środa, 15 maja 2013

Rozdział 24

                 Niechętnie pokiwałam głową. Chłopak podniósł mnie i posadził na ławce. Następnie przykucną i spojrzał na moją stopę, z której skapywały kropelki krwistej cieczy. Na jego twarzy malował się strach. Czułam się tak okropnie głupio. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Musimy jechać do szpitala – powiedział patrząc na mnie z troską.
Spojrzałam na niego błagalnie. Ostatnim miejscem, gdzie chciałam teraz pojechać, był szpital. Przywoływał on zbyt dużo wspomnień…
- Nie ma innego wyjścia. Wezmę cię na ręce i zaniosę do samochodu.
Zrezygnowana spuściłam wzrok. Chłopak delikatnie wsunął prawą rękę pod moje kolana, a drugą objął w talii. Podniósł mnie ostrożnie i spojrzał mi w oczy.
- Będzie dobrze – wyszeptał i chciał musnąć moje usta, lecz ja wtuliłam się w jego ramię.
Nie zasługiwałam na jego pomoc. Ani trochę. Gdybym użyła tego, co mam pod czaszką nic bym sobie nie zrobiła i teraz cała i zdrowa siedziałabym w moim pokoju!! Czułam się dla niego ciężarem. Przez głowę przeszła mi nawet myśl, by wyjechać stąd i dać mu spokój; uwolnić go od problemu, którym czasami się stawałam. Lecz natychmiast to odrzucałam. Nie potrafiłabym od tak zniknąć.
Kiedy doszliśmy do samochodu, Jay posadził mnie z przodu na miejscu pasażera, a sam podbiegł do Seev’a, który zjawił się nie wiadomo skąd. Po chwili chłopak wrócił i udaliśmy się do szpitala. Na miejscu chłopak ponownie wziął mnie na ręce i weszliśmy do środka. Na nasz widok zbiegło się kilka pielęgniarek, które w sekundzie usadowiły mnie na wózku i zabrały do jakiegoś pomieszczenia. W ostatniej chwili zdążyłam spojrzeć na Loczka ze strachem, tym samym błagając, by mnie nie zostawiał. Byłam sama. Wszyscy gdzieś się ulotnili. To działo sie trochę zbyt szybko. Wzrokiem pochłaniałam białe, zimne ściany pokoju, gdy nagle drzwi uchyliły się i ujrzałam lekarza w asyście dwóch pielęgniarek, który przeglądał jakieś papiery. Kiedy zorientował się, że ma pacjentkę, podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Dzień dobry. Z jaką dolegliwością pani… Czemu nikt mi nie powiedział, że ona jest ranna?! – krzyknął patrząc na powiększającą się na podłodze kałużę krwi – Proszę ułożyć pacjentkę na kozetkę, szybko!
Pielęgniarki obudziły się i sprawnie wykonały polecenie lekarza. Resztę wydarzeń obserwowałam przez stopniowo zagęszczającą się mgłę, aż w końcu całkiem straciłam świadomość.

