- Nie wytrzymam tu sama. No zwariuję – powiedziałam do siebie i sięgnęłam po kule. Zrobiłam krok do przodu i stwierdziłam, że to żałosne. Męczę się z nimi od kilku dni i powoli mam dość. Gdyby tylko byli tu chłopcy zaraz dostałabym kazanie, że to co zaraz zrobię, może mi jedynie zaszkodzić. Ale nie było ich. Pewnym ruchem odłożyłam kule i ostrożnie stanęłam na chorą stopę. Przeszył mnie ból, lecz z każdą chwilą był on coraz mniejszy. Chłopcy nie wspomnieli o której wrócą, więc postanowiłam wyjść na spacer. Powoli wyszłam na górę po kurtkę, ubrałam buty i wyszłam zamykając dom na klucz.
Wzięłam głęboki wdech zimnego wieczornego powietrza.
Rozejrzałam się; słońce właśnie chowało się za horyzontem, natężenie ruchu
stopniowo się zmniejszało, za to coraz głośniejszy stawał się wieczorny śpiew
ptaków. Spojrzałam na stopy. No od czegoś trzeba zacząć. Nie mogę cały tydzień obijać
się i siedzieć w domu. Chłopcy o niczym się nie dowiedzą, ja szybciej dojdę do
siebie i wszyscy będą szczęśliwi.
Zrobiłam pierwszy krok. Zabolało. Zacisnęłam pięści,
przygryzłam wargi i zrobiłam następny. Bolało. Wzięłam głęboki wdech. Następny
krok. Nie było tak źle.
- Dam radę. Najwyższy czas wziąć się w garść.
Powoli ruszyłam przed siebie. Nie było łatwo, bo stopa
nadal mi dokuczała, ale nauczyłam się tak rozkładać na nią nacisk, by bolała jak
najmniej. Spokojnym krokiem przemierzałam ulice Londynu. Badałam każdy
centymetr spokojnego o tej porze miasta. Sama nie wiem czemu, ale ruszyłam w
kierunku mojego domu. Już dawno tam nie byłam.
Po kilkunastu minutach dostrzegłam chłopaka, który z
zaciekawieniem oglądał mój dom. Zdenerwowałam się. Co on w ogóle robi? Kto mu
pozwolił się tu kręcić? Nieco przyspieszyłam kroku. Chłopak zauważył mnie i
teatralnie uniósł prawą brew bezczelnie mierząc mnie wzrokiem. Wkurzyło mnie to
jeszcze bardziej, niż sama jego obecność tutaj.
- Przepraszam, co ty tu robisz?
Chłopak spojrzał na mnie, jak na idiotkę. Zirytowało mnie
to.
- Przestań tak na mnie patrzeć! – krzyknęłam.
- Heej, uspokój się – powiedział lekceważąco – Mogę
spytać, czemu interesuje cię moja obecność tutaj? Nie ma chyba zakazu patrzenia
na pusty dom – uśmiechnął się zadziornie.
- Jest. Bo to MÓJ dom.
- To gdzie ty tyle byłaś? Już myślałem, że jest na
sprzedaż.
- Zabawny jesteś…
Chłopak odwrócił wzrok w stronę domu. Dopiero teraz
miałam okazję mu się przyjrzeć. Miał ciemną cerę, włosy koloru gorzkiej
czekolady postawione na żelu oraz brązowe oczy. Ubrany był w czerwoną
bejsbolówkę, dżinsowe spodnie oraz białe Nike.
- A więc? – przerwał ciszę – Gdzie się tyle podziewałaś?
- Ja… Nie powinno cię to obchodzić.
- Przeprowadziłaś się? – dopytywał.
- To nie jest twoja sprawa!
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi –
uśmiechną się chytrze.
- Yhh… odczep się.
- To jak? Wracasz tu?
Coraz bardziej denerwowała mnie jego obecność.
- Tak! Tak myślę… Może…
Chłopak spojrzał na mnie zaciekawionym wzrokiem. Sama nie
wiem, czemu nagle zaczęłam wątpić w mój powrót tutaj.
- To znaczy… tak. Będę tu mieszkać. A… czemu pytasz?
-
Chciałbym kupić ten dom.
- No chyba cię… Ała – syknęłam cicho. Stopa zaczęła dawać
o sobie znać.
- Wszystko w porządku? – zmartwił się.
- Tak. Wszystko jest okej…
- No nie wygląda na to – chwycił mnie za ramię widząc,
jak się chwieję.
Złapałam się za głowę. Wzięłam kilka głębokich wdechów i
po chwili wszystko wróciło do normy.
