niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 57

4 komentarze:
- A więc…?
- Jak już mówiłam, materiał A został porównany z materiałami X i Z i…
- I…?
Doktor Mike Hemsworth wpatrywał się z powagą w twarz Susan. Kilka złotych kosmków wystawało spod jej czepka ujmując jej lat.
- I materiał A nie ma nic wspólnego, żadnego pokrewieństwa z materiałem X.
- Jak to… - na czole lekarza pojawiła się zmarszczka zakłopotania i niezrozumienia – przecież…
- Nie ma się czego obawiać – wtrąciła z uśmiechem rudowłosa Kate. Materiał A początkowo miał być zbadany z materiałem X, nie mam pojęcia dlaczego bo pokrewieństwo wynosi 0,000…%. Natomiast A i Z…
- Są rodziną, na to wygląda patrząc na wyniki.
Hemsworth po raz setny patrzył na liczby na trzymanej w ręku kartce i po raz setny podejmował decyzję.
- Doktorze – zaczęła spokojnie Susan robiąc krok w kierunku lekarza – wyniki są w stu procentach prawidłowe. Po prostu zaskoczyło nas, że mimo pomyłki materiałów zgodność okazała się… tak wysoka.
- Dziękuję wam… Podpiszę to i jak najszybciej wyślijcie wyniki panu McGuiness.


               Zamknęłam drzwi i opadłam na nie wzdychając. Co ja robię?! Czy mi już całkiem odbiło?!
- Oh babciu… - westchnęłam i ruszyłam w kierunku kuchni.
Wyciągnęłam szklankę i nalałam do niej zimnej jak lód wody. Wypiłam ją szybko i poczułam jak ciecz spływa do żołądka – Dlaczego to jest takie trudne, co ja właściwie wyprawiam? Gdybyś tylko tu była… wiedziałabyś, jak mi pomóc…
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Jak mogę się tak zachowywać, kiedy jestem tak szczęśliwa? Właśnie…, jestem? Jay jest chłopakiem o którym marzyłam i bałam się tego uczucia, że mnie zniszczy, a teraz… Jak mogę całować Zayn’a i czuć tak małe wyrzuty sumienia! Dlaczego pozwalam, by Zayn tak daleko się posuwał! Najpierw sama oskarżałam Jay’a o zdradę, a teraz… Powiedzieć mu o tym? Przecież oni się nienawidzą! A przynajmniej nie znoszą. Co on o mnie pomyśli? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi…
- Jestem! Zejdź na dół upichcimy… O, jesteś tutaj – uśmiechnął się słodko patrząc na mnie.
- Zaschło mi w gardle – odpowiedziałam patrząc na szklankę.
- Wszystko rozumiem, ale dlaczego stoisz tu w samej… bieliźnie? – zapytał rumieniąc się.
Patrzyłam na niego, jakby nie rozumiejąc o co mu chodzi, lecz sens jego słów powoli do mnie dotarł i stanęłam jak wryta. Szybko zakryłam rękami co się dało i zrobiłam się czerwona jak buraczek.
- Eee, okej! Już, już nie patrzę! – powiedział zakłopotany odwracając się do mnie plecami.
- Nie Jay, ja… przepraszam! Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ja…
- Nie tłumacz się, jesteś zmęczona, rozumiem – powiedział stawiając siatki z zakupami – może idź się ubierz a ja rozpakuję rzeczy i…
Jay odwrócił się i wpadłam prosto na niego. Kurczowo trzymałam skrzyżowane ręce na piersi, zasłaniając je. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego błękitne jak niebo tęczówki. Chłopak uśmiechnął się nieznacznie i objął mnie w talii przysuwając lekko do siebie. Powoli opuściłam ręce i oparłam dłonie na jego klatce. Loczek przysunął się jeszcze bardziej i delikatnie musnął moje usta. Moje ciało się rozluźniło, a każda jego komórka była wypełniona szczęściem po brzegi. Chciałam więcej. Ten delikatny pocałunek obudził we mnie coś, o czym nawet nie miałam pojęcia. Zacisnęłam dłonie na jego koszulce wyczuwając pod nią zarysy mięśni, co tylko bardziej mnie podnieciło. Wpiłam się w jego usta i zaczęliśmy się namiętnie całować.


