poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 53

3 komentarze:
                Krople deszczu spadały na czarny kapelusz starszej kobiety i skapywały z jego ronda na ramię, wsiąkając w również czarny płacz. Po chwili podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Długo badała moją twarz po czym kąciki jej ust delikatnie wygięły się w górę. Odwzajemniłam gest i wtuliłam się w ramię Jay’a. Ten dzień przypominał mi dziewiąty kwietnia, kiedy odbył się pogrzeb babci – było tak samo pochmurnie i tak samo deszczowo. Ten pogrzeb był naprawdę smutny. Dziewięć młodych osób, przed którymi życie dopiero otwierało swoje drzwi zginęło z rąk niezrównoważonego człowieka... nie znaliśmy ich, ale cały Londyn czuł, że stracił jakąś część siebie. Po nabożeństwie udałam się jeszcze na grób babci Leny i wróciliśmy do domu. Nastrój udzielił się chłopakom i każdy zaszył się w swoim pokoju do wieczora.


- Wszystkie badania, które do tej pory zostały przeprowadzane, proszę abyście je dokończyli. Te, które niestety przerwano proszę o ponowne pobranie materiału i ponowienie ich. O pozostałych problemach, których nie wymieniłem proszę mnie informować na bieżąco…
Doktor Mike Hemswort starał się przekazać podwładnym jak najwięcej pewności siebie, która została im drastycznie odebrana w ostatnim czasie. Sam jej potrzebował, lecz wiedział, że teraz to on jest oparciem dla tych ludzi. Westchnął głęboko i podszedł do pracowników.
- Posłuchajcie.. nie chcę, byśmy całkiem odcięli się od tego, co się stało, ale nie powinniśmy tym żyć. Szpital został dokładniej zabezpieczony i taki przypadek nie powinien się powtórzyć. Nasi pacjenci potrzebują nas, naszego wsparcia i opieki, więc proszę was, byście wydobyli z siebie to, co najlepsze. Dziękuję za wsparcie – uśmiechnął się, spojrzał na twarze zebranych które zdawały się wyrażać ulgę i przepełniło go uczucie dumy. Udało się mu dotrzeć do tych ludzi po przejściach.
Gdy spotkanie dobiegło końca, personel wrócił do pracy. Susan i Kate udały się do pracowni, w której przeprowadzano badania genetyczne.
- To co tam mamy na pierwszy ogień?
Kate spojrzała na koszyczek z materiałem i wstrzymała oddech. Probówki były wymieszane. Ta cała strzelanina będzie długo się za nimi ciągnąć, zanim wszystko wróci do normy.
- Mieszankę…
Blondynka spojrzała przez ramię przyjaciółce i głośno westchnęła.
- Będziemy czekać tydzień, aż personel z dnia strzelaniny wróci do pracy?
- To odbije się na nas dużym opóźnieniem no i koszty… - kręciła głową Susan.
- Spokojnie – Kate chwyciła koszyk i spojrzała na probówki – są oznaczone kolorami. Sprawdzimy, czy są pobrane tego samego dnia i…
- …wykonamy testy. To powinno pomóc uniknąć wpadki.
- Poza tym mamy dostęp do kart pacjentów, więc sprawdzimy kiedy byli w szpitalu i czy data pokrywa się z datą pobrania materiału do badań.
- To nie może się nie udać –  Susan uśmiechnęła się pocieszająco.
W ciągu godziny udało im się w miarę ogarnąć bałagan i posegregować próbki.
- Mike Deel…
- Mhm.
- Meredith Crowley…
- Mhm.
- Tych dwoje do badania na obecność genów chorobotwórczych. Dalej Anna Blake…, James McGuiness… badanie genetyczne dotyczące pokrewieństwa.
- Okej, mam. To wszystko?
- Jeszcze jest Liam Payne.
- Czy to nie ten piosenkarz? – zapytała Kate spoglądając na przyjaciółkę znad okularów.
- Prawdopodobnie tak. James McGuiness… To nazwisko też kojarzy mi się z jakimś zespołem. No proszę, sami piosenkarze – uśmiechnęła się blondynka – Jest taki sam kolor, jak Anna i James, ale data się nie zgadza… co robimy? Pisze, że również test do badań kontrolnych czyli DNA…
- Skoro inna data, to odłóż.
- Tak zrobię, tylko przyniosę nam kawę.
Susan odłożyła niepotrzebne jak na razie próbki i wyszła. Po powrocie dziewczyny wróciły do pracy. Jako, że niektóre badania wymagały szybszego uzyskania wyników, technicy korzystali ze sprzętów podobnych do tych używanych w kryminalistyce. Wszystko było gotowe po 12 godzinach.