- I jak? – zapytał.
- I jak? – zapytał.
- Już… już wszystko jest w porządku. Możesz mnie puścić.
- Jesteś pewna? – ponownie zadał pytanie, lecz tym razem
z troską w głosie. No proszę, obudził się w nim instynkt pomocy potrzebującym?
- Tak – odpowiedziałam stanowczo wyrywając mu się – A teraz
idź sobie.
Chłopak spojrzał na mnie tym samym wzrokiem, jakim
obdarzył mnie, gdy tu przyszłam.
- Jak chcesz – powiedział cofając się – A co
do domu, mówię serio. Razem z kolegami mamy plan przeprowadzić się tutaj z
okolic Londynu. A ten dom byłby idealny…
- Zaraz zaraz. Nie powiedziałam, że go sprzedaję!
- Okay, okay nie złość się tak. Tylko pytałem.
- Pytałeś setny raz.
Spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem. Podszedł do
mnie uśmiechając się lekko.
- To może… zaczniemy od nowa? Nie chcę, żeby nasza
znajomość tak wyglądała. Jestem…
- EJ!!
Odwróciłam się. Niedaleko nas stała dwójka chłopaków
machająca do nas.
- Eh… matoły – skwitował – Już idę! A więc… zdradzisz mi
chociaż swoje imię?
- Ja… Że co?!
- Ile mamy na ciebie czekać księżniczko?!
- Muszę lecieć. Bądź tu jutro o 16:00 obgadamy sprawę
kupna domu – powiedział i puścił mi oko.
- Jakiego… Hej!! – krzyknęłam, lecz chłopak był już
daleko.
Co to wszystko miało znaczyć? Kto to w ogóle był? Skąd mu przyszło do głowy, że ten dom jest
na sprzedaż? Po mojej głowie krążyło tysiące pytań. Eh… trafi się taki namolny gość i później żyć nie daje.
Jeszcze raz spojrzałam w stronę odjeżdżającego samochodem
chłopaka, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w drogę powrotną.
Po ponad godzinnym spacerze byłam z powrotem w domu.
Mieszkanie było zamknięte, co oznaczało, że miałam szczęście i wróciłam przed
powrotem chłopaków. Odłożyłam klucze na szafkę i usłyszałam samochód. Wyjrzałam
przez okno. Wrócili. Szybko ściągnęłam kurtkę i pobiegłam do kuchni po kule.
Noga bolała mnie niemiłosiernie, ale bardziej przejmowałam się, co powiedzą
chłopcy. Gdy weszli do domu cierpliwie czekałam, aż któryś z nich wejdzie do
kuchni, ale na marne. Nie chciało mi się ruszać, bo po tej przechadzce noga zaczęła mi dokuczać. Niestety, żadnemu nie zachciało się chociażby pić. Po kilku
minutach moja cierpliwość się skończyła, skoczyłam na równe nogi i wybiegłam do holu.
- I jak?!
Chłopcy spojrzeli na mnie ciekawskim wzrokiem.
- Ty…
- No błagam powiedzcie! Nie macie pojęcia, jak się
denerwuję…
- Chodzisz bez kul? – zapytał Tom.
I w tym momencie dotarło do mnie, że zrobiłam to, czego
chciałam uniknąć. Zrobiłam głupią minę i spojrzałam w dół lekko unosząc lewą
nogę.
- Ja… No wiecie… - i nagle mnie olśniło – No wiecie, jak
się niecierpliwiłam?! Chciałam szybko znać odpowiedź, a z kulami doszłabym tu po
godzinie.
To chyba dobre wytłumaczenie. Część moich myśli nie
wiedząc czemu błądziła przy mieszkaniu i tym chłopaku…
- A, chyba że – odparł Parker.
- Wychodziłaś gdzieś? – zapytał Max z podejrzanym uśmiechem
spoglądając na kurtkę niedbale rzuconą na szafkę.
Wbiło mnie w ziemię. Teraz wpadnę. Nie. Nie chcę słuchać
kazania na temat mojego zdrowia bezpieczeństwa i co ważniejsze – życia! Coś się
wymyśli. Idziemy na całość.
- Tak. Byłam się przespacerować, bo już nie mogłam
wysiedzieć w domu sama. Chciałam się przewietrzyć – uśmiechnęłam się niewinnie.
Chłopcy spojrzeli na mnie, jakby chcieli usłyszeć coś
jeszcze.
- Tak, zabrałam kule. Przecież nie wybrałabym się na
spacer bez nich, chłopaki.