               Było późno. Stała w holu szpitalnym i czekała. Pracowała kiedyś w szpitalu i potrafiła rozpoznać każdego pracownika, za co jest odpowiedzialny i czy w danej chwili śpieszy się czy idzie na kawę. Stała już tak pół godziny, jak drapieżnik czyhający na swoją ofiarę. Miała to zrobić dzień wcześniej, lecz musiała zjawić się w pracy i dopiero dzisiaj rozpoczęła polowanie.
Nagle z windy żwawym krokiem wyszła wysoka rudowłosa kobieta z tęgą miną. Podeszła szybko do recepcji i czekała na swoją kolej, lecz widać było, że nie podoba jej się to czekanie. To ona. To jest to, na co Jess tyle czekała. Podeszła powoli do recepcji.
- Dzień dobry – przywitała się i zaprezentowała jeden z tych uśmiechów, gdy bardzo jej na czymś zależało i robiła wszystko żeby to dostać – nazywam się Jessica Sykes i jestem tu by odebrać wyniki mojego najlepszego przyjaciela, a mianowicie James’a McGuiness’a.
Rudowłosa pani technik aż wyprostowała się na dźwięk nazwiska. Nie wiedziała, co robić, więc poczekała na rozwój sytuacji. Nie miała pojęcia że piękna blondynka wie, co trzyma w ręce.
- Dzień dobry pani Sykes. Niestety nie możemy wydać tych wyników pierwszej lepszej osobie, która nie jest do tego upoważniona – odpowiedziała recepcjonistka.
- Ah tak! – zgodziła się Jess i zaserwowała kolejną porcję sztucznego uśmiechu – Gdzieś tu miałam… - powiedziała szukając czegoś energicznie w torebce – A niech to… zapomniałam tej kartki z podpisem Jay’a… Mogę pokazać pani zdjęcie, nasze wspólne oczywiście i mój dowód tożsamości, nawet numer do Jay’a, znaczy James’a mogę pani podać by się pani upewniła – powiedziała podsuwając kobiecie zdjęcie, na którym ona, Nath i Jay stali uśmiechnięci obejmując się..
Brunetka spojrzała na nią, na zdjęcie i na dowód osobisty. Ponownie przeniosła wzrok na Jess i zakłopotana już miała prosić o numer telefonu, lecz spostrzegła niecierpliwiących się ludzi stojących w kolejce.
- No… dobrze. Sprawdzę tylko, czy wyniki już są – odpowiedziała uśmiechając się niepewnie.
- Dziękuję bardzo! – szczerzyła się Jess – śpieszy mi się bardzo, a James jest członkiem The Wanted i nie miałby za bardzo czasu, żeby odebrać te wyniki…
- Przykro mi, nie ma ich jeszcze…
- Pani potrzebuje tych wyników?
Nagle obok Jess znalazła się ta sama rudowłosa kobieta, którą widziała wychodzącą z windy. Jess w duchu uśmiechnęła się chytrze do siebie.
- Tak, to ja. Przepraszam, że zajmuję kolejkę.
- Niepotrzebnie, właśnie miałam wysłać kopertę z interesującymi panią wynikami.
- Udało mi się panią uprzedzić – kolejny uśmiech.
- Proszę bardzo – Kate podała blondynce kopertę – teraz pani wybaczy, praca wzywa.
Jess patrzyła, jak kobieta odchodzi. Popatrzyła na kopertę, jakby był to bilet do jej szczęścia, spojrzała jeszcze na recepcjonistkę, pożegnała się i szybkim krokiem opuściła szpital.