                 Przekręciłam głowę i zmrużyłam oczy. Powoli przyzwyczajałam się do aktualnie przyjętej pozycji. Leżałam. W lewej ręce tkwił wenflon. Prawą dłonią dotknęłam twarzy i przetarłam oczy, po czym powoli je otworzyłam. Cztery białe ściany i ja sama… Chociaż, nie. Za szklanymi drzwiami nerwowo krążyła grupka chłopaków. Delikatnie, podpierając się na łokciach, podniosłam się i spojrzałam na lewą stopę. Owinięta była masą bandaży, za to prawa zaledwie jednym.
- No tak – mruknęłam przywołując wspomnienia.
Ponownie spadło na mnie to poczucie winy… Wtuliłam głowę w poduszkę i starałam się nie rozpłakać. W kółko analizowałam moje zachowanie, za każdym razem dochodząc do jednego wniosku - postąpiłam nieco jak egoistka. Nie myślałam o tym, że pociągnę za sobą takie konsekwencje. Nie myślałam o niczym.
Powoli przekręciłam się na lewy bok. Ktoś na korytarzu zauważył mój ruch i natychmiast przylgnął do drzwi. Spojrzałam w jego kierunku i rozpoznałam Sivę. Chłopak uśmiechnął się ciepło, a do sali weszła pielęgniarka dając mu znak, żeby zaczekał. Mulat odsunął się.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się – Jak się pani czuje?
- Emm… bywało lepiej – odpowiedziałam podnosząc się.
Kobieta sprawdziła wszystkie parametry na monitorze stojącym obok mojego łóżka, zmieniła kroplówkę i wyszła, wpuszczając piątkę chłopaków. Gdyby nie moja bezmyślność, nie byłoby ich tutaj. Mimo to, cieszyłam się, że jest taki ktoś, kto się o mnie choć trochę martwi.
- Jak się czujesz? – Max powtórzył pytanie pielęgniarki.
- Dobrze – odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
- Na pewno…? – dociekał Seev.
Nerwowo skubałam kant kolorowej kołdry, którą byłam przykryta.
- Chłopaki… Przepraszam was za moje zachowanie – powiedziałam po chwili namysłu – Nie powinnam uciekać… Gdybym pomyślała, nie było was tutaj… Ja…
- Nawet tak nie myśl! – przerwał mi Tom – Przecież cię rozumiemy. Wiemy, jak było z twoimi rodzicami.
Spojrzałam w jego kierunku, lecz mój wzrok zamiast na nim, spoczął na błękitnych oczach Loczka.
- Nie zadręczaj się… Każdy reaguje inaczej, a ty od początku nie chciałaś ich znać… - powiedział.
Uśmiechnęłam się. On naprawdę mnie rozumiał.
- Lekarz powiedział, że pojutrze będziesz mogła wrócić do domu – oświadczył Nath zmieniając temat.
- Do domu, czyli do nas – wyszczerzył się Max.
- Nie rozumiem…
- Jay ci wszystko wyjaśni – powiedział Tom – to był jego pomysł.
- My… pójdziemy coś załatwić, prawda chłopaki? – powiedział porozumiewawczo Seev, patrząc na Jay'a.
- Tak, tak – odpowiedzieli chórem i opuścili pomieszczenie, zostawiając mnie sam na sam z Loczkiem.
- Lekarz powiedział, że aby twoja stopa prawidłowo się zrosła, nie powinnaś chodzić przez tydzień.
- Tydzień? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Dlatego chcę, abyś zamieszkała u nas – powiedział stanowczo.
- Nie…  Jay, ja nie… Wiesz jak ja się teraz czuję? Jest mi tak źle… po prostu okropnie! Przez te moją zadrapaną psychikę dzieją się takie rzeczy! A później ktoś musi się mną zajmować…
Chłopak patrzył na mnie, jakby usłyszał coś, co było oczywiste, ale jakoś o tym nie pomyślał.
- Mogłem się domyślić, że tak myślisz… Wiem, że wolisz być w pełni samodzielna, ale w tym wypadku tak się nie da. Potrzebujesz naszej pomocy – powiedział chwytając moją dłoń – Ania… Jesteś dla mnie kimś ważnym i chcę ci pomóc.
Słuchałam go mając w oczach łzy. Wszystkie moje negatywne myśli wyparowały, wszystkie te wątpliwości, po prostu zniknęły. Zrozumiałam, że on ma rację. Potrzebuję go. Potrzebuję ich.
- Przepraszam, ale pacjentka powinna odpoczywać – powiedziała wchodząca do sali pielęgniarka.
- Pani ma rację. Wpadniemy jutro – uśmiechnął się i wyszedł.
Ze smutkiem podążałam za nim wzrokiem. Nie chciałam, by mnie zostawiał. Nie powiedziałam mu wszystkiego… Czułam, że coś jest nie tak. Wtedy na cmentarzu… Uraziłam go odsuwając się…