- Haha, no już nie patrz tak – uśmiechnął się Seev.
Było mi trochę głupio, że ich oszukałam. Nachodziły mnie wyrzuty sumienia, ale nie chciałam się przyznać. Byliby źli. Bardzo. Zostawmy już ten temat.
Było mi trochę głupio, że ich oszukałam. Nachodziły mnie wyrzuty sumienia, ale nie chciałam się przyznać. Byliby źli. Bardzo. Zostawmy już ten temat.
- Dowiem się? – spojrzałam na nich błagalnie – A gdzie
Jay?
- On… o właśnie idzie – powiedział Nath patrząc na Jay'a
schodzącego po schodach.
- Ania! Szukałem cię. Musimy pogadać.
Ostatnie zdanie nieco mną wstrząsnęło. Nie lubię tych
słów. Nikt nie lubi.
- To my was zostawimy – powiedział Max i chłopcy ulotnili
się.
Loczek podszedł do mnie. Miał poważną minę.
Loczek podszedł do mnie. Miał poważną minę.
- Jay… Jakoś damy radę.
- Ale daj mi powiedzieć – uśmiechnął się ciepło –
wyjeżdżamy na tydzień.
Gdy dotarły do mnie jego słowa rzuciłam mu się na szyję.
- Naprawdę? To świetnie!
Chłopak przytulił mnie.
- Też się cieszę – powiedział patrząc mi w oczy – Choć i
tak będzie mi ciężko bez ciebie…
- Jay. Lepszy tydzień niż pół roku.
- Wiem. Masz rację.
Spojrzał na mnie tymi niebieskimi oczami i zrozumiałam,
że wcale nie będzie to dla mnie łatwy tydzień, ale jak sama powiedziałam to
najlepsza opcja. Chłopak przysunął mnie do siebie i pocałował mnie w czoło.
- Ania, wiesz co…
- Tak?
- Kocham cię.
__________
Z góry przepraszam, że rozdział dodaję dopiero dzisiaj. Blogger zbuntował się przeciwko mnie i nie chciał dodać rozdziału. Próbowałam codziennie i nic. Nie wiecie, jak paskudnie się czuję -.- Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Rozdział może nie jest idealny, no ale ;). Dziękuję, że ktoś to czyta. Dziękuję za poprzednie komentarze, nie macie pojęcia jak one motywują do pisania. A Wasze blogi czytam i są one świetne, wspaniałe... Po prostu nie ma słów by opisać. Wybaczcie, że nie mam kiedy komentować ^_^. Rozdział dla kochanych Czytaczek, które zostawiły komentarz pod poprzednim rozdziałem. Kocham Was! :* :)
Anonimowy - Dziękuję! takie jedno proste słowo potrafi wywołać u mnie uśmiech ^_^ wpadaj częściej, zapraszam :)
♥♥♥
Aaaaale super :P
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykacje ;*
Jestem bardzo ciekawa co to za chłopak i czy ona sprzeda mu ten dom.
Niech się tylko nic nie wydarzy pod nieobecność chłopaków.
Ale ja coś czuję, że się jednak wydarzy.
Rozdział jak zwykle super :P
Zawsze twoje rozdziały są wspaniałe <3
Czekam na następny ;*
Miłego pisania następnego rozdziału ;*
Zapraszam do mnie: http://tthheewanted.blogspot.com/
przepraszam, że przeczytałam dopiero teraz, ale WAKACJE :D
OdpowiedzUsuńBoski rozdział. Czyżby tym chłopakiem był ktoś 1D- myslę, że to Zayn. Tak przeczuwam.
Dobrze, że tylko na tydzień !
Jay jest taki słodki ! :D
czekam na nn.
zapraszam do mnie:
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
Twoje opowiadanie znalazłam całkiem przypadkowo. (szukając opowiadania o CSI) Lubię The Wanted, nie szaleję za nimi jak wariatka, ale ich lubię. Postanowiłam więc przeczytać. 'Pochłonęłam' całość w kilka godzin. Bardzo mi się podoba, będę czytać dalej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie - tematyka całkiem inna, bo o Skokach narciarskich, ale może przypadnie Ci do gustu :)
http://ona-jak-wiatr.blogspot.com/
Jesteś genialna ! :* Zajebiście dobry jak wszystkie i nie mogę doczekać się następnego ;)
OdpowiedzUsuńskąd masz taki szablon? śliczny jest! *.*
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do The Versatile Blogger. Zasady u mnie na http://ona-jak-wiatr.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń