- Musimy jechać do szpitala – powiedział patrząc na mnie
z troską.
Spojrzałam na niego błagalnie. Ostatnim miejscem, gdzie
chciałam teraz pojechać, był szpital. Przywoływał on zbyt dużo wspomnień…
- Nie ma innego wyjścia. Wezmę cię na ręce i zaniosę do
samochodu.
Zrezygnowana spuściłam wzrok. Chłopak delikatnie wsunął
prawą rękę pod moje kolana, a drugą objął w talii. Podniósł mnie ostrożnie i
spojrzał mi w oczy.
- Będzie dobrze – wyszeptał i chciał musnąć moje usta,
lecz ja wtuliłam się w jego ramię.
Nie zasługiwałam na jego pomoc. Ani trochę. Gdybym użyła
tego, co mam pod czaszką nic bym sobie nie zrobiła i teraz cała i zdrowa
siedziałabym w moim pokoju!! Czułam się dla niego ciężarem. Przez głowę
przeszła mi nawet myśl, by wyjechać stąd i dać mu spokój; uwolnić go od
problemu, którym czasami się stawałam. Lecz natychmiast to odrzucałam. Nie
potrafiłabym od tak zniknąć.
Kiedy doszliśmy do samochodu, Jay posadził mnie z przodu
na miejscu pasażera, a sam podbiegł do Seev’a, który zjawił się nie wiadomo
skąd. Po chwili chłopak wrócił i udaliśmy się do szpitala. Na miejscu chłopak
ponownie wziął mnie na ręce i weszliśmy do środka. Na nasz widok zbiegło się
kilka pielęgniarek, które w sekundzie usadowiły mnie na wózku i zabrały do
jakiegoś pomieszczenia. W ostatniej chwili zdążyłam spojrzeć na Loczka ze
strachem, tym samym błagając, by mnie nie zostawiał. Byłam sama. Wszyscy gdzieś
się ulotnili. To działo sie trochę zbyt szybko. Wzrokiem pochłaniałam białe,
zimne ściany pokoju, gdy nagle drzwi uchyliły się i ujrzałam lekarza w asyście
dwóch pielęgniarek, który przeglądał jakieś papiery. Kiedy zorientował się, że
ma pacjentkę, podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Dzień dobry. Z jaką dolegliwością pani… Czemu nikt mi
nie powiedział, że ona jest ranna?! – krzyknął patrząc na powiększającą się na
podłodze kałużę krwi – Proszę ułożyć pacjentkę na kozetkę, szybko!
Pielęgniarki obudziły się i sprawnie wykonały polecenie
lekarza. Resztę wydarzeń obserwowałam przez stopniowo zagęszczającą się mgłę,
aż w końcu całkiem straciłam świadomość.
Przekręciłam głowę i zmrużyłam oczy. Powoli przyzwyczajałam się do
aktualnie przyjętej pozycji. Leżałam. W lewej ręce tkwił wenflon. Prawą dłonią
dotknęłam twarzy i przetarłam oczy, po czym powoli je otworzyłam. Cztery białe
ściany i ja sama… Chociaż, nie. Za szklanymi drzwiami nerwowo krążyła grupka
chłopaków. Delikatnie, podpierając się na łokciach, podniosłam się i spojrzałam
na lewą stopę. Owinięta była masą bandaży, za to prawa zaledwie jednym.
- No tak – mruknęłam przywołując wspomnienia.
Ponownie spadło na mnie to poczucie winy… Wtuliłam głowę
w poduszkę i starałam się nie rozpłakać. W kółko analizowałam moje zachowanie,
za każdym razem dochodząc do jednego wniosku - postąpiłam nieco jak egoistka.
Nie myślałam o tym, że pociągnę za sobą takie konsekwencje. Nie myślałam o
niczym.
