poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 42, 43

Jego słowa poraziły mnie, jak prąd.
- Jesteście... w czym...?
- Hahaha, no wracamy. Na jutro mieliśmy zaplanowaną wizytę w radiu, ale prezenter się rozchorował, a, że bardzo chciał nas poznać, obiecaliśmy, że spotkamy się, jak wyzdrowieje.
- To... świetnie.
- Będziemy za jakieś... trzy godziny. Słyszałem, że Nareesha i... No czekaj!... Wybacz, to nie było do ciebie. Em, dam ci Loczka na chwilę, bo mi żyć nie daje, okey?
- Nie, Seev nie!
- Co? Dlaczego?
Spojrzałam na chłopaka szukając ratunku. W oczach miałam przerażenie, nie chciałam z nim teraz rozmawiać, nie potrafiłabym... Liam – nie wiem jakim cudem – zrozumiał mnie i gestami pokazał mi
nos i gardło...? Wiem!
- Ania?
- Em, khmm, to nie jest... dobry pomysł... – zaczęłam mówić ochrypłym głosem – trochę... się przeziębiłam i... Jay na pewno to... zauważy i zacznie niepotrzebnie... się... martwić...
- Fakt. Słyszę właśnie, że coś jest nie tak. Dobra, coś wymyślę. To do zobaczenia kochana siostro.
- Do... zobaczenia...
Odłożyłam komórkę na łóżko i spojrzałam na Liam`a.
- Jak ja nie lubię go okłamywać... – powiedziałam ze łzami w oczach.
- Heej – przytulił mnie – Nie płacz. Czasem... Bardzo czegoś nie chcesz... Zrobiłabyś wszystko, tylko nie tę rzecz..., ale niestety musisz... No już, nie bądź beksa – uśmiechnął się.
- Ja i beksa? No przestań! – śmiałam się.
- Przestaję.
- Mógłbyś mnie odwieźć do domu?
- Pewnie – powiedział całując mnie w czoło.
- Hej! Teraz czuję się, jak trzylatka!
Zaczęliśmy się śmiać. Wróciłam do pakowania swoich rzeczy i po kilkudziesięciu minutach zeszliśmy na dół.
- Pójdę po resztę. Później będą się rzucać, że ich nie zabrałem – powiedział i wszedł do salonu. Po chwili wrócił ze zdziwioną miną.
- Zgadnij, co robią.
- Emm, oglądają bardzo interesujący film...?
- Jeżeli pijana czwórka śpiących przed telewizorem chłopaków zalicza się do twojej wersji, to tak.
Zaczęłam się śmiać.
- Serio? Haha, uwielbiam ich.
- No cóż. Wygląda na to, że sam będę musiał cię odwieźć – uśmiechnął się i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Minęło dwadzieścia minut i byliśmy na miejscu.
- Dziękuję za wszystko – powiedziałam wkładając klucz do dziurki.
- To my dziękujemy, że zgodziłaś się u nas mieszkać. Zawsze to jakieś przełamanie nudy.
- Polecam się na przyszłość – otworzyłam drzwi i położyłam torbę obok szafki.
- To... do zobaczenia – powiedział otwierając drzwi samochodu.
- Liam! – wyrwało mi się.
Nie wiem czemu tak zareagowałam, ale na samą myśl, że ma już wracać ogarniał mnie smutek.
- Tak? – powiedział odwracając się.
Bez słowa podeszłam i przytuliłam go mocno.
- Dziękuję...
Chłopak odwzajemnił gest.
- Nie ma sprawy.
- Liam... obiecaj, że jeszcze kiedyś się zobaczymy...
- Obiecuję. Za to ty przyrzeknij, że jeszcze nie raz do nas wpadniesz.
- Przyrzekam! – powiedziałam kładąc rękę na sercu.
- Będę się zmywał – uśmiechnął się – Do obiecanego zobaczenia – powiedział i wsiadł do samochodu.
- Do obiecanego – również się uśmiechnęłam i pomachałam mu na pożegnanie.
Z głową pełną myśli wróciłam do domu i rozpakowałam swoje rzeczy, po czym zabrałam się za krótkie porządki, jakimi było odebranie poczty i nastawienie prania. Podczas sprzątania w pokoju zauważyłam, że nie ma dwóch moich ulubionych czapek. Sprawdziłam wszędzie: w łazience, w moim pokoju, w torbie... O nie. Musiałam ją zostawić w... Fuck. Będę musiała tam wrócić i je zabrać. Spojrzałam na zegarek. 17:48. Powinnam zdążyć przed ich powrotem. Włożyłam buty, zamknęłam drzwi na klucz i biegiem ruszyłam w stronę domu chłopaków. Jak burza wpadłam do środka, trzaskając za sobą drzwiami. Pochylając się i próbując złapać oddech spojrzałam przed siebie, gdzie dwie dziewczyny wyglądały z salonu. Na ich twarzach malowało się zdziwienie mieszane z przerażeniem.
- Aa... Co t-ty...
- Dziewczyny... wybaczcie, że... tak... wpadłam – powiedziałam z przerwami łapiąc oddech.
- Wszystko w porządku? – zapytała Patrycja podchodząc do mnie.
- Tak... jest... okey – uśmiechnęłam się..
- Ale... czemu ty...
- Przepraszam, że... wparowałam tu jak huragan – powiedziałam prostując się – Rozpakowywałam się i zauważyłam, że nie ma dwóch czapek. Musiałam je tu zostawić... nie widziałyście ich? – dziewczyny spojrzały po sobie – Em, to ja może sprawdzę na górze – powiedziałam wbiegając po schodach.
- Ania, nie myślałaś o tym, żeby... wrócić? – zapytała Nareesha wchodząc na górę.
- Ja... jakoś nie zastanawiałam się nad… tym.
Sprawdzałam właśnie łazienkę, gdy usłyszałam kroki. Wyjrzałam z pomieszczenia i zobaczyłam Patrycję.
- Sprawdzałaś w pokoju Jay`a?
- Tak, nie ma ich tam.
Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół.
- Może... chcesz pogadać? – zapytała Nareesha zbiegając z góry.
- Nie wiem, chyba... nie, jeszcze nie – odpowiedziałam rozglądając się po salonie – Nie widziałyście ich w kuchni?
Patrycja pokręciła głową. Westchnęłam i pobiegłam do drugiej łazienki.
- Są! – krzyknęłam radośnie na widok moich dwóch kochanych czapek.
Jedna była szara, druga – bordowa w norweskie wzorki. Uradowana wróciłam do dziewczyn. Stały naprzeciw mnie i patrzyły wyczekującym wzrokiem.
- Ania..., wiesz, że... chłopcy dziś...
- ...wracają – dokończyła mulatka.
Zdrętwiałam. Przecież dlatego tak się spieszyłam. Jak mogłam zapomnieć o najważniejszym?
- Tak..., wiem. Seev dzwonił i... powiedział mi...
- Może zostaniesz i... porozmawiasz...
Wciągnęłam czapkę.
- Nie. Ja... nie jestem jeszcze gotowa...
- Ania, musisz to zrobić. Prędzej, czy później... – zaczęła Nareesha.
- Wiem! Ale... nie miałam kiedy nad tym pomyśleć. Niecałą godzinę temu Liam odwiózł mnie do domu i...
Nagle usłyszałam stłumione kroki. Jakby ktoś...
- Co...? – powiedziałam cicho.
Dziewczyny spojrzały w stronę drzwi. O nie. Nie teraz, to nie miało tak być!  Nie chcę... jeszcze nie...
- Czy to... – Patrycja spojrzała na Nareeshę.
Znowu jakieś szmery, lecz teraz dało się słyszeć jakby... rozmowy. Gorzko przełknęłam ślinę. Błagałam, żeby to mi się zdawało, a jeśli ma to być prawda, to... żeby to był ktoś inny. Lecz tak naprawdę wiedziałam, co stanie się za chwilę. Chciałam stąd uciec. Schować się gdzieś, poczekać, pomyśleć... Przez cały ten czas nie miałam okazji spokojnie zastanowić się, jak z nimi porozmawiać, jak z nim...
