- Ale…, jak sam powiedziałeś dostałeś
tego buziaka, a nikt nie mówił, że musisz go poczuć – powiedziałam chwytając za
klamkę.
I tu go zagięłam.
- Ale ja chcę takiego
porządnego! – dodał po chwili.
Teraz wiedziałam, że będzie
mnie gonił. Otworzyłam drzwi i wybiegłam z pokoju. Skierowałam się na schody.
Zbiegłam z nich i przy pokonywaniu ostatniego stopnia, potknęłam się o czyjeś
buty walające się po podłodze. Próbowałam jakoś złapać równowagę, lecz
skończyło się to na tym, że z całej siły rąbnęłam w drzwi kuchni uderzając nimi
kogoś wewnątrz niej. Szybko się podniosłam i niepewnie zajrzałam do
pomieszczenia.
- Wszyscy żyją…? – zapytałam
masując czoło.
Chłopcy spojrzeli na mnie,
następnie na Toma, a później na Nathan'a, który… głowę miał całą w cieście!
- Mam cię! Dawaj tego… Co tu
się stało?
- Nath! Nic ci nie jest? –
zapytałam przerażona podchodząc do niego i zabierając mu miskę z rąk.
Na podłogę skapywało cisto
spływające z twarzy poszkodowanego. Powoli podniósł głowę, a ja złapałam za
ścierkę i zaczęłam wycierać mu buzię.
- Ja… ja nie chciałam…
Przepraszam, tak mi głupio… Zaraz to posprzątam… wybacz mi, ja… - nie
dokończyłam, bo chłopak złapał mnie za nadgarstki, tym samym przerywając
wykonywaną przeze mnie czynność, którą było wycieranie jego twarzy.
Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał śmiech Sykes’a.
- Hahaha… Ej! Tylko mi nie
mówcie, że to – wskazał swoją twarz –
nie wygląda śmiesznie.
W tym momencie wszyscy ryknęli
śmiechem, oprócz mnie. Byłam chyba nie w temacie. Jak jego może TO bawić?
- Ale…
- Hej, nic się nie stało –
powiedział Nath – Zawsze, gdy coś gotujemy, niezależnie co, ktoś jest brudny.
Właśnie zastanawiałem się, kogo i w jaki sposób spotka zaszczyt dłuższej
kąpieli, a tu PAC! Tom mnie popchnął i wylądowałem w misce – uśmiechną się
pocieszająco.
- Czyli… nie gniewasz się?
- Coś ty. Teraz nikt nie
zaprzeczy, że jestem słodki – wyszczerzył się zniewalająco.
- Przykro mi młody. To „coś”
na tobie, jest okropnie słone – skrzywił się Max.
Wszyscy spróbowali ciasta.
- Łee.
- Mówiłem „szczyptę”!! –
gorączkował się Tom.
- Każdy z nas dodał szczyptę –
odparł Max.
- A ile dla was znaczy
„szczypta”?
Max pokazał łyżkę, Siva garść,
a Nath szklankę. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- To wszystko wyjaśnia –
mrukną Parker – Wy tu posprzątajcie, a ja…
- Hej! Gdzie ty się wybierasz?
– zapytałam.
- Ja…
- Wszyscy będziemy sprzątać.
Bez wyjątków.
- Ale, ja… potrzebuję
słodkości!… Po tym słonym cieście przydałoby się parę słodkich buziaków –
poruszał brwiami.
- Potrzebujesz słodkości, tak?
– powiedziałam i sięgnęłam po szklankę – Proszę – wręczyłam ją zdziwionemu
chłopakowi, a następnie nasypałam do niej cukru – Jak się najesz, to powiedz.
Chłopcy wybuchli śmiechem.
- Oj, no dobra, już sprzątam –
powiedział Tom odkładając szklankę.
Po chwili kuchnia, łącznie z
Nathan'em lśniła czystością. Ja i Seev wyprosiliśmy pozostałych i zabraliśmy się
za jakąś normalną kolację. Postanowiliśmy zrobić zapiekanki. Muszę przyznać, że
jak na tak proste danie smakowały nieziemsko. Po skończonym posiłku
postanowiłam wrócić do domu.
- Będę się zbierać –
powiedziałam wstając od stołu.
- Już? – jęknął Max.
- Przecież jeszcze nie raz się
zobaczymy.
- Odprowadzę cię – uśmiechnął
się Jay.