- I jak, wyniki są? – zapytała Kate sącząc trzecią dzisiaj kawę.
Zegar wybił 3:06, a one spokojnie wykonywały swoją pracę. Postanowiły zarwać nockę, by nadrobić zaległości.
- Tak, mamy je – odpowiedziała leniwie wyciągając kartkę z drukarki – Przeczytaj, ja mam dość na dzisiaj tych małych literek.
Kate odebrała wyniki i spokojnie zaczęła je przeglądać.
- Gen chorobotwórczy musiał mieć ktoś z dalszej rodziny Meredith. Jest go zaledwie 0,098%.
- Ale jednak jest. Tendencja spadkowa?
- Tak – uśmiechnęła się do przyjaciółki dodając jej otuchy przed czekającą ich pracą – A co to…
- Hm?
Płomiennorude kosmki włosów opadały na twarz Kate dodając jej uroku, lecz teraz jej twarz wyrażała ogromne zdziwienie i niezrozumienie, co tylko zaintrygowało Susan.
- Skoro próbki były…
- Kate, o co chodzi? – zapytała ponownie podchodząc do przyjaciółki i zerkając jej przez ramię – Pozytywny??
- Ale dziewczyna ma całkiem inne nazwisko… Czyżby odnaleźliśmy…
- Wygląda na to, że tak, ale… Kate, musimy powiedzieć o tym dyrektorowi i skontaktować się z jego rodziną…
- Ta praca nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.


                Kilka dni po pogrzebie wybraliśmy się do parku pograć w nogę. Chłopaki odzyskali gen wariactwa i ten dzień był naprawdę udany. Naśladowali sławnych piłkarzy i muszę przyznać, że gdyby branża muzyczna im się znudziła, żaden reżyser by nimi nie pogardził. Po powrocie do domu zajęliśmy się kolacją, gdy zadzwonił telefon.
- Kto dzwonił? – zapytał Tom obierając marchewkę.
Chłopcy przestawili się na zdrową żywność i przygotowywali omlet z warzywami. Ani trochę mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
- Ze szpitala. Wasze wyniki będą do odebrania za dwa dni.
- Zamieszanie w końcu się skończy – Jay uśmiechnął się i dał mi buziaka.

__________


♥♥♥

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 52

3 komentarze:
                Obudził go budzik. Już czwarty raz włączał drzemkę, lecz ten nieugięcie wyrywał chłopaka ze snu. Lekko poirytowany sięgnął po komórkę i jednym okiem zerknął na wyświetlacz.
„Iść na badania”.
- Faktycznie – mruknął pod nosem i powoli wstał z łóżka.
Po wykonaniu rutynowych czynności zszedł do kuchni, zjadł śniadanie i pojechał do szpitala. Co prawda miał je zrobić dopiero za trzy dni, ale pomyślał, że nie stanie się nic złego, gdy zrobi to wcześniej. Przynajmniej będzie miał je z głowy. Miał szczęście i od razu w oczy rzuciło mu się wolne miejsce. Zaparkował i wszedł do budynku. Po piętnastu minutach pielęgniarka poprosiła Liam'a do zabiegowego i po pół godzinie Payne miał wszystko za sobą.


- Jay! Długo jeszcze? Spóźnimy się!
Dochodziła 11, a my wciąż czekaliśmy na Loczka. Tom chodził w kółko, Nath próbował dodzwonić się do swojej siostry, która musiała być na konferencji, Seev próbował się uspokoić i powtarzał głębokie wdechy. Jedynie Max stał oparty o ścianę i zadowolony rozmyślał o Bóg wie czym.
- Ania… proszę cię… idź po niego… - jęczał Parker.
Pobiegłam po schodach na górę i skierowałam się do pokoju Loczka.
- Jay, miałeś zejść zaraz za mną, czemu jeszcze cię… nie ma… Co tu się stało? – zapytałam zdziwiona widokiem bałaganu w pokoju chłopaka.
- Nie mogę znaleźć mojej czapki! – usłyszałam z wnętrza garderoby – Nie ruszę się bez niej – w jego głosie dało się słychać nutę rozpaczy. Uśmiechając się pod nosem podeszłam do niego i przytuliłam go – Em, wszystko okej…? – zapytał nieco zdziwiony.
- Kocham cię wariacie.
- Skarbie, też cię kocham – powiedział patrząc mi w oczy.
- Idziemy? – zapytałam z nadzieją.
- Uh… no doobra.
- Nie bocz się, znajdziemy ją, jak wrócimy – pocałowałam go w policzek i zeszliśmy na dół.
Po kilku kąśliwych uwagach ze strony chłopaków dotyczących guzdrania się Loczka wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy.
                Na miejscu byliśmy nieco po 11. Szybkim krokiem weszliśmy do budynku, w którym miała odbyć się konferencja. Przed drzwiami pokoju stał lekko zdenerwowany Marc i siostra Nathana – winna całego zamieszania – Jessica.
- Wreszcie jesteście – powiedział – szybko, dziennikarze zaczynają się niecierpliwić.
Marc otworzył drzwi i wszyscy weszliśmy do środka. Cała sala wypełniona była dziennikarzami, którzy bacznie obserwowali nas, gdy zasiadaliśmy przy stole, na którym mieściło się dziesiątki mikrofonów. Wszystkie skierowane były w naszą stronę, jakby czekały, żeby pochłonąć każde wypowiedziane słowo. Marc przywitał się i powiedział parę słów czego spotkanie ma dotyczyć i tak dalej… Szczerze, to mało z tego pamiętam, bo na widok tych wszystkich par oczu wpatrujących się we mnie zaczęłam się denerwować. Po chwili ciszy Nath podniósł się i wziął głęboki wdech.
- Zwołaliśmy to spotkanie, jak wcześniej wyjaśnił Marc, by wyjaśnić plotkę, że obecna tutaj Anna Blake jest siostrą Jay’a. Fałszywa informacja pojawiła się wczoraj w prasie i zależy nam, by jak najszybciej to wyprostować. Nie dociekamy, kto wypisał te brednie, jednakże jest mi żal tej osoby, że kierowała się niesprawdzonymi informacjami.
- Panie Sykes, skoro mowa o niesprawdzonych informacjach, źródło tej „plotki” jest chyba jak najbardziej wiarygodne – odezwała się jakaś kobieta, która wstając elegancko poprawiła okulary.
Nathan usiadł i rzucił siostrze karcące spojrzenie.
- Co pani ma na myśli, mówiąc źródło? – zapytał Seev.
- Siostrę pana Sykes’a, Jessicę oczywiście. Rozmawiała w kafejce ze znajomą, cytuję: „Podobieństwo tych dwojga jest wręcz uderzające i z każdym dniem upewniam się co do ich pokrewieństwa… podejrzane jest to, że nic nie wiemy o jej rodzicach…” - odpowiedziała czytając zapisane notatki.
Poczułam, jak po plecach przeszły mi ciarki. Zesztywniałam. Rozmawialiśmy z Jess i przyznała się, co do rozmowy z przyjaciółką, ale nigdy bym nie pomyślała, że mówiła o mnie w taki sposób. Widziałam, jak Jay powoli odwrócił głowę w stronę blondynki. Było mu przykro. Przyjaźnił się z tą dziewczyną od kilku lat, a teraz jej zachowanie wszystko niszczy.
- Tak, wiemy, że to moja siostra – odezwał się Nathan. W jego głosie słychać było gorycz – Lecz były to tylko jej… spostrzeżenia. Nie powiedziała wprost, że Ania i Jay są rodzeństwem, bo nie są.
- Jakie są na to dowody?