Głosy były coraz bliżej. W końcu drzwi powoli się otworzyły. Wchodząc tyłem, chłopak ciągnął ze sobą torbę. Westchnął głośno odwracając się do nas.
- Dziewczyny! – krzyknął uśmiechając się.
- Nathan! – odpowiedziały równie szczęśliwe i przytuliły go.
Chciałam się uśmiechnąć, coś... zrobić, ale nie mogłam. Jakbym przykleiła się do podłogi i nie mogła ruszyć.
- Ania! – powiedział podchodząc do mnie – Tak się stęskniliśmy – dodał obejmując mnie.
- Ja... też – odpowiedziałam również go przytulając.
Po chwili do środka wtaszczyła się reszta zespołu.
- Seev! – krzyknęła Nareesha rzucając się ukochanemu na szyję – Nareszcie!
- Wydaje mi się, jakby minął miesiąc – powiedział wtulając głowę w jej włosy.
Patrycja witała się z resztą chłopaków, gdy podszedł do mnie Tom i wyściskał, jakbyśmy nie widzieli się pół roku.
- Moja ty mała gadzino. Kupe czasu, nie? – uśmiechnął się szeroko.
- Haha, tak dokładnie...
- Ania – powiedział Siva podchodząc do mnie – Dobrze cię widzieć.
- Ciebie też... – szepnęłam starając się nie rozpłakać. Przez całe to zamieszanie nie mogłam wyłapać gdzie jest Jay...
- Musimy pogadać, co się działo przez ten szalony tydzień – powiedział odsuwając się ode mnie.
- No przecież – uśmiechnęłam się.
- Khm, Seev – chrząknął Max. Mulat obrócił się – Pozwolisz, że gołąbeczki się przywitają?
Spojrzałam na chłopaka i zrozumiałam co ma na myśli. Za nim stał Jay i patrzył... na mnie... Uśmiechnął się i podszedł do mnie. Już miał mnie przytulić, gdy instynktownie zrobiłam krok w tył. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim niezrozumieniem. Czułam, że wszyscy na mnie patrzą, a ja nie mogłam się ruszyć, stałam, jak sparaliżowana.
- Ania... wszystko w porządku? – zapytał Loczek wpatrując się we mnie.
Chciałam coś powiedzieć. Cokolwiek. Ale po prostu nie mogłam. Patrzyłam na niego, a do oczu napływały mi łzy. W pewnej chwili zauważyłam, jak Tom wyciąga coś ze stosu związanych gazet leżących na schodach, które dziewczyny miały zapewne złożyć na makulaturę... Zrobiło się ciszej, niż wcześniej (o ile to możliwe). Jay obejrzał się, a ja już wiedziałam, co go tam zainteresowało. Tom spojrzał ze strachem na Loczka. Max i reszta chłopaków zaglądała przyjacielowi przez ramię, ciekawiąc się, co go tam zaniepokoiło.
- Co? - zapytał z niepokojem Jay.
Gdy nie doczekał się odpowiedzi, podszedł do niego i wyrwał mu gazetę. Z każdą sekundą na jego twarz wlewało się coraz większe przerażenie. Po chwili przeniósł wzrok z gazety na mnie. Kątem oka zauważyłam, jak Seev patrzy na Nareeshę i szuka u niej pomocy. Widziałam po nim, że chce coś zrobić, lecz nie ma pojęcia, co.
- Ania... chyba... nie wierzysz... – Jay zrobił krok w moją stronę, lecz cofnęłam się – Ja... To nie... jest...
Wezbrała we mnie złość. To nie jest tak, jak myślę? A jak?!
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że ta dziewczyna rzuciła się na ciebie, a zdjęcie zostało zrobione w złym momencie – powiedziałam, a po policzku spłynęła mi łza.
- Posłuchaj, ja... wytłumaczę... – Jay patrzył na mnie z żalem w oczach, lecz ja nie chciałam tego widzieć. Nie chciałam słuchać. To wszystko to kłamstwo.
- Nie mów nic... – powiedziałam ruszając do drzwi.
- Ania, to nie tak...!

