeczy, po czym zabrałam się za krótkie porządki, jakimi było odebranie poczty i nastawienie prania. Podczas sprzątania w pokoju zauważyłam, że nie ma dwóch moich ulubionych czapek. Sprawdziłam wszędzie: w łazience, w moim pokoju, w torbie... O nie. Musiałam ją zostawić w... Fuck. Będę musiała tam wrócić i je zabrać. Spojrzałam na zegarek. 17:48. Powinnam zdążyć przed ich powrotem. Włożyłam buty, zamknęłam drzwi na klucz i biegiem ruszyłam w stronę domu chłopaków. Jak burza wpadłam do środka, trzaskając za sobą drzwiami. Pochylając się i próbując złapać oddech spojrzałam przed siebie, gdzie dwie dziewczyny wyglądały z salonu. Na ich twarzach malowało się zdziwienie mieszane z przerażeniem.
- Aa... Co t-ty...
- Dziewczyny... wybaczcie, że... tak... wpadłam – powiedziałam z przerwami łapiąc oddech.
- Wszystko w porządku? – zapytała Patrycja podchodząc do mnie.
- Tak... jest... okey – uśmiechnęłam się..
- Ale... czemu ty...
- Przepraszam, że... wparowałam tu jak huragan – powiedziałam prostując się – Rozpakowywałam się i zauważyłam, że nie ma dwóch czapek. Musiałam je tu zostawić... nie widziałyście ich? – dziewczyny spojrzały po sobie – Em, to ja może sprawdzę na górze – powiedziałam wbiegając po schodach.
- Ania, nie myślałaś o tym, żeby... wrócić? – zapytała Nareesha wchodząc na górę.
- Ja... jakoś nie zastanawiałam się nad… tym.
Sprawdzałam właśnie łazienkę, gdy usłyszałam kroki. Wyjrzałam z pomieszczenia i zobaczyłam Patrycję.
- Sprawdzałaś w pokoju Jay`a?
- Tak, nie ma ich tam.
Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół.
- Może... chcesz pogadać? – zapytała Nareesha zbiegając z góry.
- Nie wiem, chyba... nie, jeszcze nie – odpowiedziałam rozglądając się po salonie – Nie widziałyście ich w kuchni?
Patrycja pokręciła głową. Westchnęłam i pobiegłam do drugiej łazienki.
- Są! – krzyknęłam radośnie na widok moich dwóch kochanych czapek.
Jedna była szara, druga – bordowa w norweskie wzorki. Uradowana wróciłam do dziewczyn. Stały naprzeciw mnie i patrzyły wyczekującym wzrokiem.
- Ania..., wiesz, że... chłopcy dziś...
- ...wracają – dokończyła mulatka.
Zdrętwiałam. Przecież dlatego tak się spieszyłam. Jak mogłam zapomnieć o najważniejszym?
- Tak..., wiem. Seev dzwonił i... powiedział mi...
- Może zostaniesz i... porozmawiasz...
Wciągnęłam czapkę.
- Nie. Ja... nie jestem jeszcze gotowa...
- Ania, musisz to zrobić. Prędzej, czy później... – zaczęła Nareesha.
- Wiem! Ale... nie miałam kiedy nad tym pomyśleć. Niecałą godzinę temu Liam odwiózł mnie do domu i...
Nagle usłyszałam stłumione kroki. Jakby ktoś...
- Co...? – powiedziałam cicho.
Dziewczyny spojrzały w stronę drzwi. O nie. Nie teraz, to nie miało tak być!  Nie chcę... jeszcze nie...
- Czy to... – Patrycja spojrzała na Nareeshę.
Znowu jakieś szmery, lecz teraz dało się słyszeć jakby... rozmowy. Gorzko przełknęłam ślinę. Błagałam, żeby to mi się zdawało, a jeśli ma to być prawda, to... żeby to był ktoś inny. Lecz tak naprawdę wiedziałam, co stanie się za chwilę. Chciałam stąd uciec. Schować się gdzieś, poczekać, pomyśleć... Przez cały ten czas nie miałam okazji spokojnie zastanowić się, jak z nimi porozmawiać, jak z nim...
Głosy były coraz bliżej. W końcu drzwi powoli się otworzyły. Wchodząc tyłem, chłopak ciągnął ze sobą torbę. Westchnął głośno odwracając się do nas.
- Dziewczyny! – krzyknął uśmiechając się.
- Nathan! – odpowiedziały równie szczęśliwe i przytuliły go.
Chciałam się uśmiechnąć, coś... zrobić, ale nie mogłam. Jakbym przykleiła się do podłogi i nie mogła ruszyć.
- Ania! – powiedział podchodząc do mnie – Tak się stęskniliśmy – dodał obejmując mnie.
- Ja... też – odpowiedziałam również go przytulając.
Po chwili do środka wtaszczyła się reszta zespołu.
- Seev! – krzyknęła Nareesha rzucając się ukochanemu na szyję – Nareszcie!
- Wydaje mi się, jakby minął miesiąc – powiedział wtulając głowę w jej włosy.
Patrycja witała się z resztą chłopaków, gdy podszedł do mnie Tom i wyściskał, jakbyśmy nie widzieli się pół roku.
- Moja ty mała gadzino. Kupe czasu, nie? – uśmiechnął się szeroko.
- Haha, tak dokładnie...
- Ania – powiedział Siva podchodząc do mnie – Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też... – szepnęłam starając się nie rozpłakać. Przez całe to zamieszanie nie mogłam wyłapać gdzie jest Jay...
- Musimy pogadać, co się działo przez ten szalony tydzień – powiedział odsuwając się ode mnie.
- No przecież – uśmiechnęłam się.
- Khm, Seev – chrząknął Max. Mulat obrócił się – Pozwolisz, że gołąbeczki się przywitają?
Spojrzałam na chłopaka i zrozumiałam co ma na myśli. Za nim stał Jay i patrzył... na mnie... Uśmiechnął się i podszedł do mnie. Już miał mnie przytulić, gdy instynktownie zrobiłam krok w tył. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim niezrozumieniem. Czułam, że wszyscy na mnie patrzą, a ja nie mogłam się ruszyć, stałam, jak sparaliżowana.
- Ania... wszystko w porządku? – zapytał Loczek wpatrując się we mnie.
Chciałam coś powiedzieć. Cokolwiek. Ale po prostu nie mogłam. Patrzyłam na niego, a do oczu napływały mi łzy. W pewnej chwili zauważyłam, jak Tom wyciąga coś ze stosu związanych gazet leżących na schodach, które dziewczyny miały zapewne złożyć na makulaturę... Zrobiło się ciszej, niż wcześniej (o ile to możliwe). Jay obejrzał się, a ja już wiedziałam, co go tam zainteresowało. Tom spojrzał ze strachem na Loczka. Max i reszta chłopaków zaglądała przyjacielowi przez ramię, ciekawiąc się, co go tam zaniepokoiło.
- Co? - zapytał z niepokojem Jay.
Gdy nie doczekał się odpowiedzi, podszedł do niego i wyrwał mu gazetę. Z każdą sekundą na jego twarz wlewało się coraz większe przerażenie. Po chwili przeniósł wzrok z gazety na mnie. Kątem oka zauważyłam, jak Seev patrzy na Nareeshę i szuka u niej pomocy. Widziałam po nim, że chce coś zrobić, lecz nie ma pojęcia, co.
- Ania... chyba... nie wierzysz... – Jay zrobił krok w moją stronę, lecz cofnęłam się – Ja... To nie... jest...
Wezbrała we mnie złość. To nie jest tak, jak myślę? A jak?!
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że ta dziewczyna rzuciła się na ciebie, a zdjęcie zostało zrobione w złym momencie – powiedziałam, a po policzku spłynęła mi łza.
- Posłuchaj, ja... wytłumaczę... – Jay patrzył na mnie z żalem w oczach, lecz ja nie chciałam tego widzieć. Nie chciałam słuchać. To wszystko to kłamstwo.
- Nie mów nic... – powiedziałam ruszając do drzwi.
- Ania, to nie tak...!

Rozdział 43

                 Ignorując go wyszłam z domu. Trzasnęłam za sobą drzwiami i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Po policzkach spływały mi słone krople łez. Gdy na mnie spojrzał... Boże, jak ja go kocham! Ale to bez sensu... muszę przestać, muszę... odpuścić.
- Ania!! – usłyszałam za sobą.
- Zostaw mnie w spokoju...!
- Możesz się zatrzymać?!
- Czego ode mnie chcesz?! Powiedzieć, że od początku to wszystko... Max? – odwróciłam się do niego i zdziwiona wpatrywałam się w chłopaka.
- Posłuchaj... – powiedział podchodząc do mnie.
- Ty posłuchaj... Dobrze wiecie... – mówiłam z trudem tłumiąc płacz – jaka jestem..., że... ciężko mi, bo... nie mam babci i... ja naprawdę coś do niego czułam!
- Ania... – chciał mnie przytulić, lecz odsunęłam się – Wypiliśmy – spojrzałam na niego zdziwiona –Tego dnia mieliśmy nie mieć koncertu. Siedzieliśmy w hotelu i nudziliśmy się. W końcu ja i Jay postanowiliśmy wyjść na piwo. Wypiliśmy... trzy, cztery butelki. W pewnej chwili dostałem telefon, że koncert jednak się odbędzie. Ta cała trasa nie miała twardo opisanego planu i co chwilę coś się zmieniało, więc nie zdziwiło mnie to. Bardziej martwiłem się naszym stanem. Zostało półtorej godziny do wyjścia na scenę. W miarę się ogarnęliśmy mówiąc chłopakom, że wypiliśmy tylko po butelce... Wyszliśmy na scenę i... cudem trzymaliśmy się na nogach. Możesz mi wierzyć, lub nie, ale musiałabyś tam być i widzieć... czuć to, jaka ona była... natrętna, żeby nie powiedzieć... napalona. Nie widać tego na zdjęciach, ale... te jej nieznaczne gesty... widziałem to. Nawet Seev w jego stanie zachowałby się tak samo. Nie myślałem tak trzeźwo, by podejść wtedy do Jay`a i odsunąć ją od niego. Po koncercie rozeszliśmy się do swoich pokoi. Gdy już miałem iść spać, przyszedł do mnie Jay z butelką wódki... Żebyś ty go wtedy widziała... Był rozbity tym, co zrobił. Nie kombinował, czy się dowiesz, czy nie, albo, jak to przed tobą ukryć. Po prostu bolało go to, co zrobił. Nie potrafiłem mu odmówić i znowu wypiliśmy... Rano mieliśmy takiego kaca... Ledwo żyliśmy, mówię ci. Gdy przyszedł po nas Tom, na nasz widok zaczął zakładać się z Nathan'em, że nie damy rady stanąć na nogi. Zebraliśmy się jakoś i ruszyliśmy na lotnisko. Nikogo tam nie było, może z kilka dziewczyn. Ja i Jay wlekliśmy się na końcu. W pewnej chwili, gdy się odwróciłem, zobaczyłem, jak ta dziewczyna do niego podbiega i dosłownie rzuca się na niego. Biedny, nie miał nawet siły, żeby ją od siebie odsunąć! Chciałem pomóc, więc podszedłem do niego, ale ta laska już odeszła. Naprawdę tak było...
- Wyszliście pijani na scenę?!
To jedyne, co udało mi się przetrawić z tego, co powiedział.
- Eh – westchnął – Tak. Wiem, to ogromny, niewybaczalny błąd. I wcale nie próbuję się tłumaczyć, ale nie wiedzieliśmy, że ten koncert się odbędzie. Gdyby tak było nigdy nie poszlibyśmy wtedy do tego baru. Nasz menager, Marc, z początku był wściekły. Ale po części nas zrozumiał. Niestety musiał nas jakoś ukarać i nie dostaliśmy nic za ten koncert. Nawet funta.
Patrzyłam na Max`a i próbowałam wyczytać coś z jego twarzy. Wiedziałam, że mnie nie okłamuje, ale... tego wszystkiego jest za dużo.
- Max, ja... muszę to wszystko przemyśleć, ja... pójdę już... – powiedziałam szeptem i ruszyłam w kierunku domu.
Nie zatrzymywał mnie. Czułam na sobie jego wzrok, lecz nie obejrzałam się. Oboje wiedzieliśmy, że tak będzie najlepiej.
Zrobiło się zimno. Naciągnęłam czapkę i wsunęłam ręce do kieszeni. Po głowie krążyły i słowa Max`a. "Tego dnia mieliśmy nie mieć koncertu... postanowiliśmy wyjść na piwo...". Powoli wszystkie kawałki układanki trafiały na swoje miejsca. Teraz to ma sens... Max nie okłamałby mnie, wiedziałam to. A Jay? Teraz zaczęłam rozumieć, że nie zrobił tego umyślnie. Ten żal w jego oczach... Spróbowałam postawić się na jego miejscu. Gdybym to ja była w takiej sytuacji, sama nie wiedziałabym, co robić. Na pewno nie zadzwoniłabym i nie powiedziała, co się stało. Z drugiej strony zżerałaby mnie niepewność. Czy ta osoba nic nie wie? A może jednak się dowiedziała? Pewnie też poszukałabym rozwiązania na dnie butelki. Czułam się zażenowana. Czyżbym źle zareagowała? Ale te zdjęcia... to rzeczywiście tak wyglądało, jakby on ją przytulał i... Ale skąd mogłam wiedzieć? To prawda, że media potrafią wszystko przeinaczyć. Do cholery przecież ja go kocham! Teraz wiem, jak było naprawdę…, jestem w stanie mu to wybaczyć.
Nagle ktoś przebiegną obok mnie i zatrzymał się stając naprzeciwko. Przestraszona cofnęłam się i po chwili zorientowałam się kto to.


