sobota, 4 maja 2013

Rozdział 23

- NIE!!! – krzyknęłam zrywając się do pozycji siedzącej.
Wokół mnie ciemność… Jest noc…
- Co się stało? – zapytał Jay zaspanym głosem.
Zaczęłam łapczywie oddychać. Byłam mokra od potu, a po moim czole spływały kropelki cieczy… Dłońmi nerwowo gniotłam kołdrę.
- Ania?
- To sen… Tylko sen…
Chłopak zapalił lampkę stojącą na stoliku przy łóżku.
- Co się stało? – zapytał ponownie łapiąc mnie za ręce – Spójrz na mnie.
Nic do mnie nie docierało. Z moich oczu wypłynęły słone krople. Jay chwycił mój podbródek i spojrzał mi w oczy.
- Spokojnie.
Gdy tylko pomyślałam o tym, że on miałby być moim bratem… Rozpłakałam się i wtuliłam w niego.
- To był tylko sen… Jestem tu, nie płacz. Nic ci nie grozi.
- Śniło mi się…, że moi rodzice mnie odnaleźli…, a ty na ich widok zapytałeś… co tu robią twoi rodzice!
Chłopak mocniej mnie przytulił.
- Nie płacz…
Pod wpływem jego dotyku nieco się uspokoiłam.
- Lepiej? – zapytał, lekko odsuwając mnie od siebie.
Pokiwałam głową.
- Wolisz posiedzieć, czy chcesz iść spać?
- Połóżmy się – wyszeptałam i chłopak zgasił światło.
Nic to nie dało, bo i tak nie mogłam zasnąć. Bałam się, że gdy zamknę oczy, koszmar ponownie mi się przyśni. Wyswobodziłam się z objęć Loczka i po cichu wyszłam na balkon. Moje ciało przeszyła fala chłodnego powietrza. Przejechałam ręką po ramieniu i podeszłam do betonowej barierki. Oparłam się o nią i spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. Na myśl o babci moje oczy zaszły mgłą.
Babciu, nie pozwól, żeby mnie odnaleźli… Nie chcę tego… Bez nich jest mi dobrze… Za to ciebie mi tak bardzo brakuje… Nie wiem, co robić. Nie wiem, co będzie dalej… Boję się czekającej mnie przyszłości…
Wspomnienia wszystkich wspólnych chwil spędzonych z najbliższą mi osobą poruszyły moje serce. Do oczu napłynęły łzy, by po chwili przeciąć moje policzki mokrą smugą.
- Co się dzieje? – usłyszałam za sobą głos i natychmiast się obejrzałam.
W drzwiach balkonu stał Jay, którego ciało oświetlał blask księżyca, idealnie zarysowując każde, nawet najmniejsze zagłębienie na jego twarzy. Na ten widok przeszedł mnie dreszcz. Nie chciałam, by zobaczył, że coś mnie gryzie; że nie jest tak, jak być powinno. Odwróciłam się, by uniknąć jego przenikliwe spojrzenie.
- Nic… A co ma się dziać? – odpowiedziałam bez przekonania.
Chłopak podszedł i tak, jak ja oparł się o barierkę.
- Chodzi o sen? – zapytał ze spokojem.
Czemu ja jestem tak przewidywalna? Nie będę go martwić. Nie chcę go martwić!
- Skądże.
- W takim razie, co tu robisz w środku nocy?
- Chciałam… się przewietrzyć… – wciąż nie odwracałam głowy.
Czułam na sobie jego wzrok. O nie. Jeśli popatrzy mi w oczy, będzie wiedział…
- Spójrz na mnie.
Nie odwrócę się. Za nic!
- Jakoś tak… zimno się zrobiło, no nie? Wrócę do łóżka – odpowiedziałam wymijająco i ruszyłam do pokoju, lecz Jay zatrzymał mnie, chwytając w talii. No to koniec…
- Widzę, że coś cię gryzie – powiedział spokojnie.
Spuściłam głowę. Chłopak delikatnie chwycił mój podbródek i uniósł do góry tak, bym wreszcie spojrzała mu w oczy. Jego wzrok analizował każdą zmianę mojej twarzy. Nie mogłam się ruszyć. Do oczu napływały mi łzy, a ja sama robiłam wszystko, by tam pozostały.
- Czemu się boisz… - zapytał.
On już wszystko wie. Nie ma sensu kłamać… Moje oczy zdradziły mu wszystko.
- Ja nie chcę ich znać… Nie chcę, by mnie odnaleźli… Nie chcę, żeby w ogóle mnie szukali! – krzyknęłam, ponownie zanosząc się płaczem.
Jay przytulił mnie mocno.
- Nie myśl o tym. Wiem, że to trudne, ale spróbuj. Zawsze będę po twojej stronie i jeśli nie chcesz, by twoi biologiczni rodzice cię odnaleźli, nie dopuszczę do tego.
Pod wpływem tych słów uspokoiłam się. Serce zwolniło tempo pompowanej krwi, a oddech powrócił do normalnej częstotliwości.
- Dziękuję – wyszeptałam.
Chłopak uśmiechnął się ciepło i wróciliśmy do pokoju. Położyłam się, a Jay przysunął mnie do siebie. Czułam bicie jego serca. Było ono niczym kołysanka, dzięki której spokojnie mogłam zasnąć.


                  Gdy się obudziłam, wspomnienia z wczorajszej nocy powróciły i ponownie ogarnął mnie strach. Przetarłam oczy i zauważyłam, że nie ma obok mnie Jay’a. Lekko zaniepokojona wygramoliłam się z łóżka i założywszy puchate pantofle zeszłam na parter. Niepewnie uchyliłam drzwi kuchni i zobaczyłam Loczka przygotowującego śniadanie. Uśmiechnęłam się do siebie i usiadłam przy stole.
- Już nie śpisz? – zapytał odwracając się.
- Już nie – odpowiedziałam wpatrując się w przestrzeń za oknem.
- Nadal o nich myślisz? – zapytał przysuwając mi talerz z omletem.
Spojrzałam na danie. Właśnie otwierałam usta, by coś powiedzieć, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Podniosłam wzrok na chłopaka i z niepokojem wyszłam z kuchni. Biorąc głęboki wdech chwyciłam klamkę i gdy otworzyłam drzwi, zamarłam. Moje serce zaczęło walić, jak oszalałe, a w głowie powoli rodził się plan ucieczki.
- Dzień dobry. Czy mieszka tu pani Anna Blake? – usłyszałam głos kobiety.
Stojący obok niej mężczyzna uśmiechał się dziwnie. Cofnęłam się. To nie może być prawda. Ten koszmar… to tylko sen. A to teraz… Oni nie mieli prawa mnie znaleźć.
Do holu wszedł zdezorientowany Jay. Tak, jak we śnie… Nie… Tylko nie… On nie jest ich synem!! Oni nie są moimi rodzicami!!
- Ania, co się…
- To nie dzieje się naprawdę… - powiedziałam jak zahipnotyzowana, wpatrując się w dwójkę obcych mi osób.
Loczek również spojrzał w ich stronę, a po chwili jego wzrok ponownie spoczął na mnie.
- Ania, spokojnie. To na pewno nie są…
- Nie!! – krzyknęłam cofając się i tylnymi drzwiami wybiegłam z domu.
Przeskoczyłam płot raniąc się w lewą stopę, lecz nawet to nie było w stanie mnie zatrzymać. Wybiegłam na chodnik i co sił w nogach uciekałam, by znaleźć się jak najdalej od nich. Mijałam zdziwionych przechodniów, nie zważając na to, jak wyglądam, ani na ostre kamienie, które z łatwością przecinały skórę moich stóp. Gdy dotarłam w najbardziej spokojne miejsce, otarłam łzy i usiadłam na znanej mi ławce pod potężnym drzewem.


- Seev potrzebuję pomocy – powiedziałem zdenerwowany trzymając w ręku komórkę.
- Co się sta…
- Gdzie Ania najczęściej przebywa? Gdzie…
- Człowieku, o co ci chodzi?!
- Gdzie mogłaby uciec?!
- Uciec?!
- Seev skup się!
- Jak mam ci pomóc, gdy nie mam zielonego pojęcia o co ci chodzi!!
- Uh… Zjawili się dzisiaj jacyś ludzie… prawdopodobnie są to rodzice Ani. Dobrze wiesz, że ona nie chce ich znać i gdy oni o nią zapytali uciekła. Próbowałem ją zat…
- Mogła pobiec do parku!
- Za dużo ludzi się tam kręci. Jeśli coś jej się stało? To moja wina! Czemu nie mogę nic zrobić?!
- Jay! Uspokój się! Pomyślmy jak ona, spróbujmy się postawić w jej sytuacji. Uh… Na jej miejscu chciałbym być teraz sam.
- Cmentarz! Seev, jesteś wielki.
- Emm…, nieważne. Ja pojadę do parku, by upewnić się, że jej tam nie ma, a ty jedź na cmentarz. Dołączę do ciebie później.
Rozłączyłem się i szybko wsiadłem do samochodu. Nie mogłem pozwolić, by stało jej się coś złego. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył.