- Wpadniemy do ciebie w…
najbliższej przyszłości.
- Będę czekać. Cześć! –
pożegnałam się i razem z Jay'em ruszyłam w drogę powrotną.
- Ekhem – chrząkną Loczek, gdy
naciskałam klamkę.
- Coś się stało?
- Chcę buziaka.
- Możesz sobie chcieć –
śmiałam się.
- Odprowadziłem cię, a ty
nawet buziacka nie das – posmutniał.
Coś się we mnie poruszyło.
Mimo, iż on tylko udawał, nie chciałam, by był smutny. Podeszłam bliżej i
spojrzałam na niego.
- A jak ci dam, to się
uśmiechniesz?
- Powinnaś zapytać : „Po ilu
buziaczkach się uśmiechniesz?”.
- Chcesz czy nie.
Pokiwał głową i otarł udawaną
łzę. Podniosłam się odrobinę na palcach i pocałowałam go w policzek. Moje ciało
po raz kolejny przeszedł dreszcz. Przyjemnie było go pocałować. Czułam, jak się
uśmiecha.
- Dziękuję – wyszczerzył swoje
białe ząbki.
- Chłopaki – pokręciłam głową.
- To na razie – uśmiechnął
się.
- Pa – odwzajemniłam gest i
weszłam do domu.
- Romantycznie – powiedziała
babcia.
- Aaa… no, bo…
- Nie wnikam. Kochanie, Luiza
zaprosiła mnie do Włoch. Wyjeżdżam jutro po południu, może chcesz jechać ze
mną?
- Ja… zostanę – uśmiechnęłam
się.
- Jak co roku?
- Wolę posiedzieć w domu.
- Tylko, że teraz masz
znajomych…
- Tak, dokładnie.
- Skoro tak, to na lotnisko
zawieziesz mnie o 12:00.
- Dobrze – kąciki moich ust
powędrowały w górę na widok radości wypisanej na twarzy starszej kobiety.
- To dobranoc.
- Dobranoc – odpowiedziałam i
poszłam wziąć gorącą kąpiel.
Przebrałam się i zmęczona
dzisiejszym dniem runęłam na łóżko, by po chwili zasnąć.
- Tom! Możesz przestać się
śmiać?! – denerwował się Nathan – Tak, wiem to było śmieszne, ale daj już sobie
spokój! Przestaliśmy się zalewać z tego jakieś… Pół godziny temu!
- Ale…, jak ona popchnęła te
drzwi… i jak ja ciebie… i ty… BUM! – przerywał Tom, co chwila się śmiejąc.
Nagle usłyszeliśmy dźwięk
otwieranych drzwi. Po chwili Jay, cały czas uśmiechając się, usiadł między mną,
a Tomem.
- Aach… - westchnął.
Spojrzeliśmy po sobie, a
następnie rzuciliśmy Loczkowi spojrzenie typu: „A tobie co?”.
- Jay…?
Nic. Jak głupi wpatrywał się w
telewizor. Nie sądzę, by to on był obiektem tych jego westchnień.
- Jay! – udarł się Seev.
- Słucham cię przyjacielu –
odpowiedział spokojnym, rozmarzonym głosem.
Ja i Parker równocześnie
odsunęliśmy się od niego.
- Dobrze się czujesz…?
- Owszem.
- Dzwońcie po lekarza –
powiedział Nathan z przerażeniem wpatrując się w kolegę.
- Mam pomysł – wyszczerzył się
Tom i tanecznym krokiem poszedł do kuchni.
- To my się odsuńmy na
bezpieczną odległość 20 kilometrów.
Stanęliśmy przy ścianie. Co
prawda nie są to te wspomniane kilometry, ale lepsze to, niż nic. Po chwili
Tom, z tym samym uśmiechem na ustach wszedł z nożyczkami w ręce.
- Max powiedz, że on żartuje…
- wyszeptał Nath patrząc na mnie.
- Jeśli on to zrobi…
- … zginie – dokończyłem.
- Oh, jakie mam ostre
nożyczki, ajć! – grał Tom – O! Spójrzcie! Co to za piękne, długie loczki? Aż
się proszą, żeby… je… - mówiąc to chwycił za jeden lok wystający spod czapki.
Z przerażeniem patrzyliśmy na
nożyczki… On to zrobi… Jay go zabije, poćwiartuje, zakopie…
- Boże… - wyszeptał Nath.
3 milimetry… 2… 1…
- Nie!! – krzyknęliśmy
równocześnie.
Ale on… Zrobił to. Odciął mu
jednego z jego ukochanych loczków. Nagle Jay ocknął się z… nawet nie wiem, jak
to nazwać, i obejrzał się. Tom schował „dowód” za siebie uśmiechając się
sztucznie. Po jego minie widać było, że sam nie wierzył w to, co przed chwilą
zrobił.
- Tom… Po co ci te nożyczki? –
zapytał.
- Nożyczki? Aa… TE nożyczki.
One… są… były mi… No zabrałem je z kuchni, tak.
- Ale po co stoisz z nimi nad
moją głową?
- Bo… No, wiesz… zabrałem je,
bo… No ssstrasznie ci z tej czapki nitki wystają, wiesz? Chciałem ci je
poucinać – wyszczerzył się, a my odetchnęliśmy z ulgą.
- Ale ta czapka taka ma być…?
- Aaa, no widzisz? Ja ci te…
niteczki takie ładnie wystające… tak poucinać…, tak. Co to by było, jakbym ci
loczka uciął, no nie? Hah…
Jay spojrzał na niego
podejrzanie, a my wstrzymaliśmy oddech.
- Ymm, Jay! – zaczął Seev – Co
ty taki happy wróciłeś?
- Ja? Ach… Dostałem buziaka!
- Od kogo niby.
- Czy ty serio nie widzisz,
jak on na nią patrzy? – powiedział Sykes.
Spojrzałem na Loczka. To było
pewne, że kiedyś to zauważą. Kwestia czasu, nic więcej.
- Na kogo niby?
- Powtarzasz się Parker.
- Tom, ty jesteś tak tępy, czy
tylko udajesz? Na Anię, a na kogo.
- Jay…?
- No co.
- Ona ci się podoba?
- I co z tego? Jak jej powiem,
to pomyśli, że chcę ją wykorzystać.
- Przestań. Pasujecie do
siebie – stwierdził Nathan.
- Tak, ja 22, ona 17 lat.
- Stary – poklepał go mulat –
wiek, to tylko liczba.
- Serio? „Stary”? Teraz to żeś
mnie pocieszył.
Zaspałam! Cholera, no!
11:56. W 5 minut ogarnęłam twarz. Pospiesznie wciągnęłam granatowe rurki,
ubrałam biały T-shirt w fioletowo-różowe paski, zabrałam ciemnoniebieską czapkę
i zbiegłam na dół. Babcia stała przy drzwiach, gotowa z dwoma walizkami.
Porwałam z kuchni bułkę i wyszłyśmy z domu. Włożyłam bagaże do samochodu i
ruszyłyśmy.
- Pozdrów ode mnie Lindę –
powiedziałam całując babcię na pożegnanie.
- Dobrze – uśmiechnęła się –
Który dzisiaj?
- Ym, 30 marzec.
- Za dwa tygodnie masz
urodziny, tak?
- Rzeczywiście.
- To zacznij planować… Na mnie
już czas. Wrócę za tydzień. Do widzenia Aniu.
- Do widzenia babciu –
pożegnałam się.
Poczekałam, aż kobieta wejdzie
do tunelu i wróciłam do samochodu. Co do daty urodzin, to mam stu procentową pewność, bo kiedy babcia mnie znalazła, miałam na ręce obrączkę z dniem urodzenia. Niestety,
kartka wewnątrz bransoletki była urwana, dlatego nie znam swojego prawdziwego
imienia i nazwiska. Urodziłam się w piątek, 13. Pech, no nie? Jakoś niespecjalnie
się tym przejmuję.
Weszłam do domu i udałam się
do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na tt. Po ogarnięciu
wszystkiego, napisałam: „Anna sama w domu xD”. Jak w filmie. Wyłączyłam urządzenie
i poszłam na TV. Po kilku minutach rozległ się dzwonek. Ciekawe kogo tu
przyniosło? Podniosłam cztery litery i otworzyłam drzwi.
- Co… co wy tu robicie? –
zapytałam na widok pięciu szerokich uśmiechów.
__________
Takie tam ;). Się niedługo będzie działo ;). Wiem, że w takim momencie się nie przerywa, ale z next rozdział będzie lepszy moment a jego przerwać bym nie chciała ;). Lecę nadrabiać Wasze boskie blogi i dziękuję za 5 komentarzy1! ;** Kocham Was ;**
♥♥♥