- Max, ja... muszę to wszystko... przemyśleć... ja... pójdę już...
Ania, ze łzami w oczach odwróciła się i odeszła. Miałem nadzieję, że nie pominąłem żadnego ważnego szczegółu i wszystko jej wyjaśniłem.
- Max! – na dźwięk swojego imienia odwróciłem się i zobaczyłem Jay`a – Gdzie ona jest?!
- Jay... – powiedziałem próbując go uspokoić.
- Max! – zerknąłem w prawo i zobaczyłem zmierzającego ku nam Seev`a – Trzymaj go!
- Puść mnie! Daj mi z nią pogadać!
- Jay! Nigdzie nie pójdziesz! Już dość namieszaliście!
- Seev odpuść.
- Ja mam odpuścić? To ty odpuść! Nie widzisz, co zrobiliście?! Zachciało wam się procentów. Myśleliście, że ona się nie dowie?
- Przynajmniej do naszego powrotu! Zresztą... Sam chciałeś to ukryć! – krzyknął Jay wskazując palcem przyjaciela.
- Tak! Ale tylko przez ten tydzień! Nie pomyślałeś, jak to się może skończyć?!
- Przestańcie! – próbowałem ich uspokoić, ale na marne.
Z domu wybiegli pozostali, ciekawi, co się dzieje.
- Znowu zaczynasz! Tłumaczyłem ci, wtedy nie miało być żadnego koncertu! Nie rozumiesz tego?
- Ale mogłeś pomyśleć! Przecież od początku wiedzieliśmy, że nie ma dokładnie opracowanej trasy!
- Chłopaki, dajcie spokój – powiedziała Nareesha podchodząc do nich.
- Ile jeszcze razy ją zranisz?!
- Nie dociera do ciebie, że... - Jay przerwał i spojrzał na mulata – że ja... nie...
- Odpowiedz na pytanie!
- Ja... Masz rację… Muszę to skończyć… - powiedział i nie wiedząc kiedy pobiegł w kierunku, w którym poszła Ania.


- Nie…, proszę… poczekaj… - powiedział łapiąc oddech. Nie ruszając się z miejsca, czekałam co będzie dalej. Jay rękoma wspierał się na kolanach próbując się uspokoić. Jego włosy niesfornie wystawały spod czapki, każdy w inną stronę. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Max wszystko mi wytłumaczył... – powiedziałam cicho.
Chłopak podniósł na mnie wzrok i zauważyłam…, że w oczach miał łzy…
- Pewnie zrobił to, bo wiedział, że mnie nie będziesz chciała słuchać – odparł prostując się – Ania, ja
..., tak bardzo cię przepraszam... Mogłem... mogłem się domyślić, że plany się pozmieniają i... eh,
idiota ze mnie, wiem. Wtedy, na scenie, nie wiedziałem, co zrobić. Chciałem ją odepchnąć, powiedzieć, że przesadza..., żeby przestała. Ale nie mogłem, nie potrafiłem... Gdy później dotarło do mnie, co zrobiłem, poczułem się okropnie. Nie miałem pojęcia, co robić. Zastanawiałem się, jak ci to powiedzieć, kiedy to zrobić. Wmawiałem sobie, że się nie dowiesz, że do mojego powrotu wszystko będzie, jak dawniej... Chciałem ci to wszystko dzisiaj wytłumaczyć. Ale nie pomyślałem o mediach. Przecież jestem sławny, to normalne! Później to na lotnisku...
- Jay... – przerwałam mu, chcąc coś powiedzieć, lecz on jakby mnie nie słuchał.
- Najgorsze jest to, że wiedziałem, jak ciężko jest ci wybaczać i po raz kolejny... Nie mogę cię wciąż ranić, nie możesz tyle przeze mnie cierpieć! Zrozumiałem... zrozumiałem, że nie zasługuję na ciebie.
Jego słowa poraziły mnie, niczym prąd. Co on przez to rozumie?! Czy on... Perspektywa tego, że to
ma oznaczać koniec czegoś, co wprawdzie jeszcze się nie zaczęło... przeraziła mnie.
- Jay...
- Wiem. Postąpiłem głupio i myślę, że to będzie najlepsze wyjście. Ania... Kocham cię..., ale...
Nie chcąc usłyszeć reszty, mocno go przytuliłam. Czułam, że chłopak jest tym wszystkim zaskoczony.
- Teraz ja chcę coś powiedzieć – zaczęłam nie odrywając się od niego – Gdy zobaczyłam te zdjęcia, byłam pewna, że nic już do mnie nie czujesz. To wyglądało tak prawdziwie... Ale po tym, co powiedział mi Max... Wszystko zrozumiałam. To nie była twoja wina... To po prostu przypadek –
odsunęłam się, tak, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Ale...
- Nie! Nie ma ale! Do cholery, Jay, kocham cię! Nie obchodzi mnie, co myślisz, ale nie pozwolę ci odejść przez głupie gadanie, że na mnie nie zasługujesz!! – wykrzyczałam mu prosto w twarz, po czym zobaczyłam, że po policzku chłopaka spłynęła łza – Jay, czemu...
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko mnie przytulił. Nie zadawając zbędnych pytań odwzajemniłam gest.
- Przepraszam – wyszeptał nad moich uchem.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
- Wracajmy – powiedziałam uśmiechając się.
Chłopak objął mnie ramieniem i wróciliśmy do domu. Podczas drogi powrotnej zrozumiałam, jak silne jest moje uczucie. Mimo tej złości, która we mnie wstąpiła na widok zdjęć, wciąż byłam zakochana w tym wariacie. Byłam też pewna tego, co on czuje do mnie. Dla mojego dobra chciał to wszystko zakończyć. Zerknęłam na niego. Uwielbiałam te jego loczki, które tak słodko wylewały się spod czapki. Uśmiechnęłam się do siebie i w końcu poczułam się szczęśliwa.

__________
Witam ponownie :) Wiem, długo mnie nie było za co przepraszam. Przeszło mi przez myśl, by zawiesić bloga, lecz doszłam do wniosku, że w ten sposób poszłabym na łatwiznę, a ta historia nie może się tak skończyć ^_^. Działo się u mnie trochę i przyblokowało mnie to :/. Ale już jest git, nie przejmuję się niczym, oleeewam z góry na dół :pp. Dzięki, że jednak ze mną jesteście i czytacie te moje wypociny ^_^. Taki prezent na święta - dwa rozdziały w jednym :D.
Wesołych Świąt mordeczki! Udanego Sylwestra, przepijcie wszystkich ;) ;**