Popatrzyliśmy po sobie, a następnie wzrokiem zaczęliśmy szukać właściciela tej wypowiedzi. Na końcu sali, w ostatnim rzędzie siedział mężczyzna w bawełnianej koszuli i markowych spodniach. Poprawił kołnierz i podniósł się.
- Jakie macie dowody na to, że oni nie są rodzeństwem? – zapytał ponownie.
Światło padające przez okno rzucało pojedyncze promyki na jego twarz, co dodało mu uroku.
Jay spojrzał na Nath’a. Nikt nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie spodziewaliśmy się takiego pytania, tym samym nie byliśmy na to przygotowani. Chcieliśmy tylko wyjaśnić, że plotka o naszym pokrewieństwie nie jest prawdziwa.
- To chyba jasne, że… - zaczął Max, lecz brutalnie mu przerwano.
- Skoro Anna Blake nie ma rodziców, a bynajmniej nic o nich nie wiemy, skąd macie pewność, że nie są rodzeństwem? – zapytała pewna kobieta wymachując długopisem.
- Czy możemy porozmawiać z twoimi rodzicami?
- Moglibyście przedstawić jakiś dokument informujący…
- Dlaczego doszło do takich spekulacji…
Dziennikarze zaczęli zadawać masę pytań, przekrzykując jeden drugiego. Nie wiedziałam, co robić. Chłopcy podobnie. Patrzyliśmy na Marc’a szukając ratunku, lecz ten także zdawał się nie wiedzieć, co robić dalej, by zatrzymać tę lawinę pytań.
- Może po prostu zróbcie test DNA…
Wszyscy zamilkli. Dziennikarze zaczęli się rozglądać, kto rzucił taką propozycję, gdy jeden z nich spojrzał na Jess. Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam, że dziewczyna nachyla się do mikrofonu.
- Jess… - uciął Nath, lecz blondynka zdawała się nie słyszeć brata.
Marc głośno przełknął ślinę; spojrzał na zebranych dziennikarzy i zrozumiał, że dziewczyna dała im to, czego chcieli – dowodu.
- Dobrze – powiedział Marc podnosząc się – Zrobimy test DNA, ale w dniu, w którym ujawnimy wyniki, ta sprawa ma się zakończyć. Ani jednego więcej artykułu na ten temat nie chcemy widzieć.
- Ma pan moje słowo – odezwał się ten sam głos, który na początku konferencji żądał dowodów. Spojrzałam w tym kierunku karcącym wzrokiem i powoli wyszliśmy na zewnątrz.
- No, nie ma za co – powiedziała Jess odgarniając włosy.
Ze zdziwieniem popatrzyliśmy na nią.
- Że co..??
- Tom, spokojnie…
- Siostra, powaliło cię? Dałaś im powód, by myśleli, że coś ukrywamy!
Blondynka zmieszała się, lecz szybko znalazła wyjście z sytuacji: - Przecież wam pomogłam! Sami widzieliście, że nie dalibyśmy im rady. Coraz więcej pytań, a odpowiedzi? Ani jednej. Zrobicie testy... poczekamy na wyniki.
- Wiesz co, może lepiej już nic nie mów – powiedział Max i razem z chłopakami ruszył w stronę domu. Rzuciłam Jess ostatnie spojrzenie i dołączyłam do reszty.

                
                Następnego dnia ja i Loczek udaliśmy się do szpitala, by wykonać test. Po niecałej godzinie było po wszystkim i wróciliśmy do domu.
                Tydzień nie różnił się niczym od poprzednich. Może Nath był bardziej zamyślony i kilka razy próbował porozmawiać z siostrą na temat jej zachowania, lecz na marne. Spokojnie czekaliśmy na wyniki testu, które miały być gotowe po dwóch tygodniach. W niedzielę, po powrocie z kościoła wszyscy usiedliśmy przed telewizorem. Seev znudzony przeglądał programy, gdy wreszcie zmęczony odłożył pilota i uciął sobie drzemkę.
- „Przerywamy program, by nadać wiadomość z ostatniej chwili. W szpitalu Świętego Tomasza w Londynie doszło do strzelaniny. Mamy informację, że jest to mężczyzna w wieku pięćdziesięciu – sześćdziesięciu lat, średniego wzrostu. Nie znamy przyczyn jego zachowania, policja podejrzewa, że jest on niezrównoważony psychicznie. Funkcjonariusze robią co mogą, by schwytać przestępcę. Niepotwierdzone źródła mówią o dziewięciu zabitych…”.

__________


♥♥♥
Neva Bajkowe Szablony