Powoli przekręciłam się na lewy bok. Ktoś na korytarzu
zauważył mój ruch i natychmiast przylgnął do drzwi. Spojrzałam w jego kierunku
i rozpoznałam Sivę. Chłopak uśmiechnął się ciepło, a do sali weszła pielęgniarka
dając mu znak, żeby zaczekał. Mulat odsunął się.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się – Jak się pani czuje?
- Emm… bywało lepiej – odpowiedziałam podnosząc się.
Kobieta sprawdziła wszystkie parametry na monitorze
stojącym obok mojego łóżka, zmieniła kroplówkę i wyszła, wpuszczając piątkę
chłopaków. Gdyby nie moja bezmyślność, nie byłoby ich tutaj. Mimo to, cieszyłam
się, że jest taki ktoś, kto się o mnie choć trochę martwi.
- Jak się czujesz? – Max powtórzył pytanie pielęgniarki.
- Dobrze – odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
- Na pewno…? – dociekał Seev.
Nerwowo skubałam kant kolorowej kołdry, którą byłam
przykryta.
- Chłopaki… Przepraszam was za moje zachowanie –
powiedziałam po chwili namysłu – Nie powinnam uciekać… Gdybym pomyślała, nie
było was tutaj… Ja…
- Nawet tak nie myśl! – przerwał mi Tom – Przecież cię
rozumiemy. Wiemy, jak było z twoimi rodzicami.
Spojrzałam w jego kierunku, lecz mój wzrok zamiast na
nim, spoczął na błękitnych oczach Loczka.
- Nie zadręczaj się… Każdy reaguje inaczej, a ty od początku
nie chciałaś ich znać… - powiedział.
Uśmiechnęłam się. On naprawdę mnie rozumiał.
- Lekarz powiedział, że pojutrze będziesz mogła wrócić do
domu – oświadczył Nath zmieniając temat.
- Do domu, czyli do nas – wyszczerzył się Max.
- Nie rozumiem…
- Jay ci wszystko wyjaśni – powiedział Tom – to był jego
pomysł.
- My… pójdziemy coś załatwić, prawda chłopaki? –
powiedział porozumiewawczo Seev, patrząc na Jay'a.
- Tak, tak – odpowiedzieli chórem i opuścili
pomieszczenie, zostawiając mnie sam na sam z Loczkiem.
- Lekarz powiedział, że aby twoja stopa prawidłowo się
zrosła, nie powinnaś chodzić przez tydzień.
- Tydzień? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Dlatego chcę, abyś zamieszkała u nas – powiedział stanowczo.
- Nie… Jay, ja nie…
Wiesz jak ja się teraz czuję? Jest mi tak źle… po prostu okropnie! Przez te
moją zadrapaną psychikę dzieją się takie rzeczy! A później ktoś musi się mną
zajmować…
Chłopak patrzył na mnie, jakby usłyszał coś, co było
oczywiste, ale jakoś o tym nie pomyślał.
- Mogłem się domyślić, że tak myślisz… Wiem, że wolisz być w
pełni samodzielna, ale w tym wypadku tak się nie da. Potrzebujesz naszej pomocy
– powiedział chwytając moją dłoń – Ania… Jesteś dla mnie kimś ważnym i chcę ci
pomóc.
Słuchałam go mając w oczach łzy. Wszystkie moje negatywne
myśli wyparowały, wszystkie te wątpliwości, po prostu zniknęły. Zrozumiałam, że
on ma rację. Potrzebuję go. Potrzebuję ich.
- Przepraszam, ale pacjentka powinna odpoczywać –
powiedziała wchodząca do sali pielęgniarka.
- Pani ma rację. Wpadniemy jutro – uśmiechnął się i
wyszedł.
Ze smutkiem podążałam za nim wzrokiem. Nie chciałam, by
mnie zostawiał. Nie powiedziałam mu wszystkiego… Czułam, że coś jest nie tak. Wtedy
na cmentarzu… Uraziłam go odsuwając się…
- Jay, co jest? – zapytał Seev, od godziny analizując
każdy mój ruch.