♥♥♥

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 41

4 komentarze:
                Jej słowa sprawiły, że nie mogłam się ruszyć. To było tak absurdalne, że nie wiedziałam, czy się śmiać, czy rozpłakać.
- Co proszę? Przecież... Ona ma włosy ciemniejsze niż ja! Nie mam takich!
Dziewczyna uważnie mi się przyjrzała.
- Hmm..., czyli jednak nie... – mruknęła do siebie i złożyła gazetę.
- Hej! – krzyknęłam powstrzymując ją – O co... O co właściwie ci chodzi?
Jessica spojrzała mi w oczy.
- Gdy zobaczyłam te zdjęcia w telewizji, pomyślałam, że to ty. No, wybacz, nie widuję cię codziennie i aż tak dobrze nie pamiętam, jak wyglądasz. Z tego, co zapamiętałam z telewizji, ta dziewczyna, z boku wyglądała jak ty. A przynajmniej była do ciebie podobna... – rzuciłam jej irytujące spojrzenie – No dobra, wybacz. Wracając do tematu..., następnego dnia wybrałam się do sklepu i zobaczyłam tę gazetę. Bez zastanowienia kupiłam ją i gdy przyjrzałam się tym zdjęciom, zaczęłam myśleć, że to jednak nie możesz być ty, ale z drugiej strony nie byłam tego taka pewna. Poszłam do domu chłopaków, bo domyśliłam się, że tam zostałaś. Niestety nie było cię, a pomysłu, gdzie mogłabyś być nie miałam, więc chyba sobie odpuściłam te poszukiwania... No, a gdy dzisiaj spacerowałam sobie po parku zauważyłam grupkę chłopaków grających w nogę, a wśród nich ciebie... Resztę już znasz. I... bądź tak dobra i puść moją rękę.
Na słowa dziewczyny cofnęłam dłoń.
- Ale... skąd przyszło ci do głowy, że to mogę być ja?! Przecież... Nie rozmawiałyśmy długo, nie widywałyśmy się... Czemu pierwszą osobą, o której pomyślałaś, byłam ja?
- Cóż... Mieszkasz z nimi, co oznacza, że jesteście przyjaciółmi. Widzę, że... Jay cię lubi – ostatnie słowa powiedziała takim tonem, jakby miała zaraz je zwymiotować – i pomyślałam, że to była ustawka. Rzadko się zdarzało, żeby Jay tak się zachowywał... Chyba nawet wcale nie było takiego przypadku. Mniejsza z tym. Nie wiem, jaka jesteś. Pomyślałam, że pewnie chcesz się wybić, zostać sławna, czy coś... Ustawili cię pod sceną, Jay "przypadkiem" cię zobaczył, zaprosił i potem... czule pożegnał – znów ten obrzydliwy ton – ... w każdym razie... Dzięki za rozmowę – powiedziała podnosząc się – Możesz... wrócić do swoich nowych znajomych – mówiąc to, uśmiechnęła się chytrze.
- Czekaj... Chyba nie powiesz im, że...
- ...że pod ich nieobecność zadajesz się z zespołem, którego najprawdopodobniej nienawidzą najbardziej na świecie?
- Ja nie... Hej! Przecież nie robię tego specjalnie! Nie mam zamiaru mścić się na nim, za to co...
- O co ci znowu chodzi? To nie jest mój interes, a poza tym... to tylko twój przyjaciel, czyż nie? Przecież nie złamał ci tym serca.
Zdziwiły mnie jej słowa. Czyżby ona nie miała pojęcia, co się między nami wydarzyło?
- Jess, my...
- Jutro wracają, więc...
- Więc nic im nie powiesz – przerwałam jej ostrym tonem – Nie robię tego specjalnie, nie szukałam ich i nie prosiłam o pomoc! Gdy chłopaki jutro wrócą, wszystko im powiem, możesz być tego pewna.
Dziewczyna patrzyła na mnie lekko zdziwiona, lecz po chwili znów zmieniła wyraz twarzy.
- Cześć – powiedziała i odeszła.
Wpatrywałam się w oddalającą się sylwetkę blondynki rozmyślając, jak to się stało, że ona niczego nie wie. Tylko o tym potrafiłam myśleć, bo w głowie miałam bałagan. Powoli zaczęłam sobie wszystko układać i to, co powiedziała mi Jess zgadzało się z tym, co usłyszałam od Patrycji.
Przejechałam dłonią po twarzy i podniosłam się ruszając w stronę chłopaków.
- Kto to był? – zapytał Niall.
- Sio... Khmm, znajoma – uśmiechnęłam się sztucznie zerkając na Liam`a.
- To jak, gramy? – powiedział Louis zacierając ręce.
- Jeśli macie ochotę na porażkę... – dodał Zayn i ruszyliśmy z powrotem na boisko.
Moi przeciwnicy – Niall, Zayn i Liam – rozpoczęli grę. Tym razem udało im się nas ominąć i skutecznie zakończyli swoją akcję. Nie mogłam się skupić na grze, cały czas myślałam o rozmowie z Jess...
- Nie martw się, to tylko jeden gol. Odrobimy to – powiedział do mnie Harry.
Pokiwałam głową i wróciliśmy do gry. Jako, że straciliśmy bramkę, zaczynaliśmy od środka. Wybiegłam do przodu, by Loczek mógł mi podać. Tymczasem on zwinnie wyminął Blondynka i biegł w moją stronę. Jedyną przeszkodą na mojej drodze był Zayn. Na mój widok uśmiechnął się delikatnie, zerkając co chwilę w stronę Niall`a. Jak ona mogła pomyśleć, że robię to specjalnie? Może to tak wygląda, ale skąd miałam wiedzieć, że się nienawidzą! Przecież nie śledzę nałogowo mediów i tego, o czym w nich gadają na temat chłopaków. Liam powiedział mi, że za sobą nie przepadają, ale żeby aż tak? Swoją drogą mogłam ją zapytać, dlaczego tak bardzo mnie nie lubi. Przecież...
- Ania!!
Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Harry`ego, który do mnie podał.
- Strzelaj! – darł się Louis.
Bez dłuższego wahania podbiegłam do piłki i kopnęłam ją w kierunku bramki. Niestety uderzenie było zbyt słabe i Niall zdążył przyjąć na główkę, zanim Liam by ją złapał. Pokręciłam głową i ruszyłam za uciekającym z piłką brunetem. Dogoniłam go, lecz było za późno. Zayn podał do Blondynka, a ten uciekł Harry`emu i wpakował piłkę do bramki.
- Jestę! Mistrzę!! – darł się chłopak.
- Haha, brawo Niall!
- Ania, wszystko w porządku? – zapytał Lou podchodząc do mnie.
- Em, przepraszam, poprawię się.
- Nie chodzi o grę – uśmiechnął się – przecież to tylko zabawa.
- Macie dość? – żartował przybyły Liam.
- Ja chyba tak – powiedziałam – Wcześniej... Ta dziewczyna, z którą rozmawiałam, to siostra... Nathana – dodałam szeptem. Miny chłopaków mówiły same za siebie – Po prostu przez tę rozmowę nie mogę się skupić.
- Wiesz, nie wiem, jak reszta, ale na dziś mam dość – Louis uśmiechnął się pocieszająco.
- Jak tam cieniasy? – śmiał się Niall – Ania, bez obrazy, ale... przegraliście!
- Wybacz mi przyjacielu, że muszę zniszczyć twą radość – powiedziałam obejmując go ramieniem – i zburzyć dumę ze zwycięstwa, ale... jest remis.
- Co??
- No to, że jest 2:2.
- A niech to... Więc na co czekamy? Do roboty!
- Niall, na dzisiaj koniec. Jesteśmy zmęczeni – powiedział Liam.
- Wybacz, ale muszę się z nim zgodzić – przytakną Zayn.
- W sumie to... macie rację. Wracajmy.
Zgodnie ruszyliśmy w stronę domu.
- A może wstąpimy na jakieś ciacho, hmm? – podsunął Harry.
- Zgadzam się!
- A nie musisz przypadkiem dbać o linię? – zapytał Niall`a Zayn.
- Martw się o swoje fałdki grubasie!
- No wiesz co... Sam jesteś grubas!
- Ja grubas? Popatrz w lustro!
Razem z pozostałą trójką zaczęliśmy się śmiać. Widać było, że oni sami się z tego śmieją.
- Kto to mówi? Taki prosiaczek jak ty!
- Ja nie podjadam czekolady wieczorami!!
- A więc to ty... – wtrącił Lou poważnym tonem i ponownie wybuchłam śmiechem.
- Oj no już, nie gniewaj się – powiedział Zayn czochrając przyjaciela.
- Hej! Moje kochane włoski! – odsunął się Blondynek.
- Nie bądź zły! To z miłości – uśmiechnął się brunet ponownie dobierając się do włosów chłopaka.
- Tak? Okey! – krzyknął i w odpowiedzi poczochrał Zayn`a.
- Ey!!
- No co. To z miłości.
Zaczęliśmy się śmiać.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział Harry zatrzymując się przed jakąś cukiernią.
- No to chodźmy!
Wszyscy zgodnie weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsce przy stoliku pod oknem. Po chwili zastanowienia zamówiłam sobie kawę i jakieś ciasto z malinami, którego nazwy nie potrafiłam przeczytać, a co dopiero wymówić.
- Więc dzisiaj już wracasz? – zapytał Louis.
- Tak, niestety tak – odpowiedziałam uśmiechając się do niego.
- Odwieziemy cię.
- Wszyscy...?
- Czemu nie! – powiedział zadowolony Niall.
Zza rogu wyszedł kelner z sześcioma talerzykami, a za nim drugi niosący tyle samo napojów. Podziękowaliśmy i zajęliśmy się smakowaniem zamówionych ciast.
- Najlepsze... – mruknął Zayn masując się po brzuchu.
- Myślę, że jeszcze dwa takie by ci się zmieściły – powiedziałam wskazując pusty talerzyk – W końcu od czegoś ma się te fałdki, no nie?
Na moje słowa Niall wybuchł śmiechem.
- Piątka siostro! – wystawił rękę.
Przybiłam i razem z Blondynkiem zaczęliśmy chichotać.
- Ha ha ha. Baardzo śmieszne – udawał Zayn – Wam całe menu by nie wystarczyło.
Wymieniliśmy z Niall`em spojrzenia.
- A ty jesteś taki gruby, że...
- Nie! Nie tutaj... – powiedziałam powstrzymując Niall`a, który nabrał na łyżeczkę ogromny kawałek ciasta i zrobił z niej katapultę.
- Masz szczęście, murzynie – wycedził przez zęby.
Razem z pozostałymi zaczęłam się śmiać. Gdy wszyscy się już uspokoili zapłaciliśmy i wróciliśmy do domu. Weszłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Zasuwałam właśnie jedną z kieszeni torby, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę!
Drzwi otworzyły się i stanął w nich Liam.
- Hej, nie przeszkadzam?
- Nie nie. Pakuję się – posłałam mu uśmiech.
- Wszystko w porządku? Chodzi mi o te rozmowę z Jess...
- Znasz ją?
- Nie, ale obiło mi się o uszy, jak ma na imię.
- Skąd wiedziałeś, że mam ochotę pogadać? – zapytałam siadając na łóżku.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i usiadł obok mnie.
- Więc...?
- Wczoraj, gdy wyszłam na to spotkanie z przyjaciółką, dowiedziałam się, że Jessica pilnie chciała ze mną porozmawiać. Niezbyt mnie to ucieszyło, bo od początku słusznie wydawało mi się, że ta dziewczyna mnie nie lubi. Dzisiaj, gdy już doszło do tej rozmowy pokazała mi tę gazetę ze zdjęciami... Myślała, że ta dziewczyna to ja. Wyjaśniłam jej, że to niemożliwe i zapytałam, czemu akurat pomyślała o mnie. Odpowiedziała, że jestem ich przyjaciółką i wpadło jej do głowy, że to wszystko może być ustawione, bo być może "chcę się wybić". Zaczęła coś mówić o tym, że się z wami poznałam, ale ja wytłumaczyłam jej, że nie miałam pojęcia – jeśli tak jest – że chłopaki was nie lubią i nie robię tego z zemsty. Wtedy powiedziała, że to jej nie obchodzi, bo przecież nie miałabym się za co mścić. W końcu nikt nie złamał mi serca.
- Jak to? – zapytał zdziwiony.
- No właśnie. Jak to się stało, że ona nie wiedziała o nas. Wiesz, oficjalnie, czy jak to tam nie byliśmy razem, ale... No rozumiesz... – chłopak skinął głową – Zastanawia mnie to, czemu ona nic nie wiedziała. Gdy mówiła, że Jay mnie lubi, powiedziała to tak, jakby... były to najobrzydliwsze słowa, jakie miała wypowiedzieć.
- Hmm... Może ona sama coś do niego czuje?
Spojrzałam na niego.
- Nie, to niemożliwe. Oni przyjaźnią się od dobrych kilku lat.
- W takim razie, nie mam pojęcia, dlaczego się tak zachowała. Ale najwidoczniej dziewczyna ma jakiś powód.
- Tylko jaki?
- Tego nie wiem.
- Eh... – westchnęłam.
- Kiedy chłopaki wracają?
- Jutro wieczorem – chłopak uśmiechnął się do mnie – A czemu py... Czeeemu masz taki dziwny
uśmie... O nie. No przestań. Nie, nie, nie!
- No, ale dlaczego. Proszę! Bardzo ładnie proszę!
- Liam, bardzo chętnie, ale... no nie będę tak wam siedzieć na...
- Na czym? – spojrzał na mnie teatralnie unosząc brwi.
- Ty zboczuchu! – śmiałam się.
- Proszę. Zostań jeszcze jedną noc. Jutro pójdziemy... yyy.. no gdzieś na pewno. Zjemy obiad i cię odwieziemy.
- Liam...
- Proszę...
- Eh. Niech ci będzie.
- Jest! – krzyknął uradowany – Pójdę powiedzieć...
Nagle moja komórka zaczęła dzwonić. Wyjęłam ją z kieszeni i odebrałam.
- Słucham?
- Ania? Jak dobrze, nie mogę się do siebie dodzwonić. Wszystko w porządku? – to był Seev. Spojrzałam porozumiewawczo na Liam`a, żeby nigdzie nie wychodził – Cześć Seev. Wybacz, komórka mi padła i nie mogłam znaleźć ładowarki...
- Nic się nie dzieje. Max telefonuje do Patrycji także jesteśmy na bieżąco – śmiał się.
- Ooo, widzę, że się polubili.
- Pewnie tak. Wiesz, dzwonię, bo mam świetną wiadomość.
- Jaką?
- Właśnie jesteśmy w drodze do domu.