Rozdział 43

                 Ignorując go wyszłam z domu. Trzasnęłam za sobą drzwiami i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu. Po policzkach spływały mi słone krople łez. Gdy na mnie spojrzał... Boże, jak ja go kocham! Ale to bez sensu... muszę przestać, muszę... odpuścić.
- Ania!! – usłyszałam za sobą.
- Zostaw mnie w spokoju...!
- Możesz się zatrzymać?!
- Czego ode mnie chcesz?! Powiedzieć, że od początku to wszystko... Max? – odwróciłam się do niego i zdziwiona wpatrywałam się w chłopaka.
- Posłuchaj... – powiedział podchodząc do mnie.
- Ty posłuchaj... Dobrze wiecie... – mówiłam z trudem tłumiąc płacz – jaka jestem..., że... ciężko mi, bo... nie mam babci i... ja naprawdę coś do niego czułam!
- Ania... – chciał mnie przytulić, lecz odsunęłam się – Wypiliśmy – spojrzałam na niego zdziwiona –Tego dnia mieliśmy nie mieć koncertu. Siedzieliśmy w hotelu i nudziliśmy się. W końcu ja i Jay postanowiliśmy wyjść na piwo. Wypiliśmy... trzy, cztery butelki. W pewnej chwili dostałem telefon, że koncert jednak się odbędzie. Ta cała trasa nie miała twardo opisanego planu i co chwilę coś się zmieniało, więc nie zdziwiło mnie to. Bardziej martwiłem się naszym stanem. Zostało półtorej godziny do wyjścia na scenę. W miarę się ogarnęliśmy mówiąc chłopakom, że wypiliśmy tylko po butelce... Wyszliśmy na scenę i... cudem trzymaliśmy się na nogach. Możesz mi wierzyć, lub nie, ale musiałabyś tam być i widzieć... czuć to, jaka ona była... natrętna, żeby nie powiedzieć... napalona. Nie widać tego na zdjęciach, ale... te jej nieznaczne gesty... widziałem to. Nawet Seev w jego stanie zachowałby się tak samo. Nie myślałem tak trzeźwo, by podejść wtedy do Jay`a i odsunąć ją od niego. Po koncercie rozeszliśmy się do swoich pokoi. Gdy już miałem iść spać, przyszedł do mnie Jay z butelką wódki... Żebyś ty go wtedy widziała... Był rozbity tym, co zrobił. Nie kombinował, czy się dowiesz, czy nie, albo, jak to przed tobą ukryć. Po prostu bolało go to, co zrobił. Nie potrafiłem mu odmówić i znowu wypiliśmy... Rano mieliśmy takiego kaca... Ledwo żyliśmy, mówię ci. Gdy przyszedł po nas Tom, na nasz widok zaczął zakładać się z Nathan'em, że nie damy rady stanąć na nogi. Zebraliśmy się jakoś i ruszyliśmy na lotnisko. Nikogo tam nie było, może z kilka dziewczyn. Ja i Jay wlekliśmy się na końcu. W pewnej chwili, gdy się odwróciłem, zobaczyłem, jak ta dziewczyna do niego podbiega i dosłownie rzuca się na niego. Biedny, nie miał nawet siły, żeby ją od siebie odsunąć! Chciałem pomóc, więc podszedłem do niego, ale ta laska już odeszła. Naprawdę tak było...
- Wyszliście pijani na scenę?!
To jedyne, co udało mi się przetrawić z tego, co powiedział.
- Eh – westchnął – Tak. Wiem, to ogromny, niewybaczalny błąd. I wcale nie próbuję się tłumaczyć, ale nie wiedzieliśmy, że ten koncert się odbędzie. Gdyby tak było nigdy nie poszlibyśmy wtedy do tego baru. Nasz menager, Marc, z początku był wściekły. Ale po części nas zrozumiał. Niestety musiał nas jakoś ukarać i nie dostaliśmy nic za ten koncert. Nawet funta.
Patrzyłam na Max`a i próbowałam wyczytać coś z jego twarzy. Wiedziałam, że mnie nie okłamuje, ale... tego wszystkiego jest za dużo.
- Max, ja... muszę to wszystko przemyśleć, ja... pójdę już... – powiedziałam szeptem i ruszyłam w kierunku domu.
Nie zatrzymywał mnie. Czułam na sobie jego wzrok, lecz nie obejrzałam się. Oboje wiedzieliśmy, że tak będzie najlepiej.
Zrobiło się zimno. Naciągnęłam czapkę i wsunęłam ręce do kieszeni. Po głowie krążyły i słowa Max`a. "Tego dnia mieliśmy nie mieć koncertu... postanowiliśmy wyjść na piwo...". Powoli wszystkie kawałki układanki trafiały na swoje miejsca. Teraz to ma sens... Max nie okłamałby mnie, wiedziałam to. A Jay? Teraz zaczęłam rozumieć, że nie zrobił tego umyślnie. Ten żal w jego oczach... Spróbowałam postawić się na jego miejscu. Gdybym to ja była w takiej sytuacji, sama nie wiedziałabym, co robić. Na pewno nie zadzwoniłabym i nie powiedziała, co się stało. Z drugiej strony zżerałaby mnie niepewność. Czy ta osoba nic nie wie? A może jednak się dowiedziała? Pewnie też poszukałabym rozwiązania na dnie butelki. Czułam się zażenowana. Czyżbym źle zareagowała? Ale te zdjęcia... to rzeczywiście tak wyglądało, jakby on ją przytulał i... Ale skąd mogłam wiedzieć? To prawda, że media potrafią wszystko przeinaczyć. Do cholery przecież ja go kocham! Teraz wiem, jak było naprawdę…, jestem w stanie mu to wybaczyć.
Nagle ktoś przebiegną obok mnie i zatrzymał się stając naprzeciwko. Przestraszona cofnęłam się i po chwili zorientowałam się kto to.