- Jay, co jest? – zapytał Seev, od godziny analizując każdy mój ruch.
Spojrzałem w przestrzeń za oknem. Padał deszcz. Nic nowego, taka pogoda, to codzienność w Londynie. Ponuro, mokro…
- Jay.
- Hmm, mówiłeś coś?
Mulat spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Pytałem, co cię gryzie.
- Ja… Nie wiem nawet, jak to powiedzieć. Na cmentarzu chciałem ją pocałować. Wiem, że zagalopowałem się w tej sytuacji, ale… ona odsunęła się.
- Jay… Ostatnio w jej życiu wydarzyło się bardzo dużo. Śmiem twierdzić, że aż za dużo. Teraz to przekłada się na jej zachowanie. Daj jej czas.
- Masz rację… Wiedziałem to, ale potrzebowałem usłyszeć to od kogoś – odpowiedziałem po chwili namysłu.
- Wszystko się ułoży. Nie martw się – Seev poklepał mnie po plecach – przestań się już zamartwiać.
Poczułem się lepiej. Siva ma rację. Ania jest wyjątkową dziewczyną, która niestety dopiero teraz otworzyła się na ludzi i po części przeze mnie niezbyt dobrze się to zaczęło. Przysiągłem sobie, że takie coś nigdy więcej się nie powtórzy.


                 Następnego dnia, wcześnie rano przyszła do mnie młoda dziewczyna. Nie wyglądała na pracownika szpitala – była mniej więcej w moim wieku.
- Cześć – uśmiechnęła się – zabieram cię na zmianę opatrunku.
Przetarłam zaspane oczy i lekko się uśmiechnęłam. Niezdarnie się przeciągnęłam, a dziewczyna przyprowadziła wózek. Powoli pomogła mi na nim usiąść i zabrała mnie na dyżurkę. Ustawiła mnie obok półki z różnymi lekami i zaczęła przygotowywać nowy opatrunek. Dopiero teraz miałam okazję, by dokładniej jej się przyjrzeć. Była niewiele niższa ode mnie, miała brązowe włosy spięte w starannie uczesanego koka. Ubrana była w jasne spodnie w moim ulubionym kolorze i ciemnobeżową bluzkę. Na to wszystko założony nieco przyduży biały fartuch. Tylko, co ona tu robi? A szkoła? Ciekawość była silniejsza ode mnie i wreszcie zadałam pytanie:
- Pracujesz tu? – wypaliłam jak z procy i zorientowałam się, że zabrzmiało to, jak pytanie ciekawego świata dziecka.
Dziewczyna spojrzała na mnie nieco zakłopotana, lecz uśmiechnęła się i odpowiedziała.
- Niestety nie. Coś w rodzaju… praktyk. To mój ostatni tydzień.
- Chciałabyś tu pracować?
- Nie wiem, choć medycyna trochę mnie kręci. Bardziej wolałabym być ratownikiem. Może WOPR, może… O, wybacz. Rozgadałam się.
Dziewczyna zarumieniła się i ostrożnie zaczęła zdejmować stary bandaż.
- Nie! Wcale nie – uśmiechnęłam się – Em, jestem Ania – wyciągnęłam rękę.
Praktykantka spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem.
- Patrycja – uścisnęła mi dłoń, uprzednio wycierając rękę w fartuch.
Dopiero teraz spostrzegłam przyczepioną plakietkę na lewej kieszonce „Szpital Kliniczny w Londynie. Patrycja Evans. Wolontariat w ramach praktyk.”
- A może TOPR? – dokończyłam przerwaną wcześniej wypowiedź dziewczyny.
- Muszę się jeszcze zastanowić – uśmiechnęła się serdecznie – Masz szczęście. Być najmłodszą siostrą pięciu dorosłych braci – powiedziała ostrożnie odklejając opatrunek.
- Emm. Chciałabym być ich siostrą – Patrycja spojrzała na mnie z zaciekawieniem. Przeczuwała, że za naszą znajomością kryje się ciekawa historia – Jesteśmy przyjaciółmi. Przebywając z nimi, ani trochę nie odczuwam, że są sławni. Gdy się poznaliśmy, nie… Po prostu, lubię ich.
- Czemu przerwałaś? – zapytała z ledwo wyczuwalnym smutkiem w głosie.
- Nie będę cię zanudzać. Zresztą… pewnie masz dużo pracy, nie chcę cię zatrzymywać.
- Obudziłam cię tak wcześnie, bo byłaś jedyną – jak na razie – przypisaną mi dziś pacjentką – mówiła, misternie bandażując mi stopę – Chciałam, że tak powiem „mieć cię z głowy” i wyskoczyć gdzieś na miasto, ale coś tak czuję, że ta historia będzie dużo ciekawsza od nudnych zakupów – powiedziała posyłając mi szczery uśmiech.
W sekundzie poczułam, że tej oto dziewczynie, którą znam od zaledwie kilkudziesięciu minut mogę zaufać i opowiedzieć o sobie wszystko.
- No dobrze – ucieszyłam się i wróciłyśmy do mojej sali.