__________
No heeej :) Jestem jestem :D Nie było mnie długo bo ostatnio jakoś niezbyt przesiaduję na kompie :/ Ale bloga nie zostawię, nie ma szans ;). Dzięki za wejścia, oszalałam jak zobaczyłam dzisiaj liczbę wyświetleń :o
Anonimowy Czytaczwybacz, że tak naciągam twoje nerwy, wytrzymaj jeszcze trochę i chłopcy wrócą, jak widzisz o jeden dzień szybciej ;) ;*


♥♥♥

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 40

1 komentarz:
- Zagramy w nogę! – krzyknął Niall pokazując mi piłkę.
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Nie bój się, wszystkiego cię nauczymy – powiedział Liam.
- Myślę, że nie będzie trzeba. Lubię piłkę nożną i gdy byłam młodsza, babcia... zapisała mnie na lekcje, więc... może nie będzie tak źle.
- Ooo, w takim razie chcę cię mieć u siebie! – powiedział Harry podnosząc rękę.
- Eeeeej! – oburzył się Blondynek – W takim razie ja biorę Liam`a!
- Bierzemy Lou! – krzyknął Loczek przybijając piątkę przyjacielowi.
- No to my Zayn`a!
W tym momencie do kuchni wszedł brunet.
- Co znowu zrobiłem? – zapytał siadając na krześle.
- Gramy dziś w nogę. Jesteś ze mną – oświadczył zadowolony Niall.
- Jestem z tobą? Od kiedy jesteś gejem?
Zaczęliśmy się śmiać.
- W drużynie głupku!
- Dobra dobra, spokój – powiedział Liam stawiając na stole talerz z tostami – najpierw śniadanie.
Tym sposobem rozmowy na temat zaplanowanej gry ucichły i zaczęliśmy jeść. Gdy skończyliśmy, pomogłam chłopakom pozmywać. Następnie poszliśmy się przebrać w lżejsze ciuchy nadające się do gry i wszyscy oprócz Blondynka, który gdzieś się zapodział usiedliśmy w salonie.
- Mogę wiedzieć, co robicie? – zapytał Niall trzymając w jednej ręce piłkę, a w drugiej buty.
- Myy... yyy... odpoczy...
- Żadne odpoczywamy!! LŚ!! Cały czas tylko byście siedzieli! Co za...!! Już, ubierać się!! IDZIEMY!
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni i bez zastanowienia ruszyliśmy do holu.
- LŚ? – szepnęłam do Liam`a.
- Lenie Śmierdzące – zaśmiał się cicho.
- Aaaa – odpowiedziałam tłumiąc śmiech.
Po dziesięciu minutach zwarci i gotowi ruszyliśmy w stronę parku. Śmiejąc się dotarliśmy na miejsce, którym było mini boisko do gry w piłkę nożną.
- A więc – zaczął Niall – jedna drużyna to ja, Liam i Zayn, a druga to Harry, Ania i Lou.
Nie zwlekając ustawiliśmy się na miejscach i zaczęliśmy grę. Chłopaki ruszyli do przodu, a ja zostałam na obronie. Cieszyłam się, bo szczerze powiedziawszy nie wiem ile umiejętności zostało mi z tych lekcji. Zauważyłam, że w przeciwnej drużynie na tej samej pozycji, co ja, stoi Liam. Zakończyłam rozmyślania, bo przeciwnicy niebezpiecznie zbliżali się do naszej bramki. Widziałam, jak Niall daje znak, by Zayn wyszedł do przodu. O nie, to wam się nie uda. Nie czekając wybiegłam ku nim i w momencie, gdy Blondynek kopnął piłkę do bruneta, zrobiłam ślizg, wybijając ją. Chłopaki zatrzymali się i spojrzeli na mnie.
- No co – powiedziałam dysząc – To, że jestem... dziewczyną, nie oznacza..., że nie umiem grać.
Harry uśmiechnął się do mnie.
- Nie macie szans! – krzyknął radośnie Lou.
Odszukałam wzrokiem piłkę i rzuciłam chłopakom porozumiewawcze spojrzenie. Zerwaliśmy się i we trójkę wykonaliśmy piękną akcję, którą Harry zakończył bramką.
- Goooool!
- Nie no, to jest nie fair! – bulwersował się Blondynek – Wy macie naj...
- Niall! Nie wierzysz w nas? – zapytał zdziwiony Zayn.
- Jaa... No wierzę wierzę...
Po ustawieniu się na swoich miejscach, Louis zaproponował mi zmianę miejsc, więc stanęłam obok Harry`ego i ponownie rozpoczęliśmy grę. Niall wykonał świetny zwód i razem z Zayn`Em niebezpiecznie zbliżali się do naszej bramki. Lou był skoncentrowany, ale w pojedynku dwa na jeden nie miał szans. Kiwnęłam Loczkowi, żeby zablokował Blondynka. Chłopak ruszył w stronę przyjaciela i gdy skutecznie uniemożliwił mu przyjęcie piłki, podbiegłam do Zayn`a, który dopiero po chwili zauważył, że nie ma do kogo podać. Chłopak tak zaczął bawić się piłką, bym nie mogła mu jej zabrać.
- Pogódź się z tym, że nie masz ze mną szans – powiedział uśmiechając się zadziornie.
- Czyżby? – odpowiedziałam wciąż usiłując mu ją zabrać.
- No ba! – krzyknął robiąc unik i oddalił się ode mnie. Spojrzałam na Harry`ego.
- Szybciej! – powiedział głośno, patrząc na mnie błagalnie.
- Wytrzymaj jeszcze minutkę! – odparłam i ruszyłam w stronę uciekiniera.
Czas najwyższy na tajną broń. Podbiegłam do niego od tyłu i nachyliłam się nad jego ramieniem.
- Wiesz... w tej koszulce wyglądasz bardzo... pociągająco... – zamruczałam mu do ucha.
Na moje słowa chłopak przestał zwodzić piłkę i odwrócił się do mnie. Wykorzystałam to i przejęłam ją, krzycząc do Loczka, że jest mi potrzebny. Zerknęłam za siebie i zobaczyłam ruszającego w moją stronę Zayn`a. Uśmiechnęłam się do siebie i podałam piłkę do Styles`a. Chłopak już miał ją wbić do bramki, gdy nagle, nie wiadomo skąd pojawił się Niall zatrzymując atak. Kopnął do Liam`a, który bezbłędnie ją przyjął i zamierzał się, by podać ją Zayn`owi. Wtem Harry wykonał piękne podcięcie, tym samym wykopując piłkę do mnie, co wykorzystałam i wpakowałam ją do siatki.
- Idealnie!! – darł się Loczek zbierając się z ziemi. Podbiegł do mnie i wziął na ręce.
- Harry! Puść mnie! – śmiałam się.
- Co za akcja! Jesteś wielka! – powiedział stawiając mnie z powrotem na ziemi.
- Hej, to było nieczyste zagranie! – protestował Zayn.
- Czemu niby? – zapytałam z chytrym uśmieszkiem.
- Przecież nie było faulu – wtrącił Lou podchodząc do nas.
- Ale... to było... to był faul psychiczny!
- Nikt nie mówił, że nie wolno go używać – zauważył Loczek.
- No no, już się tak nie złość – poklepałam bruneta po ramieniu – No, chłopaki, wbijmy im jeszcze z pięć bramek!
Zawodnicy zaczęli ustawiać się na swoich pozycjach.
- Skoro... nikt nie mówił, że... nie wolno go używać..., to lepiej uważaj... – szepnął mi do ucha Zayn
rozmarzonym tonem, a po moim ciele przeszły ciarki.
Chłopak minął mnie uśmiechając się. Szczwana bestia – teraz będzie chciał wykorzystać moją tajną broń. Odszedł kilka kroków, tym samym odsłaniając widok na najbliższą ławkę. Stała przy niej osoba, na której widok zdrętwiałam.
- Hej, nie bój się – śmiał się brunet – nie będę aż taki brutalny.
Chłopak myślał, że patrzę na niego, lecz niestety tak nie było. Wpatrywałam się w postać obok ławki, która mierzyła mnie wzrokiem. Nie ruszyłam się. Nawet nie drgnęłam.
- Gramy, czy nie?! – krzyknął któryś z chłopaków.
- Ania, idziesz? – zapytał Zayn podchodząc do mnie. Przyjrzał mi się i spojrzał tam, gdzie ja – Kto to...?
- Ja... – powiedziałam odwracając się do pozostałych – Zrobimy sobie przerwę?!
- Okey...! – odpowiedział nieco zdziwiony Liam.
- Coś się stało? – zapytał Zayn.
- Muszę... Ymm, zaraz wrócę – powiedziałam patrząc mu w oczy.
Nie czekając na odpowiedź wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę ławki. Nie wiedząc czemu z każdym krokiem denerwowałam się coraz bardziej. Stanęłam naprzeciw i z trudem przełknęłam ślinę.
- Cześć Jessica...
- Cześć – powiedziała bez wyrazu – Usiądziesz? – zapytała wskazując ławkę. Skinęłam głową i posłusznie usiadłam. Przypomniały mi się słowa Patrycji. Ona mnie szukała. No i znalazła... - Co u ciebie słychać? – zapytała szukając czegoś w torbie.
- Em..., nie narzekam... – odpowiedziałam lekko zdziwiona.
- Widzę, że dobrze się bawisz – uśmiechnęła się do siebie.
- Khm – chrząknęłam zmieszana – Podobno chciałaś się ze mną wi... – przerwałam na widok feralnej
gazety, którą blondynka wyjęła z torby.
- Możesz mi to wytłumaczyć? – powiedziała rzucając gazetę na ławkę. Otwarta była na stronie z tymi... zdjęciami... Do oczu napłynęły mi łzy.
- Dlaczego... Ja mam ci to... tłumaczyć?
- Słucham? – zapytała zirytowana – Przecież to ty!

__________
Witam witam :) Wybaczcie za długą przerwę, musiałam się trochę ogarnąć. No, ale jestem i nigdzie się nie wybieram ^^. Rozdział krótki i muszę się przyznać, że troszkę specjalnie Was tak trzymam w niepewności, co to będzie. Ale jesteśmy coraz bliżej, także akcja nabiera tempa :D. Dziękuję za komentarze. Dedykuję:
Anonimowemu Czytaczowi - jesteś po prostu niesamowitym czytaczem :D
niepoprawna romantyczka - witam witam nowego czytacza! mam nadzieję, że się podoba i wpadniesz tu jeszcze ^^
Alejandra Shadowhunters - dzięki, że jesteś i czytasz wariatko moja :*


♥♥♥

sobota, 19 października 2013

Rozdział 39

3 komentarze:
                  Dostałam SMS od Patrycji. Zdziwiona wyprostowałam się i odebrałam wiadomość. "Hej ;) Wiem, że trochę późno na spacer, ale mogłybyśmy się spotkać pod kafejką `First Time`?". Nieco zdziwiona odpisałam, że będę na miejscu za około pół godziny. Rozglądnęłam się i zauważyłam, że z całej piątki tylko Louis nie śpi.
- Psst.
Chłopak spojrzał w moją stronę, a ja gestem głowy pokazałam mu, żebyśmy przeszli do holu.
- Słuchaj... muszę wyjść.
- Teraz? – zapytał nieco zdziwiony.
- Przyjaciółka napisała mi, czy możemy się spotkać.
- Aa, rozumiem. Podwieźć cię?
- Dzięki, ale... przejdę się – powiedziałam ubierając kurtkę.
- Jest późno... Gdyby coś się działo, dzwoń – wziął jakąś kartkę i napisał na niej swój numer.
- Okey – powiedziałam biorąc kawałek papieru – To pa – posłałam mu uśmiech i wyszłam.
Jak na środek wiosny wieczór był chłodny. Naciągnęłam rękawy i ruszyłam w kierunku kafejki. Szłam nieco szybszym krokiem, ponieważ miałam na sobie krótkie spodenki i po plecach zaczęły spacerować mi dreszcze. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Pod niewielkim budynkiem stała dziewczyna w miętowej kurtce. Podeszłam do niej.
- Patrycja...?
- O, hej – uśmiechnęła się odwracając się do mnie – Szybka jesteś.
- Tak jakoś... Coś się stało?
- Wiesz... Chciałam pogadać.
- Słuchaj... nie możemy tego przełożyć na jutro? Jest... troszkę zimno.
- Nie chciałam się spotkać, żeby ot tak sobie poplotkować. Odwiedziła nas dzisiaj siostra Nathana – Jess.
Niezbyt ucieszyła mnie ta wiadomość. Gdy poznałam Jessicę, wydała się sympatyczną dziewczyną, lecz odniosłam wrażenie, że czuje do mnie niechęć. Myślałam, że to tylko pozory, lecz z czasem nabrałam pewności, że ona po prostu mnie nie lubi. Problem w tym, że nie wiedziałam, czemu.
- Dlaczego mi o tym mówisz? – zapytałam, jak gdyby nigdy nic.
- Była nieco zdziwiona, że zastała nas, a nie ciebie. Widocznie wiedziała, że mieszkasz u chłopaków.
Pytała, gdzie jesteś i kiedy wrócisz... Powiedziałyśmy jej, że na jakiś czas zatrzymałaś się u znajomych. Wydawała się być lekko podenerwowana. Zauważyłam, że w ręce trzymała gazetę. Tę, w której... No wiesz...
- Wiem – powiedziałam przywołując widok zdjęć.
- Powiedziała jeszcze, że zależy jej na rozmowie z tobą... i wyszła.
- Ona... mnie szukała?
- A czy to dziwne?
No tak. Przecież Patrycja nic nie wie. Streściłam jej to, jak się poznałyśmy i powiedziałam o tym, że ona nie bardzo za mną przepada.
- Dlatego to wydaje mi się dziwne...
- Teraz rozumiem – powiedziała po chwili – Wydaje mi się, że zależy jej, byście porozmawiały przed przyjazdem chłopców.
- A... kiedy oni...
- Pojutrze wieczorem. Seev dzwonił do Nareesh`y.
- Nie wiem czemu, ale coś mi mówi, żebym się z nią nie spotykała. A i tak prędzej, czy później będę musiała pogadać z chłopakami... Boję się.
- Ale się porobiło, nie? – powiedziała po chwili patrząc w niebo.
- Taa... Odkąd wyjechali, dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy... Ciekawsze jest to, od kogo.
- Mam się bać? – zapytała przenosząc na mnie wzrok.
- Wiesz... – zaczęłam błądząc wzrokiem – Cieszę się, że cię poznałam. Gdy zmarła moja babcia, straciłam wszystko. Jedyną rodzinę, przyjaciółkę... Od tej pory nie miałam kogoś takiego, z kim mogłabym pogadać, jak dziewczyna z dziewczyną. Może to zabrzmi głupio, ale odkąd cię znam, wydaje mi się, że babcia jakby wróciła.
- Em, dziękuję. To miłe – uśmiechnęła się.
- To ja dziękuję. Prawie nic o mnie nie wiesz, a martwisz się. Tak jak Nareesha. Nie znamy się dobrze... Wszystko ci opowiem. Obiecuję. Ale teraz...
- Jest ci zimno – dodała, po czym zaczęłyśmy się śmiać.
- Idź już – uśmiechnęła się – Jeszcze się przeziębisz.
- Haha, lepiej nie. Co by to było, gdyby... Khm, nieważne. Uściskaj Nareeshę ode mnie. Dobranoc.
- Dobranoc... – dziewczyna podeszła i przytuliła mnie – Będzie dobrze.
Odwzajemniłam uścisk, uśmiechnęłam się do niej i odeszłam. Być może ma rację. Kiedyś będzie dobrze. Tylko kiedy?