Spojrzałem w przestrzeń za oknem. Padał deszcz. Nic nowego,
taka pogoda, to codzienność w Londynie. Ponuro, mokro…
- Jay.
- Hmm, mówiłeś coś?
Mulat spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Pytałem, co cię gryzie.
- Ja… Nie wiem nawet, jak to powiedzieć. Na cmentarzu chciałem
ją pocałować. Wiem, że zagalopowałem się w tej sytuacji, ale… ona odsunęła się.
- Jay… Ostatnio w jej życiu wydarzyło się bardzo dużo. Śmiem
twierdzić, że aż za dużo. Teraz to przekłada się na jej zachowanie. Daj jej
czas.
- Masz rację… Wiedziałem to, ale potrzebowałem
usłyszeć to od kogoś – odpowiedziałem po chwili namysłu.
- Wszystko się ułoży. Nie martw się – Seev poklepał mnie
po plecach – przestań się już zamartwiać.
Poczułem się lepiej. Siva ma rację. Ania jest wyjątkową
dziewczyną, która niestety dopiero teraz otworzyła się na ludzi i po części
przeze mnie niezbyt dobrze się to zaczęło. Przysiągłem sobie, że takie coś
nigdy więcej się nie powtórzy.
Następnego dnia, wcześnie rano przyszła do mnie młoda dziewczyna. Nie wyglądała na pracownika szpitala – była mniej więcej w moim wieku.
- Cześć – uśmiechnęła się – zabieram cię na zmianę
opatrunku.
Przetarłam zaspane oczy i lekko się uśmiechnęłam. Niezdarnie
się przeciągnęłam, a dziewczyna przyprowadziła wózek. Powoli pomogła mi na nim
usiąść i zabrała mnie na dyżurkę. Ustawiła mnie obok półki z różnymi lekami i
zaczęła przygotowywać nowy opatrunek. Dopiero teraz miałam okazję, by
dokładniej jej się przyjrzeć. Była niewiele niższa ode mnie, miała brązowe
włosy spięte w starannie uczesanego koka. Ubrana była w jasne spodnie w moim
ulubionym kolorze i ciemnobeżową bluzkę. Na to wszystko założony nieco przyduży
biały fartuch. Tylko, co ona tu robi? A szkoła? Ciekawość była silniejsza ode
mnie i wreszcie zadałam pytanie:
- Pracujesz tu? – wypaliłam jak z procy i zorientowałam
się, że zabrzmiało to, jak pytanie ciekawego świata dziecka.
Dziewczyna spojrzała na mnie nieco zakłopotana, lecz
uśmiechnęła się i odpowiedziała.
- Niestety nie. Coś w rodzaju… praktyk. To mój ostatni
tydzień.
- Chciałabyś tu pracować?
- Nie wiem, choć medycyna trochę mnie kręci. Bardziej wolałabym
być ratownikiem. Może WOPR, może… O, wybacz. Rozgadałam się.
Dziewczyna zarumieniła się i ostrożnie zaczęła zdejmować
stary bandaż.
- Nie! Wcale nie – uśmiechnęłam się – Em, jestem Ania –
wyciągnęłam rękę.
Praktykantka spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem.
- Patrycja – uścisnęła mi dłoń, uprzednio wycierając rękę
w fartuch.
Dopiero teraz spostrzegłam przyczepioną plakietkę na
lewej kieszonce „Szpital Kliniczny w
Londynie. Patrycja Evans. Wolontariat w ramach praktyk.”
- A może TOPR? – dokończyłam przerwaną wcześniej
wypowiedź dziewczyny.
- Muszę się jeszcze zastanowić – uśmiechnęła się
serdecznie – Masz szczęście. Być najmłodszą siostrą pięciu dorosłych braci –
powiedziała ostrożnie odklejając opatrunek.
