Niczego nie świadoma zjadłam śniadanie i postanowiłam udać się na spacer. Pooddychać świeżym, angielskim powietrzem, dotlenić najskrytsze zakamarki mojego mózgu, porozmyślać... Spokojnym krokiem zmierzałam w kierunku szafirowego jeziora.Odosobnione miejsce, wolne od śladów jakiejkolwiek działalności człowieka, to to, co było mi teraz najbardziej potrzebne. Ulice jakoś tak dzisiaj opustoszały, po chodniku przechadzało się bardzo niewiele przedstawicielek płci pięknej. Może coś przegapiłam...? Jakaś wyprzedaż...? Wsłuchałam się w cichy szum drzew, lecz po chwili zmarszczyłam brwi. Coś tu było nie tak, jak trzeba. Coś zaburzało tę harmonię idealnie współgrających ze sobą dźwięków. Pewien odgłos tu nie pasował. Zatrzymałam się i wytężyłam słuch. To „coś” jakby się zbliżało... Jakby... pisk? Nie jeden, lecz... kilka, co najmniej kilkadziesiąt. Odwróciłam się i czekałam... Było coraz bliżej... Po kilku minutach, zza rogu wybiegło kilka dziewczyn, a po chwili pojawiła się ich cała chmara. Trzymały jakieś transparenty...? Po chwili wyłonił się autobus, który skręcił w ulicę, po której właśnie się przechadzałam i pociągnął za sobą oszalałe fanki. Mhm, fajnie. Przyjrzałam się mu i na masce pojazdu dostrzegłam ogromny napis „The WANTED”. Nie wierzę. Czemu akurat mnie to spotyka? Zespół, którego nie trawię, do którego żywię tak olbrzymią nienawiść właśnie przejeżdża mi przed nosem. To się nazywa ironia losu. Mój rozum uprzytomnił mi, że jeśli nie chcę zginąć, to powinnam się odsunąć. Cofnęłam się o parę kroków i postanowiłam przeczekać. Skoro nadarzyła się tak niepowtarzalna okazja, to skorzystam z niej i przyjrzę się tym osobnikom, którzy są bożyszczami tak wielu nastolatek, a których ja tak bardzo nie cierpię. Poczekałam, aż podjedzie bliżej, spojrzałam na dach autobusu i wytężyłam wzrok. To... to śmieszne. Haha! Czy to jest... Max? Ha-ha, a to Nathan... Tom, Seev..., Jay?! Nie, to... to żarty są jakieś... Przecież oni mieli załatwiać jakieś sprawy na mieście... Zrobiłam dwa kroki w przód i między mną, a biegnącymi i krzyczącymi fankami były tylko milimetry. To, co widzę..., to nie prawda... To nie może być... prawda. Jak to, przecież... cały ten czas... Oni machali do tych dziewczyn, uśmiechali się... Byli szczęśliwi... W pewnym momencie Jay mnie rozpoznał... Z jego twarzy w sekundzie znikł śnieżnobiały uśmiech. Był przerażony? Po co! Ja... cofałam się... do oczu pchały mi się łzy... Te wszystkie chwile..., ta cała znajomość, to... iluzja! Kłamstwo! OSZUSTWO!! Ostatni raz na niego spojrzałam, odwróciłam się i uciekłam... Nie wierzę w to, co przed chwilą zobaczyłam. Byli moimi przyjaciółmi... Jedynymi osobami z którymi rozmawiałam... Jak najszybciej chciałam być jak najdalej od nich... od niego! Z moich oczu wydobywał się wodospad łez... Nie mogłam sobie tego uświadomić... Wszystkie gesty, wymienione spojrzenia, chwile... spędziłam z tym beznadziejnym zespołem!!! Dokładnie o tym wiedział, że go nie znoszę! Przecież on wiedział!! On... wiedział!! Babciu przytul mnie! Powiedz, że będzie dobrze... Byłam coraz bliżej domu. wytarłam oczy i to, co zobaczyłam, wepchnęło wbity przed chwilą kolec jeszcze głębiej w moje rozdarte serce. Zdrętwiałam...
Przed moim domem na podjeździe stała karetka, do której ratownicy wnosili na noszach moją babcię. Szybko zamknęli drzwi pojazdu i w pośpiechu odjechali włączając syrenę... Nie... Tylko nie ona!
- Ania! Jak dobrze, że jesteś!
Spojrzałam w lewo. To nasza sąsiadka pani Margaret. Wpatrywała się we mnie z żalem wymieszanym z przerażeniem. Otworzyłam bezradnie usta, lecz żaden dźwięk nie wydostał się z nich, przez uniemożliwiającą to ogromną gulę w gardle.
- Ania... Nie, no nie!!
- Jay, dobrze się czujesz? - zapytał Tom, widząc dziwne zachowanie chłopaka.
- Ona tam jest... Ona widziała...
Kompletnie nie wiedząc, kogo Loczek ma na myśli, spojrzeliśmy tam, gdzie on. Wśród kilkudziesięciu krzyczących, a przede wszystkim uśmiechniętych i radosnych fanek, stała ona. Bliska płaczu, przerażona tym, co zobaczyła, to była Ania... Popatrzyliśmy po sobie.
- Muszę za nią iść. Muszę...! - krzyczał Jay.
Zaczął uciekać.
- Stój! - przytrzymał go Siva - Chcesz, żeby te dziewczyny cię zmaltretowały?!
- Puść mnie!!
- To nic nie da! Przecież wiesz, że nie będzie chciała z tobą rozmawiać.
Chłopak ustąpił. Nathan poszedł poinformować kierowcę, aby wrócił do wytwórni. Jay bezsilnie usiadł na fotelu.
- Mogłem jej powiedzieć... Było tak dużo czasu... Co ja zrobiłem...
- Nie mieliśmy pojęcia, co robić dalej.
Czułam się okropnie. Jakby wszystkie nieszczęścia świata kolejno spadały akurat na mnie. Przed chwilą straciłam zaufanie do każdej, obcej mi nawet ludzkiej istoty. Perfidnie mnie wykorzystano. Byłam w szoku, świadomość, co się wokół mnie dzieje zmalała prawie do zera.
- Będzie dobrze - przytuliła mnie pani Margaret - rozmawiałam z twoją babcią, gdy nagle złapała się za serce i upadła. Natychmiast zadzwoniłam po pomoc.
- Muszę do niej jechać - wyszeptałam, jak zahipnotyzowana.
- Nie! Na pewno nie w tym stanie. Moja córka cię zawiezie. Pójdę po nią.
To sen... To na pewno jakiś pieprzony sen! Teraz tylko wystarczy się obudzić. No, dalej Ania. Potrafisz, dasz radę...
Najpierw oni... teraz babcia... Nie! Zdrowie pani Leny jest teraz najważniejsze! Ja w tym momencie nie jestem ważna... Nie mogę jej pokazać, że coś się stało, że coś jest nie tak, jak być powinno. Mimo, iż to sprawia mi ogromny ból... Cały czas byłam oszukiwana...
- Ania, będzie dobrze. Zobaczysz. Zawiozę cię do babci - powiedziała Emma, dwudziesto trzy letnia córka pani Margaret.
Przez głowę przetaczały mi się najczarniejsze scenariusze. Nikomu już nie zaufam. Nikogo nie obdarzę tym ryzykownym uczuciem. Liczy się tylko moja babcia. Nie mam ochoty żyć i tak okropnie cierpieć... Tak bardzo martwiło mnie pytanie, co teraz będzie?
__________
Rozdział dodany na nowo, po poprawkach technicznych :)
♥♥♥