                  Gdy wróciłam do domu, była 22:56. Zdjęłam buty oraz kurtkę i po cichu wyszłam na górę. Sprawdziłam, czy wyjęłam z kieszeni komórkę i usłyszałam za sobą szmer. Gwałtownie obróciłam się, lecz nic nie zobaczyłam, jako, że w domu było ciemno. Z sercem przy gardle odwróciłam się i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do środka po cichu je zamykając. Zrobiłam krok do przodu i nagle zaświeciło się światło. Odruchowo zakryłam oczy ręką i powoli przyzwyczajałam oczy do oświetlenia. Spojrzałam przed siebie i drgnęłam. Na  fotelu przy łóżku siedział Zayn. Nie martwiło mnie, że wszedł sobie do tego pokoju bez mojego pozwolenia, lecz to, co będzie miał mi do powiedzenia. Mieszkam u nich i być może nie powinnam wychodzić bez słowa – chociaż Louis wiedział – i wracać tak późno.
- Przepraszam, że...
- Wszystko w porządku? – zapytał podnosząc się.
Tylko na niego popatrzyłam. On... martwi się, czy wszystko jest okej?
- Em... tak...
- Na pewno?
- Ymm... Nie powiesz, że wróciłam zbyt późno?
- Dlaczego miałbym tak mówić?
- Bo...
- Nie czekałem tutaj na ciebie – przepraszam, że tak wszedłem – żeby powiedzieć ci, że późne wracanie w tym domu jest niedopuszczalne – uśmiechnął się – Po prostu zmartwiło nas trochę, że twoja przyjaciółka chce się z tobą tak późno spotkać... Chłopaki stwierdzili, że.. jakby co, to... będziesz dzwonić..., no ale ja wolałem jednak poczekać.
- Wszystko w porządku – odpowiedziałam, rozumiejąc, co ma na myśli – Ona... chciała się spotkać, bo miała mi coś ważnego do powiedzenia.
Gdzieś tam moja podświadomość mówiła mi, że on najnormalniej w świecie martwił się o mnie, co było dla mnie miłe.
- Nie musisz mi się tłumaczyć - powiedział podchodząc do mnie – Dobranoc – chwycił za klamkę i
otworzył drzwi.
- Zayn – powiedziałam, sama nie wiedząc czemu.
Ugryzłam się w język. Co ja mu teraz powiem? Chłopak odwrócił się do mnie.
- Tak? – popatrzył na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.
Dlaczego oni tak na nas działają? Wystarczy jedno głupie spojrzenie i kolana mamy jak z waty. Całe szczęście w porę udało mi się coś wymyślić.
- Em..., to miłe, że na mnie czekałeś... dziękuję – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nie ma za co – chłopak uśmiechnął się uroczo, podszedł do mnie i ku mojemu zaskoczeniu musnął mój policzek – Dobranoc.
Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Lekko oszołomiona wpatrywałam się w jeden punkt. Nie bardzo trafiało do mnie to, co się stało. Potrząsnęłam lekko głową i z uśmiechem na ustach usiadłam na łóżku. Czułam się dziwnie. Zayn to dobry chłopak. Z pozoru wydaje się być oschły i arogancki, ale to tylko przykrywka. Nie miałam pojęcia, co dokładnie między nami jest. Nie była to zwykła znajomość, całowałam się z nim. Ale równocześnie nie było to nic więcej. Mogłabym spróbować z nim być..., ale coś we mnie mówiło mi, a nawet krzyczało, że powinnam zostawić go w spokoju, że to nie ten. Powinnam zaczekać. Jest zbyt wcześnie, by wplątać się w coś nowego. Ale czy ja właśnie tego nie robię?
Z głową pełną pytań poszłam wziąć prysznic. Przebrałam się w piżamki i ułożyłam w łóżku. Nie było łatwo zasnąć, ale w końcu odpłynęłam.


                           Przecierając oczy powoli je otworzyłam. Jedyne, co teraz potrzebowałam, to pilna wizyta w łazience. Wygramoliłam się z pościeli i poszłam do łazienki. Wychodząc zerknęłam w lustro, czy wyglądam na tyle normalnie, by po drodze nikogo nie przestraszyć i wróciłam do siebie. Cały czas patrzyłam przed siebie przez półprzymknięte oczy. Drapiąc się po głowie ruszyłam w stronę łóżka. Po drodze zawadziłam o ścianę, która nie wiedząc czemu, jakby wyrosła mi przed nosem. Ziewając wsunęłam się z powrotem pod kołdrę, przykrywając się po same uszy. Było mi tak bardzo wygodnie, że po kilku sekundach zasnęłam.
Mrużąc powieki, po raz drugi dzisiaj otwierałam oczy. Ostatni dzień mieszkania z chłopakami. Ciekawe, co wymyślą... Właśnie! Taki dzień, a ja leżę sobie w najlepsze śpiąc do... późna. Postanowiłam bezzwłocznie wstać z łóżka. Właśnie miałam się podnieść, lecz nie mogłam. Przerażona zesztywniałam. Poczułam, jak coś trzyma mnie w talii. Z trudem przełknęłam ślinę i powoli się odwróciłam. Sam widok zszokował mnie jeszcze bardziej. Zayn?! Do cholery, co on tu... O nie. Czy ja..., on... czy my... Nie, to niemożliwe. Przecież nic nie wypiłam, pamiętałabym! Powoli zaczęłam odsuwać się od niego, centymetr po centymetrze...
- Aaa!
Krzyknęłam spadając z łóżka. Jaka ja inteligentna. Zamiast normalnie się stąd zmyć, to odprawiam jakieś cyrki. Błagam, żeby się nie...
- Co jest... Ania? Wszystko... w porządku? – chłopak nachylił się i spojrzał na mnie zszokowany. Zlustrował mnie wzrokiem, a potem spojrzał na łóżko – Zaraz, czy... my spa... Khm...
Zrobiłam się czerwona. Nie miałam pojęcia, jak do tego doszło!
- Em, nie! To... nie na pewno nie, tylko... mogę wiedzieć, co ty właściwie robisz... w... – rozejrzałam się i dotarło do mnie, że nie jestem u siebie – to nie jest... mój pokój.
- No nie – uśmiechnął się.
- A-ale... Przecież kładłam się w swoim łóżku! Nigdzie nie wychodziłam! Tylko rano..., gdy... Aaa, teraz wszystko jasne – mruknęłam do siebie podnosząc się z podłogi.
- To znaczy...?
Na twarz wlał mi się rumieniec. Ależ ja jestem ciamajda. Jak mogłam pomylić pokoje?! Tak to jest, gdy śpi się drugą noc w obcym mieszkaniu i spaceruje się na wpół żywym. Gdybym nie wpadła na to, jak się tu znalazłam, Zayn mógłby pomyśleć, że...
- Em, ja... przepraszam – zaczęłam, a z każdym słowem czułam, że staję się coraz bardziej czerwona – gdy..., wychodziłam z łazienki, musiałam pomylić pokoje i... wejść do twojego – powiedziałam ciszej. Na moje słowa twarz chłopaka rozjaśnił ciepły uśmiech. Patrzył na mnie zaspanymi oczami, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię – Jeszcze raz... przepraszam.
- No już, nie przepraszaj mnie tyle. Przecież nic mi się nie stało, nie pogryzłaś mnie chyba, prawda?
- No przecież – uśmiechnęłam się.
- Więc – zaczął przykrywając się kołdrą – Jeśli chcesz, możesz się tu położyć i dalej sobie pospać, mi to nie przeszkadza, albo wrócić do siebie – posłał mi uśmiech, okrył się i wtulił w poduszkę.
I co teraz? Szczerze? Miałam ochotę ułożyć się obok niego i ponownie zasnąć, ale znowu coś głęboko we mnie mówiło "Nie rób tego!". Tak naprawdę sama nie wiedziałam, czy coś do niego czuję. Nie chcę
ryzykować i niepotrzebnie robić komuś nadzieję. Owszem, nie miałam pewności, że on również coś do mnie czuje, ale po tym wszystkim, co się do tej pory stało miałam prawo myśleć, że jednak nie jestem mu obojętna.
- Coś nie tak? – zapytał odwracając się w moją stronę, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
- Ymm... – zaczęłam niepewnie, siadając na brzegu łóżka – Wiesz... Ostatnio chyba zaczynam cię lubić i... Eh, po prostu posłuchaj. Nie ma co ukrywać, całowaliśmy się i nie mam pojęcia, czy tylko o to ci chodziło, czy... Wiem, to trochę głupie, bo od razu myślę, że taka gwiazda, jak ty pocałuje mnie raz i ze mną będzie, ale uwierz, każda chyba by tak pomyślała po tym, co się między nami wydarzyło. Więc... nie wiem, czy z czasem potraktuję cię tylko, jako przyjaciela, czy kogoś więcej. Dlatego nie chcę się zachowywać tak, jakbym na sto procent wiedziała, że dla mnie to nie tylko zwykła znajomość. I jestem trochę rozdarta, bo chciałabym tu zostać, ale... coś mi jakby... no mówi mi coś, żebym tego jednak nie robiła.
Pomyślałam, że całkiem nieźle mi poszło. Nie ma co owijać w bawełnę. Powiedziałam, co mi leży na wątrobie, a to, co on z tym zrobi... no cóż. Spojrzałam na niego po krótkiej chwili i zauważyłam, że jego usta wyginają się w delikatnym uśmiechu.
- Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie powiedziała mi czegoś takiego.
Nie bardzo wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy jak najszybciej wracać do siebie.
- Ja...
- Szczera jesteś, a to ważna cecha. Wracając do tematu... Podobasz mi się. Jesteś ładną dziewczyną i przede wszystkim – normalną. Też nie wiem, czy przerodzi się to w coś większego, czy też nie, ale jestem pewien, że nie chcę cię tylko wykorzystać. Wczoraj w kuchni... po tym, co się stało... Nie chciałem, żebyś myślała, że albo próbuję cię uwieść i odsunąć od The Wanted, albo tak bardzo się w tobie zakochałem. Ale ostatnio, kiedy tak na ciebie patrzę, to... nie mogę o tym nie pomyśleć. I wczoraj, gdy po raz kolejny, że tak to nazwę "nadarzyła" się okazja... No pocałowałem cię. Nie mogłem się powstrzymać. Oczywiście nic gorszego nie chodziło mi po głowie, broń Boże! No, ale jak widzę, jesteś inteligentną dziewczyną.
Siedziałam obok niego i przyswajałam każde jego słowo. Myślałam, że usłyszę wszystko, tylko nie to. Śmiało mogłam powiedzieć, że nie jest zadufaną w sobie gwiazdką, jak myślałam na początku. To, co powiedział... bardziej mnie cieszyło, niż smuciło. Oboje wszystko sobie wyjaśniliśmy i teraz mogłam spokojnie myśleć, że nie wszystko w moim życiu ostatnio się wali. Jeszcze raz na niego spojrzałam i mój wzrok utkwił na jego torsie... brunet nie miał na sobie koszulki. Jego ciało było po prostu idealne – każdy mięsień jakby osobno ćwiczony, by razem z pozostałymi stworzyć coś... boskiego. Na prawej ręce zauważyłam tatuaż, muszę przyznać, że nawet mi się spodobał. Ale ten jego brzuch... Przygryzłam dolną wargę i zorientowałam się, że cały czas, jak głupia gapię się na jego nagi tors. Speszona odwróciłam wzrok i zaczęłam nim błądzić po ścianach.
- Em, Ania... – powiedział rozbawionym głosem. Fuck, zauważył to. Odwróciłam głowę i zorientowałam się, że jesteśmy bardzo blisko siebie... – O, wiedziałaś, że masz takie ładne oczy? – uśmiechał się, a ja torturowałam się, by nie spojrzeć na... jego...
Nagle zauważyłam, że zbliża się, by mnie pocałować. Nie potrafiłam zaprotestować i sama zaczęłam zmniejszać odległość między nami, gdy ktoś wpadł do pokoju z hukiem otwierając drzwi. Odskoczyliśmy od siebie, jak gdyby nigdy nic.
- Zayn! Śpiochu, nie wiesz możeee... Oouuu...
W drzwiach stał nie kto inny, jak Niall, który, jak widać uwielbiał gwałtownie wyrywać przyjaciół ze snu. Lecz niestety – dzięki mnie – już drugi raz mu to nie wyszło.
- Khm. Potrzebujesz czegoś? – zapytał Zayn normalnym tonem.
- Ja... potrzebuję...? Aaa, tak potrzebuję – uśmiechnął się unosząc brwi – Em, chciałem zapytać, czy nie wiesz może, gdzie jest Ania, bo dzisiaj wieczorem – o ile Liam się nie pomylił i dobrze wszystko
zapamiętał – musi wracać, więc pomyśleliśmy, że coś pokombinujemy. Ale..., chyba macie co inneg do roboty, więc...
- Em, nie, nie. Ja... właśnie miałam wracać do siebie... przebrać się i... no – powiedziałam podnosząc się z łóżka. Blondynek nadal stał w drzwiach z tym wszystko mówiącym uśmiechem, jakby czekał na to aż wyjdę – Em, no to idę.
Zerknęłam na Zayn`a, który lekko się zarumienił i wyszłam z pokoju. Szybkim krokiem ruszyłam do siebie, by uniknąć jakichkolwiek pytań.
- Khmm – chrząknął Niall – Jak będziesz gotowa to zejdź do nas – powiedział posyłając mi ciepły uśmiech.
- Okey – odpowiedziałam i weszłam do pokoju.
Starając się nie myśleć, co miało miejsce przed kilkoma minutami wybrałam ciuchy. Włożyłam miętowe rurki i białą koszulkę ze złotym nadrukiem. Rozczesałam włosy, włożyłam ukochaną czapkę i skoczyłam jeszcze umyć zęby, po czym na prośbę Niall`a zeszłam na dół.
- Cześć wszystkim – powiedziałam z uśmiechem siadając przy stole.
- Sieema! – krzyknęli chórem. Brakowało tylko Zayn`a...
- Jak się spało? – zapytał Louis.
- Em, świetnie – zarumieniłam się.
Nie ma to, jak spać z chłopakiem i nawet o tym nie wiedzieć.
- To dobrze, bo mamy zamiar trochę się dziś poruszać – odparł zadowolony Harry.
- To znaczy...?

__________
Się spisałam ;) Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta.. Trochę dłużej mnie tu nie było :/ Wybaczcie.
Musiałam niestety zmienić wygląd bloga, bo wystąpiły pewne problemy z dodawaniem postów i okazało się, że to wina szablonu.. Szkoda mi go trochę, no ale musiałam coś poświęcić ;p
Dziękuję anonimowemu czytaczowi który zostawia komentarze pod każdym postem. Jesteś wspaniały/ła, a twoje komentarze motywują! :D Dziękujee także innym którzy czytają - jesteście wspaniaali <3
Do następnego :D


♥♥♥

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 38

1 komentarz:
                 Być może sytuację złagodziłby fakt, że mucha została zamordowana, lecz niestety ta latała sobie swobodnie ponad naszymi głowami nieświadoma powagi sytuacji. Tymczasem Zayn patrzył na swoją brudną rękę, po czym przeniósł wzrok na sprawcę. Na jego twarzy malowała się złość, a z oczu buchały iskierki grozy. Przerażony Niall przełknął głośno ślinę. Zayn bez pośpiechu chwycił stojący na stole ketchup.
- Eee, stary... ja cię tak bar...
Nie dokończył, bo brunet otworzył pojemnik i z całej siły go ścisnął celując w chłopaka. Czerwony sos trysnął na jego włosy, twarz i koszulkę.
- Nie, nie piżamka w serek ... – wyszeptał tym razem Liam łapiąc się za głowę.
Każdy obecny w kuchni domyślił się, jak sytuacja dalej się potoczy. No to po spokojnym śniadaniu. Usatysfakcjonowany Zayn obrócił się z powrotem do Harry`ego. Tymczasem Niall jedną ręką wytarł sobie twarz, drugą zaś sięgnął po musztardę.
- Nie, Horan, nie – powiedział Liam patrząc na szykującego zemstę chłopaka.
Później wszystko działo się szybko. Zayn na słowa przyjaciela odwrócił się, zrozumiał, co Blondynek knuje i gdy Niall ściskał pudełko, zrobił unik, przez co cała musztarda wylądowała na twarzy Louis`a. Dalej, jak było, można się tylko domyślić. Tomlinson przejął ketchup i wycelował w muchobójcę, niestety trafił w Zayn`a, ten chwycił majonez i także nie trafiając poprawnie, ubrudził Liam`a. Rozpętała się prawdziwa bitwa. Chcąc wyjść z tego cało i czysto odsunęłam się i stanęłam koło okna. Miałam nadzieję, że skończy się na użyciu tego, co mieli pod ręką, lecz niestety nie. Harry podszedł do szafki i wyciągnął pudełko jajek. Niall odnalazł mąkę, a Lou mleko. To nie mogło skończyć się dobrze. Starając się uniknąć ciosu jakimkolwiek produktem pochyliłam się i powoli wyszłam z niebezpiecznego pomieszczenia. Wyprostowałam się stając w drzwiach kuchni i zauważyłam siedzącą na framudze muchę.
- I co, zadowolona?! – powiedziałam patrząc na nią gniewnie.
Owad zabrzęczał, jakby się zgadzał. Zrobiłam głupią minę i w tym samym momencie poczułam, jak coś roztrzaskuje się na mojej głowie i mokrą, lepką smugą spływa po szyi. Zrobiło się dziwnie cicho. Powoli odwróciłam się w stronę chłopaków, dotykając pokrytych czymś mokrym włosów.
- O kurde... – powiedział któryś z nich.
- To ja chcę być miła. Wstaję wcześnie i z dobrego serca robię wam śniadanie. A w zamian dostaję w
głowę... – spojrzałam na brudną rękę.
- To było jajko... – podpowiedział Harry.
- Dostaję jajkiem?!
Chłopcy mieli na twarzach wymalowane przerażenie. Spojrzałam po nich i zauważyłam pudełko jajek trzymane przez... Zayn`a. Bez słowa podeszłam do stołu, chwyciłam lekko zgniecionego pomidora, zamachnęłam się i rzuciłam nim w bruneta. Niestety schylił się i czerwonym warzywem oberwał Liam. Horan wybuchł śmiechem.
- Hahaha, prosto w nos!
Przeraziłam się. Celowałam w Zayn`a, ten zdążył uciec i...
- Liam, ja cię tak bardzo przepraszam! Nie chciałam rzucić w ciebie, ja...
Nie skończyłam, bo oberwałam od któregoś chłopaka ogórkiem. Lekko rozzłoszczona chwyciłam, co miałam pod ręką i rzuciłam, nie patrząc nawet w kogo. I tym sposobem ponownie rozpętała się wojna. Wszyscy byli prawie tak samo brudni, oprócz mnie, jako, że później dołączyłam do bitwy. W pewnym momencie tuż obok głowy przeleciał mi jakiś "pocisk". Spojrzałam w stronę, skąd go wyrzucono i zobaczyłam zbliżający się do mojej twarzy kawałek mięsa. Oberwałabym nim, gdyby coś, a raczej ktoś nie chwycił mnie za rękę i wciągnął pod stół. Potrząsnęłam głową i zobaczyłam, kto to.
- Uf, dzięki – powiedziałam cicho.
- Nie ma sprawy – uśmiechnął się Zayn – Nie jesteś... na mnie zła?
Spojrzałam na niego dziwnie, lecz po chwili zrozumiałam. Chłopak miał na myśli naszą wczorajszą rozmowę. Nathan... Jakoś nie miałam okazji dłużej nad tym porozmyślać. Może to i lepiej...
- Em, nie, nie jestem zła. To... to zdarzyło się dawno temu. Zostawmy przeszłość w spokoju – powiedziałam tłumacząc to zarówno jemu, jak i sobie.
- Cieszę się, że nie jesteś zła – uśmiechnął się ciepło – Ja... Uważaj! – krzyknął przysuwając mnie
bardziej do ściany.
- Po raz kolejny ratujesz mi życie – śmiałam się.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego obłędnie brązowe tęczówki. Chłopak wpatrywał się w moje oczy, jakby czegoś w nich szukał. Poczułam, że jego ręka spoczywa na moich plecach. Była tak przyjemnie ciepła. Po raz kolejny nasze twarze dzielą centymetry i po raz kolejny powstrzymuję się, by nie zatopić się w jego ustach. Raz skończyło się to niepowodzeniem. Ale tym razem chciałam zachować silną wolę i nie dopuścić do tego. Brunet zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, a ja próbowałam opanować drżenie – cała się trzęsłam.
- Jesteś... taka inna... – wyszeptał miękkim tonem – Przepraszam...
Nachylił się jeszcze bardziej i delikatnie musnął moje wargi. Nie odsunęłam się, nie protestowałam. Po prostu nie miałam już siły dłużej się opierać. Poczułam, że jego usta oddalają się od moich, więc wplotłam dłonie w jego gęste włosy i odwzajemniłam pocałunek. Nie chciałam, by to kiedykolwiek się skończyło. Na te kilka sekund chciałam zapomnieć o wszystkim, co było i cieszyć się chwilą. Trudno, że być może będę później przez to cierpieć. Wyleczę się z tego. Dam radę. Zayn wpił się w moje usta, przez co moje ciało przeszedł przyjemny dreszczyk. Jego wargi były tak przyjemnie...
- DAWAĆ KIEŁBASĘ!!
Krzyk któregoś z chłopaków ocucił nas i sprawił, że odsunęliśmy się od siebie.
- Khm... – odchrząknęłam odgarniając włosy za ucho.
- Em, lepiej ich powstrzymajmy – powiedział Zayn i wygramoliliśmy się spod stołu.
- Dość! – krzyknął brunet, gdy Niall wziął zamach, by rzucić mięsem w swoją ofiarę.
Cała trójka spojrzała na nas z zaciekawieniem.
- Wiecie, chyba starczy tej wojny – powiedziałam – teraz trzeba to wszystko posprzątać.
- Wiesz... ja lepiej pójdę się umyć, bo później, gdy to wszystko na mnie zaschnie, nie będzie chciało... no wiesz, zejść – mówił Harry kierując się do wyjścia z kuchni – To... wy tu sobie róbcie porządki, a ja... wpadnę później! – wykrzyknął i pobiegł na górę. Reszta spojrzała na nas i uśmiechnęła się podejrzanie.
- Nie! Nawet nie myślcie o tym, żeby zwiać! – powiedział Zayn zagradzając im drogę ucieczki.
- A Harry, to co – zaprotestował Lou.
- On pojedzie po brakujące po dzisiejszej bitwie produkty – powiedziałam – A my, sprzątamy.
Niechętnie, ale jednak zabraliśmy się za porządki. Kuchnia wyglądała okropnie – okno i firanki upaćkane były mąką i ketchupem, ściany pokrywały przeróżne wzorki z majonezu, krzesła lepiły się od soku pomarańczowego, a pod nogami chrupały skorupki po jajkach. To tylko niewielkie uwagi, jak wyglądało pomieszczenie. Po trzydziestu minutach sprzątania do kuchni wszedł zadowolony Harry. Włosy miał nienagannie ułożone i ubrany był w czyste ciuchy. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z irytacją wypisaną na twarzy.
- Eee... dobrze wam idzie nie przerywajcie sobie – powiedział wycofując się.
- Stój! – krzyknął Louis trzymając w ręku pozostałość po pomidorze.
- Ani się waż tym we mnie rzucać!
- Em, spokojnie. Nie potrzebujemy drugiej bitwy na żarcie – powiedział Liam.
- Właśnie – przytaknął Harry.
- A ty pojedziesz po zakupy.
- Co??
- Po zakupy – powtórzył Niall – Wywinąłeś się od sprzątania, więc pojedziesz po to, co straciliśmy w bitwie.