- Jay… - wymruczałam.
Chłopak objął mnie mocniej, podniósł i przeniósł na blat, po czym zaczął całować moją szyję. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam takiego uczucia. Każdy jego pocałunek rozpalał mnie jeszcze bardziej. Wplotłam palce w jego włosy i przysunęłam się do niego odchylając głowę. Jay delikatnie przesunął palcem po moim udzie wywołując tym przyjazny dreszcz. Jego druga ręka błądziła po moich plecach wykonując jakby przyjemny masaż i w pewnym momencie powędrowała w miejsce zapięcia biustonosza. Czułam, jak powoli jego palce rozpinają moją bieliznę i nagle moja skóra stała się napięta. Nie wiedziałam, czym to jest spowodowane, lecz zignorowałam to wsuwając ręce pod koszulkę Loczka. Lecz nagle Jay przestał zajmować się moją szyją i popatrzył na mnie. Zdezorientowana spojrzałam na niego rumieniąc się.
- Czemu mi nie powiesz? – zapytał wpatrując się we mnie.
- Co mam ci powiedzieć…?
- Że nie jesteś gotowa – uśmiechnął się całując mnie w czoło i odsunął się ode mnie.
Siedziałam na blacie całkiem zbita z tropu i patrzyłam jak chłopak rozpakowuje zakupy nucąc przy tym. Czułam się jak dziecko. Jak małe rozbrykane dziecko, z którym ktoś nagle przestaje się bawić bez żadnego wytłumaczenia. Zawstydzona i co gorsze – upokorzona. Cały czas patrzyłam na niego, a ten jakby nigdy nic wyciągał te cholerne produkty na blat.
- Dobranoc – rzuciłam i szybkim krokiem wyszłam z kuchni kierując się do pokoju.
Jay pobiegł za mną.
- Co się stało? Chcesz iść spać? Bez kolacji? – zapytał doganiając mnie.
Spojrzałam na niego jak na idiotę. Dlaczego kiedy czuję się postawiona przed wyborem, on mi to utrudnia!
- Naprawdę?! Jay, serio? Całujemy się, jestem w samej bieliźnie i… prawie do czegoś doszło, prawie… no kochaliśmy się tam w kuchni! A ty nagle mówisz mi że nie jestem gotowa! I zostawiasz mnie, jakbym miała osiem lat!
- Ania…
- Możesz mi to wytłumaczyć?!
- Ja przepraszam, nie wiedziałem, że może cię to urazić. Jeśli chcesz, możemy iść do pokoju i…
- Jay! – krzyknęłam przez łzy – dlaczego traktujesz mnie jak niedoświadczonego bahora! Poczułam się jak twoja młodsza siostra!
- Wybacz! Gdy chciałem cię rozebrać, stałaś się strasznie spięta, więc myślałem że robisz to dla mnie, a tak naprawdę tego nie chcesz.
- Powiedziałabym ci, gdybym nie czuła się pewnie…
Chłopak westchnął.
- Skarbie, wybacz. Nie pomyślałem o tym w ten sposób, że mogę cię urazić albo… - mówił ze smutną miną. Widziałam po nim, że było mu głupio i bolało go, że poczułam się zraniona.
- Nie powinnam się tak unosić. Teraz faktycznie wyszłam na rozwrzeszczanego dzieciaka – uśmiechnęłam się mrużąc oczy.
Chłopak uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Idź się ubrać, bo jesteś zimna, a ja zrobię nam kolację – pocałował mnie i zszedł do kuchni.
Odprowadziłam go wzrokiem uśmiechając się do siebie szczęśliwa i poszłam do pokoju.


               Zostały już tylko dwa ciasteczka z czekoladą upieczone przez mamę Harry’ego. Chłopaki uwielbiali je, lecz ile pani Styles by ich nie upiekła, ci zjadali je wszystkie w przeciągu godziny.
- Są jeszcze… O, ostatnie dwa! – krzyknął Louis wchodząc do kuchni.
- Zostaw mi jedno! Umieram z głodu, a zanim Zayn i Niall ugotują obiad minie jeszcze parę godzin – odezwał się Liam.
- PAYNE! Cicho, bo pójdziesz spać głodny! – krzyknął blondynek.
- Przecież wiecie, że najlepiej z naszej piątki gotuję ja, dlaczego dopuściliście ich do garnków? – zapytał Harry.
- Daj się chłopakom rozwijać – odpowiedział Liam zerkając przez ramię w kierunku kuchni.
- Jak chcecie, ale i tak skończy się na zamówieniu czegoś na wynos – westchnął Styles i przełączył kanał.
Liam spojrzał na swój wibrujący telefon. Mama. Przesunął guzik i odebrał.
- Cześć mamo, co słychać? Jeśli masz zamiar nas odwiedzić, to ostrzegam, bo Zayn i Niall są w kuchni i…
- Nie nie skarbie, nie tym razem. Byliśmy dziś z tatą w szpitalu… dyrektor miał kilka pytań…
- Dyrektor szpitala? – przerwał zaskoczony Payne patrząc na Loczka.
- Później ci opowiem. W każdym razie musisz jeszcze raz udać się na te badania… przepraszam, że tak naciskam ale wiesz że to ważne, a zaszła jakaś pomyłka po ostatniej tragedii i…
- Mamo, wszystko w porządku?
- Tak synku, wszystko jest dobrze. Po prostu ja i tata chcemy z tobą porozmawiać, może wpadniesz jutro na kolację?
- Przynajmniej jutro wieczorem się najem, haha. Będę o 19:00, do zobaczenia.
- Do zobaczenia kochanie!
- Psst. Zabierz mnie ze sobą, nie daj mi umrzeć z głodu!
- Wybacz Louis, nie tym razem - uśmiechnął się i poszedł do swojego pokoju.