- Max, ja... muszę to wszystko... przemyśleć... ja... pójdę już...
Ania, ze łzami w oczach odwróciła się i odeszła. Miałem nadzieję, że nie pominąłem żadnego ważnego szczegółu i wszystko jej wyjaśniłem.
- Max! – na dźwięk swojego imienia odwróciłem się i zobaczyłem Jay`a – Gdzie ona jest?!
- Jay... – powiedziałem próbując go uspokoić.
- Max! – zerknąłem w prawo i zobaczyłem zmierzającego ku nam Seev`a – Trzymaj go!
- Puść mnie! Daj mi z nią pogadać!
- Jay! Nigdzie nie pójdziesz! Już dość namieszaliście!
- Seev odpuść.
- Ja mam odpuścić? To ty odpuść! Nie widzisz, co zrobiliście?! Zachciało wam się procentów. Myśleliście, że ona się nie dowie?
- Przynajmniej do naszego powrotu! Zresztą... Sam chciałeś to ukryć! – krzyknął Jay wskazując palcem przyjaciela.
- Tak! Ale tylko przez ten tydzień! Nie pomyślałeś, jak to się może skończyć?!
- Przestańcie! – próbowałem ich uspokoić, ale na marne.
Z domu wybiegli pozostali, ciekawi, co się dzieje.
- Znowu zaczynasz! Tłumaczyłem ci, wtedy nie miało być żadnego koncertu! Nie rozumiesz tego?
- Ale mogłeś pomyśleć! Przecież od początku wiedzieliśmy, że nie ma dokładnie opracowanej trasy!
- Chłopaki, dajcie spokój – powiedziała Nareesha podchodząc do nich.
- Ile jeszcze razy ją zranisz?!
- Nie dociera do ciebie, że... - Jay przerwał i spojrzał na mulata – że ja... nie...
- Odpowiedz na pytanie!
- Ja... Masz rację… Muszę to skończyć… - powiedział i nie wiedząc kiedy pobiegł w kierunku, w którym poszła Ania.