Styles zrobił krzywą minę.
- Ale... No dobra, dobra! Odłóż tego pomidora... – powiedział patrząc z przerażeniem na przyjaciela –Co mam kupić – zapytał biorą kluczyki.
- To, co widzisz – odpowiedziałam z uśmiechem.
Chłopak rozejrzał się, klepnął się w czoło i wyszedł. Spojrzeliśmy na Louisa trzymającego warzywo i wybuchliśmy śmiechem. Po chwili wróciliśmy do porządkowania kuchni. Szło nam całkiem sprawnie i po godzinie z dumą stwierdziliśmy, że nasza praca dobiegła końca.
- No, zostaliśmy jeszcze my – westchnął Zayn.
Dopiero teraz zauważyłam, jacy jesteśmy brudni. Liam miał koszulkę i włosy całe w musztardzie, piżama Niall`a była czerwona od ketchupu, Louis miał na twarzy kawałki pomidora, a Zayn... cóż, on miał na sobie chyba wszystko, co było w lodówce.
- Więc... w końcu do tego doszło...
- Co? – zapytał zdziwiony Lou.
- To nowe hasło Niall`a – wyjaśnił Liam, na co ja zaczęłam się śmiać.
- Dobre! – krzyknęłam i razem z Blondynkiem przybiliśmy sobie piątkę.
- Mówiłem już, że macie takie same oczy? No ogarnijcie, są takie same!
- Mówiłeś – śmiałam się.
- Nieważne. Łazienki są dwie, a nas piątka... – powiedział Lou.
- Aktualnie tylko jedna...
- Jak to.
- Nie wiem, czy znasz taką zasadę, że panie mają pierwszeństwo? – zapytał Liam.
Zrobiło mi się miło.
- Dziękuję, że o mnie pamiętacie – zarumieniłam się lekko.
Chłopcy wymienili między sobą spojrzenia.
- Ja biorę drugą!
- Nie!! Ja jestem starszy, mam prawo iść pierwszy!!
- Jeszcze czego!!
- Zamknij się! To przez ciebie jesteśmy w takim stanie!!
- Idziesz ostatni!!
- Tam była mucha!!
Chłopcy przepychając się pobiegli do łazienki znajdującej się na parterze. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, więc poszłam do nich, by zobaczyć, co się dzieje. Przed łazienką stali Liam, Zayn i Louis, więc zapewne w środku siedział Niall.
- Wyłaź!!
- Nie! Hahaha, mistrz! – cieszył się Blondynek - Jestę geniuszę! Po prostu... Kurde.
Spojrzeliśmy po sobie.
- Wszystko OK? – zapytałam podchodząc do nich.
- Tak! Oprócz tego, że nie mam się w co przebrać!!
Zaczęliśmy się śmiać.
- Nie masz wyjścia Młody. Prędzej, czy później i tak stąd wyjdziesz – powiedział Zayn.
- Chłopaki… – pokręciłam głową i poszłam na górę, do drugiej łazienki.
- Ej, możecie przynieść mi czyste ciuchy?! Proszę!!
- Zapomnij!
- Hej...
- Hm?
- Ale..., gdy on w końcu wyjdzie, to mimo, iż któryś z nas wejdzie, nie umyje się, bo też nie... ma...
Louis nie dokończył bo cała trójka rzuciła się biegiem na górę o mało nie strącając mnie ze schodów.
- Wybacz!
- Przepraszam! – krzyknął Liam – Ale wiesz! To sprawa życia i śmierci, lub... czystości lub śmierci!
Z uśmiechem pokręciłam głową. Weszłam do swojego pokoju po czyste ciuchy i poszłam do łazienki, by doprowadzić się do normalnego stanu. Wzięłam prysznic, rozczesałam włosy, przebrałam się w szare szorty i bordową bokserkę i wróciłam do pokoju. Kończyłam suszyć włosy, gdy do pokoju wszedł Harry.
- Jak zakupy? – zapytałam uśmiechając się szyderczo.
- Nie było tak źle – odpowiedział śmiejąc się – Em, nie wiesz, co się dzieje na dole?
- Nie mów, że się pobili o łazienkę.
- Aaa, więc o to chodzi – spojrzałam na niego przerażona – Nie, nie pobili się. Tylko stoją przed nią
trzymając w ręku jakieś ciuchy i walą w drzwi grożąc przy tym biednemu Niall`owi.
- Przez cały czas tam siedział?
- Najwyraźniej tak...
- Chodźmy – powiedziałam ciągnąc chłopaka za sobą.
Zeszliśmy na dół. Tak, jak mówił Harry trzech wariatów ślęczało przed drzwiami łazienki.
- Chłopaki – zaczęłam – możecie go wypuścić?
- Ale czy my go trzymamy? – odezwał się Zayn.
- W pewnym sensie tak – odpowiedziałam – Em, zwolniła się druga łazienka, więc...
Na moje słowa chłopaki zerwali się i ponownie pobiegli na górę.
- Niall – szepnęłam do drzwi – Możesz wyjść.
Drzwi powoli uchyliły się i wyjrzał z nich Blondynek.
- Poszli sobie...?
- Pobiegli na górę.
- Uff – westchnął.
- Jeśli chcesz, popilnuję, żeby nikt ci nie zajął.
- A mogłabyś? – zapytał błagalnym tonem.
- Pewnie.
Chłopak z prędkością światła pobiegł po czyste ciuchy i wrócił wpadając do łazienki, po drodze mówiąc "dziękuję". Gdy reszta oszołomów doprowadziła się do normalności Harry – ku naszemu zadowoleniu – oświadczył, że w drodze powrotnej kupił parę filmów i możemy sobie zrobić seans filmowy. Tak więc przynieśliśmy sobie z kuchni prowiant i zasiedliśmy przed telewizorem. Okazało się, że Harry zna się na rzeczy, bo kupił całkiem niezłe filmy. W pewnej chwili spojrzałam na zegarek. Dochodziła 21:00. Cały dzień przesiedzieliśmy w domu, ale dla takich filmów było warto. Nagle poczułam wibracje komórki.

__________
Witam :) Nie było mnie długo, wiem :/ Ale ostatnio nie przesiaduje zbyt długo na komputerze.. Ale gdy u siebie będę miała internet to się zmieni :D Dzięki za komy i za wejścia - tak ich dużo :O - I do zobaczyska mordeczki :* :*


♥♥♥

środa, 2 października 2013

Rozdział 37

3 komentarze:
- Jesteś pewna, że zapytał o niego?
- Tak.
Wciąż staliśmy w korytarzu. Chłopaki mieli przerażenie wypisane na twarzy, a ja nie miałam pojęcia, dlaczego.
- Co się stało? Nie powinnam mu mówić, gdzie mieszkałam, tak?
- Nie... to znaczy... Nie wiedziałaś...
- O czym? – zapytałam zniecierpliwiona.
Chłopcy spojrzeli po sobie.
- Wiesz... On... To znaczy... – zaczął niepewnie Liam.
- Uh, pójdę za nim – powiedziałam nieco zdenerwowana.
- Nie. Nic mu nie będzie, za parę godzin wróci.
- I co z tego! – krzyknęłam – Nie widzieliście, jak na mnie spojrzał, gdy mu powiedziałam z kim mieszkałam. Wróci i nawet na mnie nie zerknie! Nie wyjaśni mi, co się stało! A wy jak widzę mi nie powiecie.
- To nie tak – powiedział Harry podchodząc do mnie – Posłuchaj, najlepiej by było, gdyby Zayn ci to wyjaśnił...
- To pozwólcie mi za nim iść!
- Ania...
- Przepraszam. Nie powinnam tak krzyczeć... Już nawet nie chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Znajdę go, przeproszę i wrócę – niestety nie doczekałam się odpowiedzi, ale podobno milczenie oznacza zgodę – Nie wiecie, gdzie mógł pójść?
- Pewnie do jakiegoś baru – powiedział cicho Harry.
- Dzięki.
Ubrałam bluzę i wyszłam.
Gdy wracaliśmy z zakupów mniej więcej zorientowałam się, w którym miejscu Londynu mieszkają chłopcy. Teraz zastanawiałam się, gdzie jest najbliższy bar. Myśl... myśl... Wiem! Skręciłam w lewo przyspieszając kroku. Po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Stanęłam przed barem, wzięłam głęboki wdech modląc się w duchu, by w środku przy którymkolwiek stoliku siedział Zayn i weszłam. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to duży czarny zegar naprzeciwko wejścia, który wskazywał godzinę 21:18. Rozejrzałam się. Przy dwóch stolikach gromadziło się kilku młodych ludzi. Zrobiłam parę kroków i zauważyłam trzy osoby siedzące przy barze. Interesowała mnie jedna – opierająca się o blat i ze spuszczoną głową wpatrująca się w zawartość szklanki. Pokręciłam głową i ruszyłam przed siebie. Usiadłam na wysokim krześle i spojrzałam na bruneta.
- Po co przyszłaś – powiedział ponurym tonem.
- Na początku za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, o co chodzi. Ale teraz... chciałam cię tylko przeprosić.
Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na mnie.
- Co dla pani? – zapytał barman energicznie wycierając kufel.
- Proszę wodę – uśmiechnęłam się.
Kątem oka widziałam, że Zayn cały czas mi się przygląda wyczekując odpowiedzi.
- Przeprosić...?
- Dziękuję – powiedziałam, gdy barman postawił przede mną szklankę wody. Upiłam łyk i spojrzałam na bruneta – Widocznie uraziłam cię tym, co powiedziałam. Nie wiem, co było między tobą a tym zespołem. W każdym razie przepraszam.
Dopiłam resztę, położyłam na blacie pieniądze i wyszłam.
- Chyba nie było tak źle – powiedziałam do siebie i ruszyłam z powrotem do domu.
- Ania! – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego przed drzwiami baru Zayn`a – Zaczekaj – powiedział podchodząc do mnie.
- Wracamy do domu...?
- Tak – odparł po namyśle.

                 Kiedy wróciliśmy bez słowa zdjęłam buty i poszłam do swojego pokoju. Otwierałam drzwi, gdy coś mnie powstrzymało. Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam Zayn`a, który przypatrywał mi się z nadzieją w oczach.
- Możemy pogadać?
- Jasne – odpowiedziałam i weszliśmy do pokoju.
Usiadłam na krześle przy stoliku, czekając, aż Zayn zrobi to samo, lecz chłopak stał w miejscu i nic nie wskazywało na to, że się ruszy.
- Pamiętasz, jak opowiadałem ci o mojej byłej dziewczynie? – pokiwałam głową – To, jak bardzo ją wtedy kochałem... jest nie do opisania. Nie widziałem poza nią świata. Ale to nie o tym chciałem porozmawiać. Myślę, że to nawet nie będzie rozmowa, po prostu ci powiem. To było parę lat temu, miałem wtedy kumpla, któremu mówiłem wszystko. Mieszkaliśmy wtedy daleko od siebie, ale nie przeszkadzało nam to we wspólnych wypadach do klubu, czy coś tego rodzaju. Wiedział o niej. Wiedział, jak bardzo mi na niej zależało. I gdy wtedy zobaczyłem ich razem w łóżku...Nie odzywałem się do niego, mimo, iż dzwonił do mnie, pisał SMS-y i nagrywał wiadomości, których nigdy nie odsłuchałem... Mówię ci to, bo... może wtedy inaczej będziesz na to patrzeć... Tym chłopakiem... tym moim przyjacielem był... Nathan.
To, co powiedział poraziło mnie, jak paralizator. Spojrzałam na niego oczami pełnymi przerażenia. Nie wiedziałam nawet, co myśleć.
- N-nie... To... nie jest... możliwe...
- Nie mówię ci tego po to...
- To nie on! – krzyknęłam podnosząc się – Musiałeś się... pomylić... Nathan nie jest taki...!
- Też tak myślałem...
Z trudem przełknęłam ślinę. Nie mogłam w to uwierzyć, to było coś tak absurdalnego, że nie mogłam tego przyjąć do wiadomości.
- To nie... nie może być prawdą – wyszeptałam ze łzami w oczach. Wszystko się wali. Jedno, po drugim. Jeszcze niech mi powie, że wtedy ta dziewczyna zaszła z nim w ciążę i Nath ma nieślubne dziecko!
- Nie powiedziałem ci tego po to, żebyś się od nich odwróciła – powiedział zimnym tonem – Chciałem wytłumaczyć, dlaczego się tak zachowałem. Słyszałam w jego głosie coś, co podpowiadało mi, że ten temat jest ostatnią rzeczą o jakiej chciałby rozmawiać.
- Ja...
- Pójdę już. Dobranoc – powiedział i wyszedł. Wpatrywałam się w zamknięte drzwi i próbowałam to wszystko sobie jakoś poukładać, lecz na marne Jakoś nie mogłam zrozumieć, że Nath… A jednak….
Nie miałam już siły dłużej zagłębiać się w ten temat, więc wyciągnęłam z torby piżamy i poszłam do łazienki, by zażyć gorącej kąpieli. Nieco uspokojona ułożyłam się w łóżku i po chwili zasnęłam.


- Dlaczego ona... to zrobiła?
Nareesha wpatrywała się w kubek trzymany w ręce.
- Nie wiem. Nie znam jej tak dobrze...
- Myślisz, że ja ją znam? – powiedziała oschle. Spuściłam wzrok – Przepraszam...
- Nie zadręczaj się – pocieszyłam ją – Jak sama powiedziała, przeżywa to pierwszy raz. W sumie nie dziwię jej się. Mi samej ciężko byłoby tu zostać...
- Uh... Masz rację. Pójdę się przebrać – powiedziała i wyszła z kuchni. Nie dane mi było długo rozmyślać, bo mój telefon zaczął dzwonić. Bez zastanowienia odebrałam.
- Cześć – usłyszałam ciepły męski głos.
- O, cześć Max – nie wiedząc czemu, zarumieniłam się.
- Co słychać? Pewnie strasznie ci się nudzi bez nas – powiedział udając smutek.
- Haha tak, bardzo. Włóczę się po mieście nie wiedząc co ze sobą zrobić – śmiałam się – A tak na poważnie to nie ma tak źle, jak mówisz. Razem z Nareeshą pozwoliłyśmy sobie... dołączyć do Ani i spędzić u was w domu jedną noc.
- I mnie tam nie ma!
Zaczęliśmy się śmiać.
- Wiesz..., tak się złożyło, że... no przypadkiem wybrałam twój pokój... mam nadzieję, że nie masz mi
tego za złe...
- Ależ skąd. Nawet, gdy wrócimy, to nadal możesz spać w moim łóżku...
Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
- Wam tylko jedno w głowie!
- No wiesz co. Miałem na myśli... yyy... No, chciałem..., chciałem, żebyś przelała do mojego pokoju trochę pozytywnej babskiej energii. Tak, to miałem na myśli.
Znów zaczęłam się śmiać.
- Dobra, dobra.
- Więc wiesz. Zostało ci mało czasu, tylko dwie noce...
- Przemyślę to – uśmiechnęłam się do siebie – A co u was?
- Emm, jak to my, zawsze coś tam wymyślimy i później trzeba po tym sprzątać.
- Pewnie cały czas rozlewasz herbatę...
- Ej! To był przypadek – śmiał się.
- Tak się tłumacz.
- A będę się tłumaczyć, co mi tam! Wiesz, muszę kończyć. Chłopaki już się za mną stęsknili...
- Rozumiem. Nie mogą bez ciebie żyć.
- Dokładnie! Wolałbym, gdyby to były dziewczyny, no ale – zaczęliśmy się śmiać – Pogadamy, gdy
wrócę. Może..., tak sobie myślałem…
- Tak?
- Em, nieważne. To do zobaczenia za trzy dni.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i odłożyłam komórkę. Mimowolnie na moje usta wygramolił się uśmiech. Lubiłam z nim rozmawiać. Zawsze znalazł się jakiś temat. Świetny z niego kolega... Tak. Kolega. Tylko tak traktuję tę znajomość. Nie ma co się zagłębiać. Po tej poprzedniej "przygodzie"... Nie warto.
- Z kim rozmawiałaś? – zapytała Nareesha wchodząc do kuchni.
- Em, dzwonił Max.
Dziewczyna zerknęła na mnie.
- Coś często ze sobą rozmawiacie...
- Polubiłam go, nic więcej.
- Nic więcej, powiadasz? – uśmiechnęła się zadziornie.
- Tak. Powiedziałam sobie, że na razie nie będę się w nic angażować. Po tym ostatnim... Kiedyś ci
opowiem – dodałam, gdy Nareesha spojrzała na mnie wyczekująco.


                  Obudziłam się wcześnie, bo gdy otworzyłam oczy, zegarek stojący na nocnej szafce wskazywał godzinę 8:10. Wygramoliłam się z łóżka i poszłam wykonać poranną toaletę. Gdy skończyłam podeszłam do okna i podziwiałam rozciągające się widoki. Słońce z każdą chwilą grzało coraz mocniej, zapowiadając ciepły dzień, dlatego też włożyłam na siebie ciemnozieloną bokserkę i jasnożółte spodenki. Włosy spięłam w koka i po cichu zeszłam do kuchni. W domu było cicho, co wcale mnie nie zdziwiło o tak wczesnej porze. Wpadłam na pomysł, by przygotować śniadanie. Nastawiłam wodę na herbatę i zajęłam się robieniem kanapek. Po 10 minutach na stole stały dwa pełne talerze i pięć kubków gorącej herbaty. Szósty trzymałam w ręce i zajadałam się drożdżówką. Właśnie wkładałam sobie do buzi ostatni kęs bułki, gdy do kuchni powłócząc nogami wszedł zaspany Louis. Spojrzał na śniadanie przecierając oczy.
- Mnie się to... śni?
- Nie – powiedziałam uśmiechając się. Chłopak dopiero teraz mnie zauważył.
- Oo, Ania. Czy ty...
- Wstałam wcześnie, więc postanowiłam się czymś zająć i zrobiłam śniadanie.
- Wiesz, że teraz cię stąd nie wypuścimy?
- Ups – śmiałam się.
Louis podrapał się po głowie i usiadł do stołu.
- To ja może zabiorę się za te apetycznie wyglądające kanapeczki, zanim reszta hołoty tu wpadnie i
wszystko zeżre.
- Nie bój nic, wystarczy dla wszystkich – śmiałam się.
Gdy chłopak pochłaniał drugą kanapkę do kuchni wkroczył Niall.
- Komu normalnemu inaczej zebrało się na rozmowy o tak nienormalnie wczesnej... ŚNIADANIE!
- Ciii! – uciszył go przyjaciel – Capie obudzisz resztę i zaraz nic nie zostanie!
Niestety, było już za późno, bo po chwili usłyszeliśmy otwieranie drzwi i kroki na schodach. Louis, przerażony tym, że zaraz nie będzie miał czego jeść wepchał sobie do buzi całą kromkę z pomidorem. Na widok jego okrągłych policzków zaczęłam się śmiać.
- Oooo. Co za anioł zrobił nam śniadanie? – zapytał uszczęśliwiony Harry.
- O ten, tutaj – wskazał mnie Blondynek.
- Nie wierzę. Wystarczy zrobić kilka kanapek by zdobyć pięciu facetów – śmiałam się.
- Żebyś wiedziała – powiedział Liam i razem z resztą przybyłych usiedli do stołu. Po kilkudziesięciu minutach na talerzu została ostatnia kanapka. Na szczęście nie zanosiło się, by chłopcy chcieli o nią walczyć – każdy z nich delektował się ciepłą jeszcze herbatą. Tylko Niall kończył jeść swoją kanapkę. Nagle ni stąd ni zowąd Blondynek gwałtownie się wyprostował.
- MUCHA!! – krzyknął przeraźliwie, po czym z całej siły pacnął otwartą dłonią w kromkę leżącą na talerzu. Niestety obiekt jego agresji zdążył uciec i zaczął krążyć wokół głowy Zayn`a. Chłopcy spojrzeli na niego i nie zadając zbędnych pytań powrócili do swoich rozmów. Domyślałam się, co Niall zaraz zrobi i modliłam się w duchu, żeby jednak do tego nie doszło. Niestety, chłopak powoli podniósł ubrudzoną majonezem rękę, poczekał aż owad usiądzie na głowie bruneta i... uderzył. Przytkałam ręką usta, by nie krzyknąć. Zaległa cisza i wszyscy patrzyli teraz na Zayn`a. Chłopak siedział nieruchomo lekko zgarbiony, ze zmrużonymi oczami. Powoli obrócił głowę w stronę Blondyna i lewą ręką dotknął swoich włosów upaplanych majonezem.
- Tylko nie włosy – szepnął Harry.

__________
Siema, siema, siema! Od wczoraj stosuję odmianę wypoczynku, brzydko zwaną opier*aling więc się wzięłam, poprawiłam, co czeba i !BUM! Rozdział :] Sie ciesze, że poprzedni się podoba :] Nawet nie wiecie, jak ;> Dzieeenki Wam ludzie za wszystko :D :D Kocham Was no po prostu :D.
A ten dedyk dla niesamowitego Anonimowego Czytacza, którego komentarze rzucają mną o podłogę :D No kocham je ^^. Dzięki!
Do następnego! ;* ;* :P
PS.: Co dumacie o nowym imiczu Jay`a? Osobiście uważam ze włosy innego wyjścia nie mają i jak się je przyciśnie to odrosną :)


♥♥♥
Neva Bajkowe Szablony