__________
BUM! Nowy rozdział z dnia na dzień :) Dostałam taaaaakiej weny i pisze i pisze i pisze cały dzień i stwierdziłam, że jakoś tę moją nieobecność muszę wynagrodzić, więc prezencik dla Was leci, proszę bardzo rozdział :3
Dziękuję bardzo wszystkim, wszystkim którzy dalej czytają, a najbardziej to love nathjaytomaxsiva oraz Queen of the Night, które dały znak życia i są ze mną <3 jak ja Wam dziękuję, no z całeego serca! Serio, komentarze mają wielką moc, a rzeczy jakie mi tam wypisujecie, no aż łezka się w oku kręci.
Dziękuję i do następnego!


♥♥♥

sobota, 30 maja 2015

Rozdział 56

4 komentarze:
               Jeszcze raz spojrzał na dom i wspominając sytuację sprzed dziesięciu minut z uśmiechem na ustach wrócił do domu. Westchnął przeczesując ręką włosy. Zimne powietrze przyjemnie orzeźwiło jego płuca, lecz umysł – gorzej. „Co ja właściwie robię? Nie powinienem, nie jestem taki, to nie tak miało być… Jeśli postawiłem ją teraz w beznadziejnej sytuacji? Musimy się spotkać i tym razem naprawdę porozmawiać… wkopałem się. Ostatnio czułem coś podobnego do dziewczyny, która zdradziła mnie z tym…” – myślał. Nie wiedział czego się trzymać…
Nieważne.
Skręcił do domu i po cichu wszedł do środka. Neonowy zegarek na ścianie korytarza wskazywał godzinę 2:28. Niestety nie przekładało się to na jego zmęczenie i wiedział, że ta noc będzie bezsenna. Zdjął buty i już miał wejść na schody, gdy nagle ktoś zaświecił światło. Syknął mrużąc oczy.
- Ej! To boli…
- Aaa… to ty.
Powoli otworzył oczy przyzwyczajając je do światła.
- Liam, mógłbyś mnie nie straszyć?
- Chyba ty mnie. Myślałem, że nie wrócisz na noc. Rzadko ci się to zdarza po imprezach… - powiedział mierząc bruneta wzrokiem i ruszył do swojego pokoju.
Zayn westchnął głęboko ściągając bluzę i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę i dziękował w duchu za to, co zobaczył. Zimne piwo. Przyda się na taką noc, jak ta. Zamknął lodówkę i mało nie podskoczył.
- Liam! Proszę cię…
Chłopak stał oparty o futrynę i przyglądał mu się z zaciekawieniem.
- Jesteś trzeźwy? – zapytał.
- A co ty jesteś moja matka?
- Nie byłeś w klubie.
- Nie, nie byłem. I co z tego? – zapytał ironicznie.
- Zastanawia mnie, co robiłeś.
Payne usiadł przy stole i lekko przechylił głowę, jakby wyczekując odpowiedzi. Malik gwałtownie odwrócił głowę. Nie chciał pokazać po sobie, że coś się stało.
- Zayn…?
- Byłem… u niej – odwrócił się by kontrolować reakcję przyjaciela.
Najpierw zmarszczył brwi, lecz z każdą chwilą jakby rozumiał co ma na myśli.
- Aż boję się zapytać, po co.
- Ja… sam nie wiem! Ostatnio dużo o niej myślałem, przywoływałem wspomnienia, gdy byłem z nią blisko, kiedy się całowaliśmy… nie umiem o niej zapomnieć.
- Zayn, ona i zespół… nic o niej nie wiesz. Ile się znają, jak się poznali, co z jej rodzicami… wspominała, że ich nie ma, ale wiesz coś więcej? Prawie jej nie znasz.
