poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 32

- Haha, dokładnie. Widziałam, jak... Co jest? – Nareesha przerwała, przyglądając mi się.
To, co zobaczyłam, przeraziło mnie. Gdzieś tam w środku czułam narastające poczucie winy.
- Ania..., to pomyłka... – powiedziała Nareesha, patrząc na mokrą od łez twarz dziewczyny, lecz ta podniosła rękę, by przestała.
- Ania... – zaczęłam, lecz nie wiedziałam, co powiedzieć. Zaprzeczanie temu, co zobaczyła, było niepotrzebne. Dobrze wiedziała, co jest na zdjęciach i dobrze wiedziała, że to on.
Spojrzała mi w oczy: - Nic... nie mów – powiedziała cicho po czym przytknęła dłonią usta, jakby powstrzymywała się, by nie powiedzieć czegoś więcej – To... niemożliwe... – kręciła głową.
Nareesha chciała podejść i ją przytulić, lecz dziewczyna zauważyła to. W mgnieniu oka odsunęła się od stołu i nie wiedząc kiedy wybiegła z domu. Spojrzałam na brunetkę. Odwróciła się do mnie, a w oczach miała przerażenie. Obie nie mogłyśmy się ruszyć. To działo się tak szybko.
- Trzeba... trzeba coś zrobić! – krzyczała Nareesha.
- Może... może ma w kieszeni komórkę. Spróbuj zadzwonić.
- Okey – dziewczyna wyjęła swojego smartfona, wybrała numer i zadzwoniła – Nic z tego. Nie odbiera... Pewnie ma wyłączone dźwięki – widziałam, jak trzęsą jej się ręce.
- Co teraz...? – bałam się zadać to pytanie, ale kiedyś musiało ono paść.
- Musimy coś zrobić, no! Pobiegnijmy za nią!
- Tak, ale... co to da?
- Przynajmniej będziemy wiedziały, gdzie jest i że nic jej nie jest! – powiedziała wychodząc  z kuchni – No chodź! – pogoniła mnie.
Otrząsnęłam się i pobiegłam za nią. Miała rację – nawet, jeśli nie będzie chciała nas słuchać powinnyśmy ją znaleźć. Włożyłyśmy coś na siebie i wybiegłyśmy przed dom.
- No... i? – zapytałam.
- Babcia Ani niedawno zmarła, może będzie na cmentarzu.
- Być może pobiegła do domu. Tego drugiego.
- Możliwe. Rozdzielmy się, będzie szybciej.
Zastanowiłam się.
- Jesteś pewna? – zapytałam – A jeśli jakiś pedofil cię zaatakuje?
Zauważyłam, że Nareeshę przeszedł dreszcz.
- Racja.
- To gdzie najpierw?
- Na cmentarz.


- Wychodzę! – krzyknąłem ubierając granatową bejsbolówkę. Zerknąłem jeszcze w lustro, by poprawić włosy i chwyciłem za klamkę.
- A ty gdzie? – zapytał blondyn wchodząc do holu.
- Ja? Na spacer.
- Ty? – uniósł brwi - Stary, to do ciebie niepodobne.
- Nie rozumiem – cofnąłem rękę i odwróciłem się do niego.
- Nie ma tu nic do rozumienia – uśmiechnął się podejrzanie – Ty po prostu nie wychodzisz wieczorami z domu "na spacer" – w powietrzu zakreślił cudzysłów – Przyznaj się – poruszył brwiami, które przed chwilą powędrowały w górę.
- Do czego.
- Idziesz na imprezę. I to bez nas – pogroził palcem.
- Daj spokój. Gdybym szedł do klubu, nie ubrałbym się tak. Zresztą...
- Hm?
- Każdy czasem potrzebuje być chwilę sam.
- Każdy, ale nie ty – uśmiechnął się.
- Uhh – westchnąłem i wyszedłem.
- Co się dzieje? – zapytał przyjaciel podchodząc do blondyna.
Trzymał ścierkę, w którą wycierał sobie ręce.
- Nasz arogancik wyszedł na spacer – odpowiedział patrząc na drzwi.
- Co? – zapytał przerywając czynność.
- Też się zdziwiłem.