- Nie…, proszę… poczekaj… - powiedział łapiąc oddech. Nie ruszając się z miejsca, czekałam co będzie dalej. Jay rękoma wspierał się na kolanach próbując się uspokoić. Jego włosy niesfornie wystawały spod czapki, każdy w inną stronę. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Max wszystko mi wytłumaczył... – powiedziałam cicho.
Chłopak podniósł na mnie wzrok i zauważyłam…, że w oczach miał łzy…
- Pewnie zrobił to, bo wiedział, że mnie nie będziesz chciała słuchać – odparł prostując się – Ania, ja
..., tak bardzo cię przepraszam... Mogłem... mogłem się domyślić, że plany się pozmieniają i... eh,
idiota ze mnie, wiem. Wtedy, na scenie, nie wiedziałem, co zrobić. Chciałem ją odepchnąć, powiedzieć, że przesadza..., żeby przestała. Ale nie mogłem, nie potrafiłem... Gdy później dotarło do mnie, co zrobiłem, poczułem się okropnie. Nie miałem pojęcia, co robić. Zastanawiałem się, jak ci to powiedzieć, kiedy to zrobić. Wmawiałem sobie, że się nie dowiesz, że do mojego powrotu wszystko będzie, jak dawniej... Chciałem ci to wszystko dzisiaj wytłumaczyć. Ale nie pomyślałem o mediach. Przecież jestem sławny, to normalne! Później to na lotnisku...
- Jay... – przerwałam mu, chcąc coś powiedzieć, lecz on jakby mnie nie słuchał.
- Najgorsze jest to, że wiedziałem, jak ciężko jest ci wybaczać i po raz kolejny... Nie mogę cię wciąż ranić, nie możesz tyle przeze mnie cierpieć! Zrozumiałem... zrozumiałem, że nie zasługuję na ciebie.
Jego słowa poraziły mnie, niczym prąd. Co on przez to rozumie?! Czy on... Perspektywa tego, że to
ma oznaczać koniec czegoś, co wprawdzie jeszcze się nie zaczęło... przeraziła mnie.
- Jay...
- Wiem. Postąpiłem głupio i myślę, że to będzie najlepsze wyjście. Ania... Kocham cię..., ale...
Nie chcąc usłyszeć reszty, mocno go przytuliłam. Czułam, że chłopak jest tym wszystkim zaskoczony.
- Teraz ja chcę coś powiedzieć – zaczęłam nie odrywając się od niego – Gdy zobaczyłam te zdjęcia, byłam pewna, że nic już do mnie nie czujesz. To wyglądało tak prawdziwie... Ale po tym, co powiedział mi Max... Wszystko zrozumiałam. To nie była twoja wina... To po prostu przypadek –
odsunęłam się, tak, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Ale...
- Nie! Nie ma ale! Do cholery, Jay, kocham cię! Nie obchodzi mnie, co myślisz, ale nie pozwolę ci odejść przez głupie gadanie, że na mnie nie zasługujesz!! – wykrzyczałam mu prosto w twarz, po czym zobaczyłam, że po policzku chłopaka spłynęła łza – Jay, czemu...
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko mnie przytulił. Nie zadawając zbędnych pytań odwzajemniłam gest.
- Przepraszam – wyszeptał nad moich uchem.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
- Wracajmy – powiedziałam uśmiechając się.
Chłopak objął mnie ramieniem i wróciliśmy do domu. Podczas drogi powrotnej zrozumiałam, jak silne jest moje uczucie. Mimo tej złości, która we mnie wstąpiła na widok zdjęć, wciąż byłam zakochana w tym wariacie. Byłam też pewna tego, co on czuje do mnie. Dla mojego dobra chciał to wszystko zakończyć. Zerknęłam na niego. Uwielbiałam te jego loczki, które tak słodko wylewały się spod czapki. Uśmiechnęłam się do siebie i w końcu poczułam się szczęśliwa.

__________
Witam ponownie :) Wiem, długo mnie nie było za co przepraszam. Przeszło mi przez myśl, by zawiesić bloga, lecz doszłam do wniosku, że w ten sposób poszłabym na łatwiznę, a ta historia nie może się tak skończyć ^_^. Działo się u mnie trochę i przyblokowało mnie to :/. Ale już jest git, nie przejmuję się niczym, oleeewam z góry na dół :pp. Dzięki, że jednak ze mną jesteście i czytacie te moje wypociny ^_^. Taki prezent na święta - dwa rozdziały w jednym :D.
Wesołych Świąt mordeczki! Udanego Sylwestra, przepijcie wszystkich ;) ;**


♥♥♥

3 komentarze:

  1. aaaa pierwsza :D... właśnie skończyłam czytać całe twoje opowiadanie i muszę ci powiedzieć że wciągnęło mnie na maxa.. to wszystko było tak super opowiedziane.. mam nadzieję że Ania i Jay będą razem..że Zayn nic nie zepsuje :D
    czekam na nexa i się cieszę że wyrzuciłaś z głowy zawieszenie bloga :D weeeny ♥
    zapraszam do mnie :D http://iwillknowsometimepeopleofmydreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. jejkujejkujejku dwa rozdzialy *.*
    i pogodzili sie w koncu *.*
    the best gift ever.
    dziekujemy ♥
    i wesolych swiat :)

    OdpowiedzUsuń
  3. jaki prezent na święta :P 2 rozdzialy , tyle emocji i wgl !!! cudo ;P Wesołych! :D

    OdpowiedzUsuń

Neva Bajkowe Szablony