- A ty? Znasz ją?
- Nie chcę, żebyś ją skrzywdził. To nie jest dziewczyna na jedną noc, zrozum to wreszcie. Co ci to da, że się z nią prześpisz? Zaznaczysz na swojej liście „zaliczona”?
- Przestań…
- Być może obudzisz w niej uczucie, a może ona kogoś ma? Jeśli jest z Jay’em? Nie będzie wiedziała co zrobić, zerwie z nim by być z tobą, a ty co? Odejdziesz!
- Liam…
- Ona nie jest przyzwyczajona do życia z takim kimś, jak my. Jest zwykłą dziewczyną, która nie wie nic o naszym życiu, nie wie z czego musimy rezygnować i nie chcę by musiała się o tym drastycznie przekonywać. Rozumiesz?
- Kocham ją.
Przyjaciel patrzył na niego z otwartymi ustami. Wyprostował się i podszedł do okna.
- Nie chcę, żebyś pomyślał, że traktuję cię jak dziecko, ale to tylko zauroczenie. Wszystkie dotąd poznane przez ciebie dziewczyny były puste i głupie. Aż tu nagle pojawia się ona – mądra, piękna, zabawna, ostrożna… Jeśli coś jej zrobisz, ja zrobię coś tobie.
Brunet spojrzał na Liam’a i zmarszczył brwi.
- A co ty jej tak bronisz? – zapytał podejrzliwie.
- Znam cię i nie chcę, byś przez błędne uczucie zrobił jej krzywdę.
- A może ty do niej czujesz coś więcej? – rzucił Zayn.
Liam odwrócił się w jego stronę i spojrzał mu w oczy.
- Nic do niej nie czułem i nie czuję. Przestań oskarżać cały świat o miłość do tej dziewczyny i daj sobie z nią spokój.
- Kiedy nie potrafię!
- To zacznij! – krzyknął Payne.
Wyraźnie miał już dość tłumaczenia, jak małemu dziecku. W pewnej chwili do kuchni powłócząc nogami wszedł zaspany Harry.
- Co wy… - wymruczał ochrypniętym głosem. Nawet wtedy potrafił być seksowny – wiecie która jest godzina?
Loczek przetarł oczy, ziewną i utkwił wzrok w butelce trzymanej przez Zayn’a. Uśmiechnął się do siebie, zabrał piwo i wrócił do pokoju.
- Co…
- Proszę cię. Daj jej spokój.
Liam ostatni raz rzucił brunetowi przeszywające spojrzenie i wrócił do łóżka. Zayn został sam. Siedział przy stole i wpatrywał się w krzesło, na którym kiedyś siedziała Ania. Po tym wszystkim, co usłyszał od przyjaciela postanowił go posłuchać. Przynajmniej po części, gdyż po głowie nadal chodził mu pomysł ponownego spotkania się z panną Blake i wyjaśnienia wszystkiego, co między nimi zaszło.

__________
Wróciłam :) Nie wiem od czego zacząć, na pewno powinnam przeprosić, ale o wybaczenie nie prosze bo nie wiem czy je otrzymam.. nie było mnie prawie rok dużo zmian dużo nowości.. Ale wracam, nie mogę Was porzucić na zawsze, nie w ten sposób. Rozdział krótki, lecz na zachętę, do dalszego czytania i śledzenia.. Nie mam pojęcia ile z Was będzie to jeszcze czytać, ile nowych osób a ile tych 'starych znajomych' tu jest.. Dajcie jakiś znak czy mam zakończyć w kilku następnych rozdziałach czy dalej kontynuować, bo przecież piszę dla Was :)


♥♥♥
Neva Bajkowe Szablony