                 Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w stronę parku. Spojrzałem na zegarek - 20:10. Już dawno nie byłem tam sam. Zresztą, czasem warto jest się wybrać na taki spacer. Chociażby dla zdrowia? Nie rozumiałem Niall`a. Co w tym dziwnego? Owszem, nigdy wcześniej nie wychodziłem z domu o tej godzinie, chyba, że na imprezę, ale jak już wspomniałem, po prostu chcę się przejść. Nie powinno to nikogo dziwić. Przeszedłem przez ulicę i poczułem wibracje. Wyciągnąłem komórkę i spojrzałem na wyświetlacz. Liam. Westchnąłem. Czyżby jutrzejsze nagłówki gazet głosiły: "Zayn Malik wyszedł wieczorem na spacer!". Odebrałem.
- Stary, co ty robisz?
- Aktualnie idę.
- Mówię serio.
- Wyszedłem się przejść. Co w tym dziwnego?
- Wszystko! Ty nie wychodzisz ot tak na spacer – przewróciłem oczami – Chyba, że...
- Chyba, że co?
- Chodzi o nią, tak? – Nie odpowiedziałem – Wiedziałem! Mówiłem Harry`emu, żeby nie wspominał ci, że kiedyś parę razy ją tam widział.
Pokręciłem głową: - Liam, pomyśl. Nawet jeśli mi powiedział, to nie wybierałbym się tam o tej porze, mając nadzieję, że ją spotkam.
- W sumie...
- W sumie masz rację Zayn, to bez sensu – dokończyłem za niego.
- Oj, no dobra dobra. Ale wciąż uważam, że to do ciebie niepodobne.
- Aj tam, daj spokój.
- Słucha...
- Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwałem mu – Jak będę czegoś potrzebował, zadzwonię.
- Zayn! Ja chcia...
- Dzięki stary! Narazie – rozłączyłem się.
Co w nich wszystkich wstąpiło? Nie dadzą mi żyć. Skręciłem do parku. Czy aby na pewno nie kierowałem się tym, co powiedział mi Harry? Niee. Zresztą, przed chwilą tłumaczyłem, że to tylko spacer... Nie nie nie. Nie idę jej szukać. Przez to ich gadanie zaczynam świrować. Hmm, chyba jestem na miejscu. "Samotne drzewo naprzeciw ławki, będziesz wiedział które”. To na pewno to. Podszedłem bliżej. Drzewo, jak drzewo, niczym nie różni się od innych.
W parku nie było nikogo. Nie było to dziwne zważywszy na godzinę. Słońce dawno już schowało się za horyzontem pozostawiając ze światła dziennego jedynie półmrok. Latarnie, kolejno jedna po drugiej rozbłyskiwały żółtym światłem. Usiadłem pod drzewem. Oparłem głowę o pień i zamknąłem oczy. Nie ma to, jak chwila wytchnienia. Ciągle nagrania, koncerty, studio... Cały czas w biegu. Teraz mamy wolne, ale kto wie, kiedy któregoś z nas coś natchnie i napisze nową piosenkę. I znowu się zacznie. Mimo wszystko, kocham to. Nie wyobrażam sobie... Usłyszałem kroki. Przyspieszone. Jakby ktoś biegł. Czyżby o tej godzinie zebrało się komuś na jogging? Zerknąłem przez lewe ramię. Niemożliwe. Odwróciłem się. Musiało mi się przywidzieć. A jeśli nie? Istnieje tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Jeśli to ona, to - wierząc Harry`emu - przyjdzie tu, jeśli nie, no cóż. Nie przyjdzie. Proste. Czekałem. Kimkolwiek tek ktoś był, zbliżał się. Zacząłem się denerwować. A jeśli to jedna z tych napalonych fanek? Zauważyła mnie i zaczęła śledzić, a teraz wpadła w panikę, bo zniknąłem jej z oczu i straciła być może jedyną w...
- Wynoś się stąd.
Ten głos. Niemożliwym jest pomylić go z innym. Przez to intensywne myślenie nawet nie zauważyłem, jak podeszła.
- Czemu niby? To miejsce publiczne, nie prywatne. Może tu przebywać, kto tylko chce – powiedziałem nie odwracając się. Ha! Wystarczyło tylko być cierpliwym i poczekać aż sama mnie znajdzie.
- Powiedziałam. Wynoś się.
- Uparta jesteś – zaśmiałem się cicho – Jak już powiedziałem, to nie jest tylko twoje miejsce. Chyba, że jest podpisane, pokaż tylko, gdzie.
- Idź... sobie. Proszę – w jej głosie usłyszałem coś dziwnego. Nie mogłem odgadnąć, co to.
- A czemu niby... – podniosłem się i spojrzałem na nią. Drgnąłem – Co się... stało.
Jej twarz była mokra od łez, oczy lekko zaczerwienione. Wydała się mniejsza. Nie wyglądała tak, jak wcześniej; stała skulona z zaciśniętymi pięściami, usiłując nie rozpłakać się na dobre.
- Proszę... – wyszeptała błagalnie. Coś we mnie pękło. Nie mogłem patrzeć, jak kolejne łzy spływają po jej gładkiej twarzy. Nie wiedząc czemu podszedłem i przytuliłem ją. Staliśmy tak chwilę w ciszy, gdy nagle dziewczyna odepchnęła mnie - Nie! - krzyknęła - Nie... nie, nie...
Wróciłem do rzeczywistości. Nie powinienem tu być. Co mnie podkusiło, żeby wychodzić dziś z domu?
- Przepraszam – powiedziałem chłodno – Pójdę sobie.
- Nie! Nie chcę być... sama. Po prostu... zostań.
Zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Znów na nią spojrzałem i znów chciałem jej pomóc. Złapałem ją za rękę i zaprowadziłem pod drzewo pod którym usiedliśmy. Dziewczyna rozpłakała się. Tak bardzo było mi jej szkoda. Przed dłuższą chwilę nikt nic nie mówił.
- Czemu... czemu ja? – przerwała ciszę mówiąc przez łzy.
- Cii... Nie płacz – powiedziałem, starając się ją choć trochę uspokoić.
- Tylko chcę wiedzieć... wiedzieć, czemu... – skuliła się i ponownie zaczęła płakać.
Patrzyłem. Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, co ją tak zraniło. Nie pytałem, co się stało. Widziałem, że nie była w stanie odpowiadać na jakiekolwiek pytania. Ostrożnie odgarnąłem opadające jej, niesforne włosy, a ona podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Nie wiedziałem zbytnio, jak się zachować, więc uśmiechnąłem się smutno. Nic już więcej nie powiedziała, tylko wsparła głowę na moim ramieniu. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć, więc nie zastanawiałem się. Podniosłem głowę i spojrzałem w górę. Miliony gwiazd rozświetlały ciemne, granatowe nocne niebo. Z minuty na minutę robiło się coraz zimniej; ptaki zamilkły, a swój koncert rozpoczęły świerszcze. Cykały miarowo, nie przejmując się niczym. Martwiły się tylko o to, by przeżyć. A my? Oprócz tego mamy tony innych zmartwień. Każdy boi się, że straci kogoś bliskiego - matka wychowująca dwójkę dzieci codziennie czeka na jakąkolwiek wiadomość bądź znak od męża, który wyjechał do Iraku, że żyje i nic mu nie jest. Życie nie jest ani proste ani sprawiedliwe. Ludziom wydaje się, że takim, jak ja jest łatwo. Nic bardziej mylnego. Oni mają spokojne życie, zwykłe ludzkie zmartwienia, normalny kontakt z bliskimi. Gdy wyjdą na ulicę nie ugania się za nimi stado fotoreporterów. A ja? Gdzie się nie pokażę - tam paparazzi. Jak nie w trasie, to w studio, jak nie w studio, to w trasie. A bliscy? Mało jest takich chwil, jak ta, gdy mogę spokojnie wyjść z domu, pomyśleć i zadzwonić do mamy, zapytać co u niej.
Zrobiło się chłodno. Spojrzałem na opierającą się na moim ramieniu dziewczynę.
- Może... odprowadzić Cię do domu? Nie, że jest mi niewygodnie, tylko...
Zorientowałem się, że nie uzyskam od niej żadnej odpowiedzi, bo zasnęła. I co teraz? Przecież jej nie obudzę. Może nie jestem taki wrażliwy, ale nie miałbym serca obudzić jej, by powróciła do tego obrzydliwego świata, w którym coś poszło nie tak i sprawiło, że jest teraz tutaj. Wpadłem na pewien pomysł. Delikatnie, zważając na ruchy, wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer. Po czterech sygnałach usłyszałem głos zaspanego przyjaciela.
- Zayn...?
- Liam, przyjacielu mam nadzieję, że cię nie obudziłem – powiedziałem najciszej, jak mogłem, uśmiechając się przy tym do siebie.
- Masz pecha, bo niestety to zrobiłeś. Chłopie do cholery, co ty robisz o tej godzinie?
- Podziwiam piękne nocne widoki – żartowałem.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne, boki zrywać.
- Mam prośbę.
- Ja też.
- Co jest?
- Masz zegarek?
- Mam.
- To na niego spójrz i zadzwoń za minimum dziesięć godzin, bo tak się składa, że o tej godzinie ja przeważnie śpię.
- Ale...
- Zayn, nie jesteś już małym dzieckiem. Złap taksówkę i przyjedź do domu. To, że zabalowałeś i przespałeś się z jakąś laską nie oznacza, że możesz dzwonić do mnie w środku nocy i mnie budzić.
- Ale daj mi...
- Jak nie masz kasy, to powiedz kierowcy, że jesteś ten Zayn z One Direction i spotkasz się z jego córką, albo co tam wolisz.
- Liam...
- Wiem wiem. Nie powinno się w ten sposób wykorzystywać sławy, no ale jak się już ją ma, to trzeba.
- Ona jest ze mną – powiedziałem stanowczo, akcentując odpowiednie słowo.
- Coo?! – to, co powiedziałem, podziałało na niego, jak paralizator – Jak ona...
- Nieważne. Później wszystko ci opowiem, jasne? A teraz bądź tak dobry, wyświadcz mi kolejną przysługę w moim marnym życiu i przyjedź do parku.
- Gdzie jesteś? – zapytał poważnym tonem.
Za to lubiłem Liam`a, nie zadawał zbędnych pytań, tylko same konkrety.
- Od bramy głównej w lewo.
- Już jadę.