__________
Patrycja Evans (18l.) - miła, sympatyczna dziewczyna. Od urodzenia mieszka w Londynie, swoją przyszłość wiąże z medycyną. Odbywając praktyki poznaje główną bohaterkę, z którą - jak się później okaże - połączy ją prawdziwa przyjaźń. Pozytywnie nastawiona do świata, lecz twardo stąpa po ziemi i wie co w życiu jest najważniejsze. Nie kręci ją uganianie się za chłopakami. Tylko raz zaangażowała się poważny związek, lecz stwierdziła, że to beznadziejna sprawa - co wcale nie oznacza, że nie lubi sobie powzdychać do przystojnych aktorów jej ulubionych filmów.
***
Chciałam dodać w sobotę, ale nie wyszło :/ Dziękuję, że czytacie. Dzięki Wam i Waszym wspaniałym komentarzom wiem, że warto to pisać ;).
Alejandra Shadowhunters - nie przepraszaj mnie! Wręcz przeciwnie ;)_ To dobrze, że mnie poganiałaś, bo po części to Twoja zasługa, że się tak zmotywowałam ;* Dziękuję! ;*
Rozdział dla Patrycji ;* Której dziękuję za pomysł ;)
Jeszcze raz dziękuję za to, że po prostu jesteście ;). Czytam wasze blogi, są wspaniałe <3


♥♥♥

6 komentarzy:

  1. JAK ZAWSZE BOSKI :*
    SZYBICUTKO, MIGUSIEM PISZ NASTĘPNY <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę już następny rozdział, albo będę płakać. Jak zwykle wspaniały rozdział, kawał świetnej roboty.

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahhaha- to bosko, jeśli cię w jakiś sposób zmotywowałam xd
    hahah - jaram się .
    Co do rozdziału - jak zawsze ciekawy i pełen zaskakujących zwrotów akcji xd
    To dobrze, że znalazłam przyjaciółkę- kobietę, bo z chłopakami czasem można dostać na głowę xD
    Jay : Ceep calm and love Ania so much ! <3
    czekam na nn.
    i spamik xD
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Nawet nie wiesz jak bardzo lubię twoje blogi. Czekam na następny rozdział. W wolnym czasie zapraszam na moje opowiadanie http://dont-live-in-black-and-white.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje, że Jay będzie z Anią. <3 Super rozdział.
    [come-down-with-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej
    Nominowałam cię do Versalite Blogger Award.
    Więcej u mnie: http://nieskreslajwszystkiego.blogspot.com/2013/05/versalite-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń

Neva Bajkowe Szablony