                 Wiatr delikatnie poruszał zielonymi liśćmi, które wydawały przy tym miły, delikatny szum. Lecz ten sam powiew chłodnego powierza bawił się moimi włosami, przyprawiając mnie o dreszcze. Podciągnęłam kolana pod brodę i wykrzywiłam się z zimna. Uciekłam. Po raz kolejny uciekłam od problemu. Czy tylko to potrafię robić? Jestem żałosna.
„I co dalej? Będziesz tu tak siedzieć?”
W tym momencie byłam jednym wielkim paradoksem. Mimo, iż nie mogłam tu tak siedzieć w nieskończoność, chciałam to robić. Zapomnieć o wszystkim, nie martwić się niczym… Brakuje mi tych rozmów, przekonywania się i ciepłego uśmiechu… Babciu potrzebuję cię…
Ponownie przeszły mnie ciarki. Ktoś mnie obserwował. Spojrzałam w prawo i ujrzałam chłopaka, na którego twarzy malowała się ulga. Odwróciłam wzrok, a po policzkach spłynęły mi łzy. Czemu zachowuję się jak pięcioletnie dziecko, za którym każdy musi biegać? Które trzeba pilnować na każdym kroku? Jeszcze nigdy nie czułam się tak okropnie.
Po chwili usłyszałam powolne stąpanie po alejce cmentarza. Chłopak usiadł obok mnie.
- Ania… - odezwał się.
- Nie chcę ich znać.
- I ja do tego nie dopuszczę… Chodź. Wrócimy do domu.
Spojrzałam na niego ze strachem.
- Nie ma ich tam – odpowiedział stanowczo.
Mój wzrok utkwił na jego obłędnie błękitnych tęczówkach i nagle wszystkie troski zmalały.
- Czy to krew? – zapytał z niedowierzaniem, przyglądając się bordowym plamom na kostce brukowej.
Dopiero teraz poczułam przeraźliwy ból emanujący z moich stóp. Zmrużyłam oczy, a po moim policzku spłynęła łza cierpienia.
- Ania, wszystko w porządku?
- Tak – odpowiedziałam wymijająco.
- Skaleczyłaś się. Pokaż, trzeba to opatrzyć.
- Nie! Nic mi nie jest.
- Czyżby? – uniósł prawą brew – W takim razie chodźmy.
Nie chciałam, by zorientował się, że przez moje idiotyczne zachowanie coś sobie zrobiłam. Czułam się już wystarczająco głupio. Zawahałam się i gestem ręki wskazałam, by szedł pierwszy.
- O nie – uśmiechnął się zadziornie – Panie przodem – powiedział robiąc mi przejście.
Dam radę. Muszę. Nie chcę wyjść przed nim na osiemnastolatkę z rozumiem pięciolatki. To nie daleko. Przejdę te kilkadziesiąt metrów i pokażę mu, że nic mi się nie stało. Przecież to nie może być aż tak bolesne.
Wzięłam głęboki wdech i podniosłam się. Czułam, jak coś przesuwa się pod moją stopą. Zagryzłam wargi i zrobiłam krok, lecz nie tą nogą, co trzeba. Przenosząc cały ciężar ciała na lewą stopę, pozwoliłam, by ostry kamień wbił się głębiej i przeciął wszystkie naczynia, jakie napotkał na swej drodze. Zmarszczyłam brwi i natychmiast cofnęłam nogę, tym samym tracąc równowagę. Wiedziałam, że skończy się to upadkiem, lecz Jay złapał mnie w odpowiednim momencie. Przytkałam ręką usta, by przypadkiem nie wybuchnąć płaczem.
- Czy teraz pozwolisz mi zobaczyć ranę? – zapytał.

 __________
Kolejny rozdział :). Mam wrażenie, że robią się ona coraz bardziej nudne ;/. Może mi się wydaje :). Dziękuję za cierpliwość :* Spinam się ostatnio i postanowiłam starać się bardziej niż wcześniej systematycznie dodawać rozdziały ^^. Rozdział dedykuję:
Alejandra Shadowhunters
oraz anonimowej osobie :) Dziękuję Wam dziewczyny ^^ Dziękuję wszystkim czytaczom :* Mam nadzieję, że was nie zanudziłam tak bardzo ;) Do następnego <3
Tym razem Nath *o*


♥♥♥

4 komentarze:

  1. NIE NIE.!!
    ONE SĄ ZAJEBISTE <33
    pISZ SZYBKO KOLEJNY :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do obrazku - tak, on jest piękny :D
    Co do rozdziału- uff, dobrze, że to Tylko sen i Jay nie jest jej bratem.. tak się bałam..
    NIE SĄ NUDNE! Naprawdę, kocham to opowiadanie.
    Jestem ciekawa kim są ci ludzie.
    Dziękuje za dedykacje i przepraszam, że wcześniej suszyłam ci o rozdziały głowę, ale po prostu nie mogłam się doczekać <3
    do następnego :)
    Zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. noo jaka ulga ze to byl sen :) ale potem szybsze bicie serca bo miala deja vu...
    kocham Twoje pisanie :>
    i nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ci dziękuję za dedykacje :*
    Jak możesz mówić, że one są nudne.
    Jak przeczytałam, że to był tylko sen to byłam taka szczęśliwa :D
    Ale nie pokoi mnie kim są ci ludzie :/
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział tego jakże zajebistego opowiadania. Normalnie zajebioza.
    Zapraszam do mnie na imaginy:
    http://imaginyothewanted2.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Neva Bajkowe Szablony