                  Biegłyśmy dosłownie, co sił w nogach. Zarówno ja, jak i Nareesha motywowałyśmy się tym, żeby nie pozwolić, by Ani coś się stało. Dotarłyśmy na cmentarz. Zdyszana, oparłam ręce na kolanach i pochylając się, próbowałam złapać oddech.
- Chodź. Nie ma... czasu – powiedziała mulatka ciężko oddychając.
- Daj mi... chwilkę.
Po minucie szukałyśmy grobu. Nie miałam pojęcia, gdzie to jest, ale widać Nareesha wiedziała, więc nie musiałam się martwić, że się zgubimy, zważywszy, że nie uśmiechało mi się szukanie drogi w nocy na cmentarzu. Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, przez co o mało na nią nie wpadłam. Przyglądnęłam się jej.
- Co jest?
- To tutaj – powiedziała nie poruszając się.
Powiodłam wzrokiem za nią. Nie było tam nikogo.
- Gdzie teraz? – zapytałam niepewnie.
- Do jej domu.
Biegnąc wróciłyśmy na niewielki parking przed cmentarzem.
- Daleko?
- Kawałek jest – powiedziała brunetka z grymasem na twarzy.
- Wiem, że musimy ją znaleźć, ale nie dam rady tyle przebiec.
- Ja też. Łapiemy taksówkę?
- O tak.
Miałyśmy szczęście, bo niedaleko na krawężniku stała zaparkowana żółta furgonetka. Kierowca nie był zbytnio zadowolony, gdy go obudziłyśmy, ale gdy rozpoznał Nareeshę – z tego, co wiem była modelką – od razu zmienił nastawienie i zgodził się nas podwieźć za darmo.
- Wszystko okey? – zapytała Nareesha, patrząc na mnie wyczekująco.
- Hmm, nie jestem zbytnio w temacie i nie wiem, gdzie jeszcze Ania mogłaby pójść, ale...
- Ale?
- Tak się zastanawiam, czy ona zawsze nosi przy sobie klucz do domu? - brunetka zmarszczyła czoło – No popatrz. Skoro mieszka u chłopaków, to jej dom musi być zamknięty na klucz, prawda?
- No tak.
- Więc tak sobie myślę, czy ona zawsze nosi przy sobie klucz do domu?
Twarz dziewczyny zmieniała się dając znać, że rozumie.
- Nie wydaje mi się.
- Powiedz mi jeszcze, gdzie chłopcy trzymają klucz do swojego domu?
- Hmm, przeważnie wieszają go na haczyku obok szafki na buty.
- Czyli jej dom odpada.
- Proszę cię, mów jaśniej. O tej porze nie myślę tak szybko – uśmiechnęła się delikatnie.
- Mam pamięć fotograficzną. Gdy wchodziłyśmy dziś do domu chłopaków, zauważyłam, że z kieszeni damskiej kurtki wystawał breloczek przypięty do czegoś, co znajdowało się wewnątrz niej, a kiedy szłyśmy do kuchni podeszłam bliżej i z czystej ciekawości zerknęłam, co jest w środku. Był to klucz. A z tego co wiem, żadna dziewczyna - oprócz Ani - nie mieszka z chłopakami.
- No tak – Nareesha pokiwała energicznie głową – Zresztą, nie przypominam sobie, żebym zostawiła u nich kurtkę, zwłaszcza, że nie mam zwyczaju nosić czegokolwiek w kieszeni. Wszystko wrzucam do torebki.
- Więc teraz pomyśleć musisz ty. Nie znam jej na tyle dobrze, by wiedzieć, gdzie poszłaby w takiej sytuacji.
Brunetka zastanowiła się.
- Wiem – powiedziała krótko – Panie kierowco – nachyliła się do przodu i uśmiechnęła promiennie – zmieniłyśmy zdanie. Zawiezie nas pan do parku?