- Emm. Chciałabym być ich siostrą – Patrycja spojrzała na
mnie z zaciekawieniem. Przeczuwała, że za naszą znajomością kryje się ciekawa
historia – Jesteśmy przyjaciółmi. Przebywając z nimi, ani trochę nie odczuwam,
że są sławni. Gdy się poznaliśmy, nie… Po prostu, lubię ich.
- Czemu przerwałaś? – zapytała z ledwo wyczuwalnym
smutkiem w głosie.
- Nie będę cię zanudzać. Zresztą… pewnie masz dużo pracy,
nie chcę cię zatrzymywać.
- Obudziłam cię tak wcześnie, bo byłaś jedyną – jak na
razie – przypisaną mi dziś pacjentką – mówiła, misternie bandażując mi stopę –
Chciałam, że tak powiem „mieć cię z głowy” i wyskoczyć gdzieś na miasto, ale coś
tak czuję, że ta historia będzie dużo ciekawsza od nudnych zakupów –
powiedziała posyłając mi szczery uśmiech.
W sekundzie poczułam, że tej oto dziewczynie, którą znam
od zaledwie kilkudziesięciu minut mogę zaufać i opowiedzieć o sobie wszystko.
- No dobrze – ucieszyłam się i wróciłyśmy do mojej sali.
__________
Patrycja Evans (18l.) - miła, sympatyczna dziewczyna. Od urodzenia mieszka w Londynie, swoją przyszłość wiąże z medycyną. Odbywając praktyki poznaje główną bohaterkę, z którą - jak się później okaże - połączy ją prawdziwa przyjaźń. Pozytywnie nastawiona do świata, lecz twardo stąpa po ziemi i wie co w życiu jest najważniejsze. Nie kręci ją uganianie się za chłopakami. Tylko raz zaangażowała się poważny związek, lecz stwierdziła, że to beznadziejna sprawa - co wcale nie oznacza, że nie lubi sobie powzdychać do przystojnych aktorów jej ulubionych filmów.
***
Chciałam dodać w sobotę, ale nie wyszło :/ Dziękuję, że czytacie. Dzięki Wam i Waszym wspaniałym komentarzom wiem, że warto to pisać ;).
Alejandra Shadowhunters - nie przepraszaj mnie! Wręcz przeciwnie ;)_ To dobrze, że mnie poganiałaś, bo po części to Twoja zasługa, że się tak zmotywowałam ;* Dziękuję! ;*
Rozdział dla Patrycji ;* Której dziękuję za pomysł ;)
Jeszcze raz dziękuję za to, że po prostu jesteście ;). Czytam wasze blogi, są wspaniałe <3
♥♥♥
JAK ZAWSZE BOSKI :*
OdpowiedzUsuńSZYBICUTKO, MIGUSIEM PISZ NASTĘPNY <3
Ja chcę już następny rozdział, albo będę płakać. Jak zwykle wspaniały rozdział, kawał świetnej roboty.
OdpowiedzUsuńhahahhaha- to bosko, jeśli cię w jakiś sposób zmotywowałam xd
OdpowiedzUsuńhahah - jaram się .
Co do rozdziału - jak zawsze ciekawy i pełen zaskakujących zwrotów akcji xd
To dobrze, że znalazłam przyjaciółkę- kobietę, bo z chłopakami czasem można dostać na głowę xD
Jay : Ceep calm and love Ania so much ! <3
czekam na nn.
i spamik xD
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com
Super rozdział. Nawet nie wiesz jak bardzo lubię twoje blogi. Czekam na następny rozdział. W wolnym czasie zapraszam na moje opowiadanie http://dont-live-in-black-and-white.blogspot.co.uk/
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że Jay będzie z Anią. <3 Super rozdział.
OdpowiedzUsuń[come-down-with-love.blogspot.com]
Hej
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Versalite Blogger Award.
Więcej u mnie: http://nieskreslajwszystkiego.blogspot.com/2013/05/versalite-blogger-award.html