__________
Coś niezbyt mnie się podoba ;x No ale może wam przypadnie do gustu :D :D. Dzięki Wam na wyświetlenia :O 23 469. Nie wieerze :O. Staram się dodawać w miarę małych odstępach i myślę, że nawet mi to wychodzi ;>.
Dedykacja:
Jessica Jess - Noowy Czytacz! *o*Twoje komentarze powalają na kolana! Haha, jak je czytam to padam :) We pozytywnym sensie oczyfiście :D Twojego bloga czytam - bo jak mogłabym nie ;) - no i zapraszam do mnie :). Dzięki! ;*


♥♥♥

6 komentarzy:

  1. Pamiętasz mnie jeszcze? ^_^
    Wracam do komentowania ;D
    Ale się pokomplikowało..
    Z tym Zaynem to dowaliłaś xd
    Dziewczyny się nabiegały a tu lipa ;p
    Chyba, że zobaczą Anię z Malikiem..
    Tak czy siak, na pewno będzie ciekawie ^^
    Czekam na nexta ;) i weny ;*
    PS. Zapraszam do siebie na ostatni rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że pamiętam!
      Dziewczyno, ja bym nie pamiętała?!
      Witaj z powrotem!
      Miśkuuu! :D Lecę czytać, a jak nie zdążę, to jutro poczytam! :* :*

      Usuń
  2. Nominowałam Cię do Versatile Blogger Award :) http://thewantedstory3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudooo *-*
    Przepraszam, ale nie mam czasu na długi komentarz :c Obiecuje ze przy nastepnym rozdziale pojawi sie dluzszy komentarz ^^
    Zostałaś nominowana do nagrody The Versatile Blogger Award! Huhuhu gratulację ^^ Więcej informacji pod rozdziałem http://pamietnik-janette.blogspot.com/2013/08/rozdzia-5.html#comment-form ;) Xx

    OdpowiedzUsuń
  4. wróciłam , więc komentuje ! :D
    Jaki Zayn ! Czyżby chciał zawieźć ją do swojego domu ?
    będzie ciekawie !
    i czy Nar i Pat znajdą ja przed tym jak pojedzie ?
    czekam nn !

    http://love-is-a-contradiction.blogspot.com/
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten blog otrzymał nominację do nagrody The Versatile Blogger Award! Gratuluję! Więcej info http://theonewanteddirection-imaginy.blogspot.co.uk/2013/08/the-versatile-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń

Neva Bajkowe Szablony